Ruru... też to zaczęliśmy podejrzewać. Bo kicia faktycznie była wycieńczona, zestresowana maksymalnie i z zapadniętymi boczkami, brzusiem i pysiem... to musiało się przekładać na wypłukanie organizmu z ważnych do życia pierwiestków... i cały czas wierzyłyśmy, że jak podje, jak brzusio się zaokrągli to będzie dobrze. Ale widać w karmie i w pastach witaminowych było tego wszystkiego za mało a Lilunia chciała więce i więcej
Dziś rano przed pracą mama dzwoni do mnie i mówi drżącym głosem, że Lilu zaczęła sobie wędrować po kanapie i zaczepiać i BAWIĆ SIĘ!!! Od jakiegoś czasu kładłyśmy jej jakieś piłeczki i myszki na kanapie przy jej legowisku i turlałyśmy koło niej. Na początku było to kiepskim pomysłem, bo maleńka reagowała oczopląsem. Więc przestałyśmy na jakiś czas. Ostatnio nie turlałyśmy tylko przysuwałyśmy piłeczki do niej i tylko poruszałyśmy nimi w miejscu. Widać było że wzrok się pilnie koncentruje, ale wtedy miseczka i głaski były najważniejsze...
No a dziś maleńka chodziła sobie lekko się zataczając z piłeczką puchatą w pyszczku z jednego miejsca na drugie, potem brała w łapki i kopała i udawała że poluje... wierzyć mi się nie chce, ale mamuś zrobiła kilka fotek telefonem i może uda nam się to ściągnąć...
Nie wierzę... poprostu nie wierzę... jeśli to się utrzyma... to ja naszą wetkę na rękach nosić będę za ten ratunek. Leki z każdym dniem dają takie efekty, o jakich przestałyśmy już marzyć... po ostatnim załamaniu nie wierzyłyśmy w kolejne cuda...
Kicia oprócz zastrzyków dostaje dodatkowo tą witaminkę B kompleks w jedzonku. Może to też pomaga. Bo może bez tej witaminki sam zastrzyk nie dawałby tak szybkich efektów które się utrwalają stopniowo...
A nie chwaląc się, wczoraj jak siedziałam z kicią w pokoiku przyglądałam jej się uważnie. Kicia zaczęła obserwować ciekawskimi oczkami całe otoczenie. Przyglądała się bardzo skupionym wzrokiem przedmiotom leżącym na szafeczce. Widać było że się maleńka uśmiecha oczkami. Coś czułąm, że może przyjdzie wkońcu czas na małą zabawę piłeczką... ale nie śmiałam tego oczekiwać....
Lilunia górą!!!!
Wczoraj był domek. Oglądał Whiskasika. Dziś ma podjąć decyzję. Domek odpowiedzialny. Widzieli Whiskasa w pełnej krasie bo chłopak był w nastroju łowieckim więc skopał kocyk i polował na ręce... (a reklamowany był jako oaza spokoju, bo taki był przy nas

) no i bidulek strasznie linieje bo zmienia futro kota wychodzącego na futro kota domowego... No... i zobaczymy co z tego wyniknie
Fruzia przestała prychać na moje ręce jak je widzi w zbliżeniu
Mona przestała drżeć pod dotykiem. Miała spokojniejsze oczka kiedy ją głaskałam. Nie skuliła się pierwszy raz. Bardzo pomocny był Pysio, który wczoraj miał świetny nastrój i traktorkował na widok mnie (nawet nie musiałam go głaskać). A jak pogłaskałam Pysia, to potem widziałam (jak wychodziłam z kociego pokoju), że Mona podczołgała się do niego bliziutko jakby sprawdzając co ja mu zrobiłam, że tak mruczy... jak by się chciała zapytać: "Pysio... ale czemu ty tak mruczysz? co się stało? coś przegapiłam?"
Mam też wieści od Norki a propos Demi. Maleńka miała ostatnio iść do wetka na przegląd... Tak spanikowała podczas próby zapakowania w transporterek, że o mało sobie pazurków nie powyrywała

Ania mówi, że najprawdopodobniej szukanie domku jeszcze się oddali w czasie. Było już tak dobrze, a jeden incydent wrócił ich na początek drogi... ale wierzę, że to już nie ten sam początek, co był kiedyś. Demi ma teraz kumpla Zębula, który ją ukoi, jak dziecko się wystraszy... pomalutku...