Dawno nie wchodziłam na wątek Malotki, bo przytłoczona własnymiproblemami nie czułam się na siłach pocieszać Eli po stracie kotka, tym bardziej, że ja też przegrałam walkę z FIP em, potem przegrałam walkę z przewlekłym zapaleniem nerek, a dzisiaj przegrałam walkę o życie maleństwa Dymnej

Zupełnie sie nie spodziewałam, że wątek tak zmeandrował... Cóż za dobijające zakończenie przytłaczającego dnia
Nie chcę dolewać oliwy do ognia, nie chcę krytykować- każdy ma prawo wybrać zwierzaka, który mu przypadnie do serca i każdy zwierzak ma prawo do bezpiecznego, kochajacego domu. Niefortunnie sie stało, że Ela, kierujac się porywem serca, przygarnęła Malotkę, nie zdając sobie sprawy z tego, że może być bardzo chory i moze isnieć zagrożenie życia. Nikomu na forum nie przyszło do głowy jej tego uświadamiać, bo komuś, kto miał ma trochę doświadczenia ze zwierzakami, wystarczyło spojrzeć na zdjęcie Malotki i poczytać o warunkach, w jakich żyła, by zdawać sobie sprawę z zagrożeńia. Na forum nie widać, że Ela jest młodą, trochę egzaltowaną osóbką, zresztą Ela nie zadawała pytań, nie stawiała warunków, jej Mama tez nie... Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem poświecenia Szczotki

A tu bańka mydlana prysła: wielkie poświęcenie okazało się brakiem doswiadczenia i przekonaniem, że wyadoptowywane ze schroniska zwierzę ma komplet batań i gwarancję jakości

No cóż, nieporozumienie... Skutek był dobry, bo Ela zrozumiała, mam nadzieję, że nie ma gwarancji zdrowia i że decydując się na zwierzęcego członka rodziny trzeba przyjąć to ryzyko, a Malotka przeżyła kilka dni w cieple i miłości i odchodziła spokojnie. Jeśli stres związany z podróżą przyśpieszył rozwój wirusa, którego miała w sobie, to warto było dla tych kilku dni
Mój kotek był rasowy, rodowodowy, z bardzo dobrej hodowli, nie ze schroniska i niestety też dopadł go FIP

Dachóweczki są genetycznie bardziej odporne, ale niestety nikt nie jest w stanie przewidzieć, którego dotknie choroba...
Źle się stało, że Ela, kierując się porywem serca, wsparła rozmnażaczkę, ale miejmy nadzieję, że rzeczywiście spróbuje przynajmniej uświadomić tej kobiecie, jaką krzywdę wyrządza kotom i kotkom, które wyniszcza ciągłymi porodami...
Właśnie wczoraj wetka opowiadała mi historię, jaką miała z pewną "miłośniczką kotów", która miała ich już chyba ze 30 i ciągle przynosiła do leczenia nowe maluszki, bo ona "tak kochała malutkie kociątka, że chciała, zeby się ciągle rodziły". Nie miała problemu z oddaniem, bo kotki były urocze: meleńkie, kocie miniaturki, dorosły kot niewiele ponad 1 kg, bo... z hodowli wsobnej (między osobnikami blisko spokrewnionymi). Jakoś wreszcie udało się przekonać kobietę do sterylek, zrobili jej to za darmo, byle tylko przerwać ten dramat, a po jakimś czasie kobieta przynosi nowe kociaki

Okazało sie, że najmniejszą koteczkę ocaliła przed sterylką, bo "ona rodzi takie śliczne kociaki"
Natomiast bardzo mnie zabolało coś innego, już nawet nie wypowiedzi Eli o "gorszych" kotach ze schroniska, których ludzie nie chcą. Czytajac jej wypowiedzi spodziewałam się młodej, bardzo młodej osóbki... Zabolał mnie "esej" Mamy Eli o "teorii altruizmu" Jakież to smutne i poniżajace: badxmy dobrzy dla "takich" ludzi, bo to "tacy" ludzie, pomagajmy dzieciom "takich" ludzi, ale z daleka, nie bierzmy ze schronisk "takich" zwierząt

Naznaczone, napiętnowane, "dzieci gorszego Boga"...
A skąd one się wzięły w tym schronisku??? Z głupoty, okrucieństwa, nieodpowiedzialnosci ludzi. I im jesteśmy winni wynagrodzić krzywdy.
I na zakończenie optymistyczny akcent: nieprawdą jest, że ludzie nie chcą zwierząt ze schroniska. Zabiegając od dawna o domy dla zwierzaków wiem, że na szczęście okrucieństwo jednych równoważy wielkie serce innych: Lulu, której stan wydawał się beznadziejny, pojechała do Iwci, dla psa na trzech łapkach nowi opiekunowie zmienili mieszkanie, żeby nie musiał chodzić po schodach, po sparaliżowaną kotkę, tak jak i po łysą, wymagajacą stałego leczenia i codziennych zabiegów suczkę, ludzie jechali setki kilometrów... Przykłady można mnożyć...