Malotki już nie ma

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto kwi 01, 2008 14:36

szczotka-84 pisze:ale jaka jest różnica między wzięciem przeze mnie Malotki a tych dwóch kociąt?


zasadnicza !

nie wiesz czy tylko chcesz jeszcze porozmawiać ?

kosmatypl

 
Posty: 1137
Od: Śro lut 13, 2008 14:39
Lokalizacja: Pruszków

Post » Wto kwi 01, 2008 14:39

Mirko_t - poczytaj sobie dokładniej wątek:

Pani od której je brałam ma jeden pokój i dwie kotki jedna mama moich kruszynek - miała 8 kotków został jeszcze jeden a druga kotka lada moment się okoci... pytałam czemu nie wysterylizuje kocic a ona na to że i tak nie ma żadnego problemu z rozdawaniem kociąt (bo to nie pierwszy raz!!!) więc nie ma po co "męczyć" kotek operacją...
ignorancja tej Pani przeraziła mnie... ale nie da się takim ludziom nic wytłumaczyć...


Szczotka, na Twoje pytanie:

ale jaka jest różnica między wzięciem przeze mnie Malotki a tych dwóch kociąt?



pozwolę sobie zacytować Twoją wypowiedź - podpisuję się pod nią rekami i nogami - odnosi się ona niestety również do Ciebie :(

ignorancja tej Pani przeraziła mnie... ale nie da się takim ludziom nic wytłumaczyć...

Never

 
Posty: 9924
Od: Czw lis 29, 2007 23:22

Post » Wto kwi 01, 2008 14:45

szczerze to nie chce juz rozmawiać, wziełam malotke bo była wystawiona na allegro jako mały bidny kotek szkoda że wychowała się w orzechowcach a nie u jakiejś mamy w domu bo pewnie byłaby jeszcze ze mna przez długie lata...ciesze się ze moje dwa koty nigdy nie trafią do takiego miejsca i będą miały dom od zawsze..i przykro mi ze Pani od której je wziełam nie rozumie ideii sterylizacji.. a ja dam w końcu domek kocim istotom... i je wysterylizuje.. zadzwonie także do niej żeby przekonac ja aby wysterylizowała swoje kotki aczkolwiek także do końca niewiem jaki jest jej cel dlaczego ma kotki i z jakich pobudek i td... jak się tego dowiem to może uda mi się ją przekonać bo napewno dba o swoje dwie kotki i zależy jej chociażby na ich zdrowiu..

szczotka-84

 
Posty: 106
Od: Czw mar 13, 2008 11:38
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto kwi 01, 2008 14:50

szczotka-84 pisze:zadzwonie także do niej żeby przekonac ja aby wysterylizowała swoje kotki aczkolwiek także do końca niewiem jaki jest jej cel dlaczego ma kotki i z jakich pobudek i td... jak się tego dowiem to może uda mi się ją przekonać bo napewno dba o swoje dwie kotki i zależy jej chociażby na ich zdrowiu..


Jeżeli to zrobisz, jeżeli nie poddasz się zbyt łatwo, jeśli Ci sie uda przekonać tę panią - to zrobisz bardzo wiele.
Trzymam kciuki.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Wto kwi 01, 2008 14:57

zadzwonię i porozmawiam

szczotka-84

 
Posty: 106
Od: Czw mar 13, 2008 11:38
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto kwi 01, 2008 15:01

szczotka-84 pisze:zadzwonię i porozmawiam


Najpierw poczytaj o tym, abyś była dobrze przygotowana do rozmowy (zdrowie, bezdomność, wygoda, ryzyko, koszty itd),

kosmatypl

 
Posty: 1137
Od: Śro lut 13, 2008 14:39
Lokalizacja: Pruszków

Post » Wto kwi 01, 2008 15:01

szczotka-84 pisze:zadzwonię i porozmawiam


:ok: powodzenia Szczotka, pomyśl ile maluchów może"dzieki" tej pani przyszło na świat i ile może już nie przyjśc jeśli wyperswaduje jej sie dalsze rozmnażanie kotki.

seniorita

 
Posty: 3202
Od: Pt kwi 01, 2005 22:18
Lokalizacja: Warszawa i okolice

Post » Wto kwi 01, 2008 15:09

http://www.kot.net.pl/kot31.html

W marcowym KOCIE jest mój artykuł o kastracji. Może podsunie Ci kilka pomysłów na rozmowę :wink: :D

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Wto kwi 01, 2008 15:10

szczotka-84 pisze:no cóż ostatni post wydaję mi się mocno nie fair bo niewiesz ani czy dzwoniłam do wetów żeby spytać co zrobic w takiej sytuacj ani czy odkaziłam mieszkanie ani czy zdobyłam informacje o tym jak prznosi się fip i białaczka i co mogę zrobic by w takiej ytuacj dom byl bezpieczny... a jedyne co mozna w tej sytuacji powiedzieć to to że czas pokaże... ja jestem prawie pewna że kotki będa ze mną bardzo długie lata bo jestem w stanie zrobic wszystko i robię to w momencie jakiegokolwiek zagrożenia... ale to wiem ja ... myslałam że po tym jak wygladała sytuacja z Malotką też to troszke wiecie.. bez względu na wasze oceny będę pisać jak z moimi kotkami i mam nadzieję że czas pokaże to co dla mnie jest oczywiste...

to ja spytam, bo chcialabym wiedziec:
- dzwonilas do wetow i pytalas o rade czy mozesz wzisc do domu po FIP-ie 7-tygodniowe maluchy, przedwczesnie zabrane matce? jaka dostalas odpowiedz?
- odkazilas mieszkanie? jak i czym?
- dlaczego uwazasz, ze mieszkanie jest bezpiecznie?

i skoro zdobylas informacje o wspomnianych chorobach, to wyjasnij mi prosze, czemu (bo naprawde nie moge tego pojac), zdecydowalas sie na wlasnie taki ruch i to tak szybko

uwazam, ze oprocz tego co najwazniejsze, czyli wziecia kotow z pseudohodowli, ktore na forum bezwglednie tepimy i tepic bedziemy,
druga sprawa jest wziecie zbyt mlodych kotow od matki, praktycznie bez odpornosci, do domu gdzie doslownie przed chwila odszedl inny kot z powodu FIP'a

:?:
Obrazek

Pirackie czarne Trio: Brucek (2001-2015), Hrupka (2001-2016), Rysio (2002-2018)
Wiórka (2016-2018)
Neska (2018–2023)
Pirat-PirKa (2017-2025)

Anja

Avatar użytkownika
 
Posty: 25609
Od: Śro lis 06, 2002 9:01
Lokalizacja: Warszawa Dolny MoKOTów

Post » Wto kwi 01, 2008 16:05

moja mama gdy była u nas malotka opiekowała się innym kotem znajomych - zdrowym pozatym była u mnie przyjaciólka która także ma zdrowego kota, wtedy dzwoniłam na białobrzeska a dokładniej mama i pytała jakie zagrożenie może nieść kontakt po pol godziny od bycia z chorym kotem (fip białaczka) z kotem zdrowym - nie zmieniając ubrania i td... na białobrzeskiej powiedzieli coś w stylu - "prosze się nie martwic fipem czy bialaczką nie da się tak łatwo zarazić , groźne jest korzystanie z jednej kuwety czy kontakt z płynami ustrojowymi ale jakby o zakażenie było tak łatwo to musielibyśmy zamknąć klinikę" więc dla wszelkiego spokoju tak czy siak poszłam do swojej Pani weterynarz pytając juz przed wzieciem kotków o to samo i usłyszałam podobna odpowiedz... mimo to zakupiłam nowe miski kuwete piach i td wyprałam wszystko z czym miala kontakt malotka (nie było tego duzo bo ona chodziła w sumie 3 dni i to kiepsko po jednym pokoju) oprócz tego pożyczyłam inną klatkę umyłam podłogę i doły mebli w całym mieszkaniu dwukrotnie jakimś płynem dezynfekującym od weterynarz z pod mojego bloku... i normalnym płynem pronto do podług drewnianych oraz kafelków... nie jestem idiotka i nie naraziłabym małych kociat na niebezpieczeństwo a weterynarze są dla mnie autorytetem... powiem więcej z moich informacji zdobytych drogą doświadczenia w czytaniu różnych ogłoszeń typu oddam kocięta wynika iż oddający je w 99% powołujący się na wetów piszą iż kocięta można oddać od matki w 8 tygodniu... nie jestem weterynarzem ale z ciekawości zadzwonie i o to także spytam... Minie tak swoją drogą miałam od urodzenia bo była ostatnia z miotu i odrzuciła ją matka i nie maialam żadnego doświadczenia wtedy (mój tata także) i karmiliśmy ją zwykłym mlekiem i ryba wędzoną - miałam 8 lat) a Minia dzięki super warunkom, jedzeniu i opiece dożyła 16 lat w świetnym zdrowiu i w dniu smierci była wyglądała 100 razy lepiej niz malotka po 3 miesiącach w Orzechowcach... jeżeli chodzi o umowe adpopcyjna to rzeczywiście żadnej takiej nie podpisałam a zabezpieczenie okien jest chyba tak małym problemem że przy decydowaniu się np na kotka takiego jak malotka to nawet moje osiedle i piwnice byłyby lepsze niz Orzechowce... a ja napewno o swoje koty zadbam i nie grozi im w domu żadne niebezpieczeństwo... szkoda że nikt się tak nie zainteresował malotką w Orzechowcach bo gdyby ktokolwiek wiedział chocby połowe tego co ja teraz wtedy to wiedziałby że nie wolno jej z tamtad zabierac bo to stres najprawdopodobniej ujawnił fipa... a wodobrzusze zaczęło się pojawiać już tam... tyle że nikt na to nie zwrócił uwagi - Jana przeczytałam artykuł, w sumie to wiem o tym wszystkim i napewno tych argumentów użyje..

szczotka-84

 
Posty: 106
Od: Czw mar 13, 2008 11:38
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto kwi 01, 2008 16:27

Never pisze:Mirko_t - poczytaj sobie dokładniej wątek:

Pani od której je brałam ma jeden pokój i dwie kotki jedna mama moich kruszynek - miała 8 kotków został jeszcze jeden a druga kotka lada moment się okoci... pytałam czemu nie wysterylizuje kocic a ona na to że i tak nie ma żadnego problemu z rozdawaniem kociąt (bo to nie pierwszy raz!!!) więc nie ma po co "męczyć" kotek operacją...
ignorancja tej Pani przeraziła mnie... ale nie da się takim ludziom nic wytłumaczyć...


Szczotka, na Twoje pytanie:

ale jaka jest różnica między wzięciem przeze mnie Malotki a tych dwóch kociąt?



pozwolę sobie zacytować Twoją wypowiedź - podpisuję się pod nią rekami i nogami - odnosi się ona niestety również do Ciebie :(

ignorancja tej Pani przeraziła mnie... ale nie da się takim ludziom nic wytłumaczyć...


Ignorancja wynika z niewiedzy. Pani może nie wiedzieć, że istnieją sterylki małoinwazyjne, że dobrze przeprowadzona sterylka i podane leki eliminują ból a rana jest malutka i szybko się goi. Ci którzy rozmnażają koty a sterylkom mówią nie bo nie i tak będą je rozmnażać. Nie sądzę, aby oddanie kociąt do schroniska było dla nich problemem. Być może porzucenie kociąt nie będzie dla takich ludzi problemem. Nie oni ucierpią tylko kocięta a z tym jakoś nie potrafię się pogodzić. Dlatego, mimo iż jestem świadoma problemu nie mogę jak już pisałam wcześniej potępić Szczotki-84. Wolałabym to przemilczeć, aby Szczotka-84 pozostała na forum.
Obrazek<=klik
Obrazek

mirka_t

 
Posty: 12774
Od: Pon gru 20, 2004 18:21
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Wto kwi 01, 2008 16:51

szczotka-84 pisze:...szkoda że nikt się tak nie zainteresował malotką w Orzechowcach bo gdyby ktokolwiek wiedział chocby połowe tego co ja teraz wtedy to wiedziałby że nie wolno jej z tamtad zabierac bo to stres najprawdopodobniej ujawnił fipa... a wodobrzusze zaczęło się pojawiać już tam... tyle że nikt na to nie zwrócił uwagi

:(
Obrazek

wania71

 
Posty: 4234
Od: Pt maja 19, 2006 17:17

Post » Wto kwi 01, 2008 19:32

wania71 pisze:
szczotka-84 pisze:...szkoda że nikt się tak nie zainteresował malotką w Orzechowcach bo gdyby ktokolwiek wiedział chocby połowe tego co ja teraz wtedy to wiedziałby że nie wolno jej z tamtad zabierac bo to stres najprawdopodobniej ujawnił fipa... a wodobrzusze zaczęło się pojawiać już tam... tyle że nikt na to nie zwrócił uwagi

:(


To bardzo nie fair, taki zarzut - rozumiem, że skierowany do osób, które robiły co mogły by pomóc kotom w Orzechowcach. Bardzo niesprawiedliwy, ubodło mnie to bardzo :(
Poznałam takich wetów jak ci Twoi, pracujących w sterylnych warunkach swoich lecznic za ciężkie pieniądze, którzy wymądrzają się na temat braku opieki w schroniskach (których najczęściej nie widzieli na oczy i ich wiedza nt. realiów takich miejsc bywa bliska zeru) i tego, co też trzeba byłoby zrobić bądź nie trzeba. To ich opinie z pewnością powtarzasz... Ciekawa jestem jak któryś z nich radziłby sobie w takim miejscu, mając pod opieką 50 kotów i 200 psów i tragiczne warunki finansowo-sprzętowo-wszelkie... Chciałabym to zobaczyć. Zobaczyć jak diagnozuje te koty, jak leczy, jakie ma pomysły, żeby je uratować.
Ty akurat dobrze wiesz jakie były warunki w schronisku i możliwości zdiagnozowania tam kota - żadne. Pretensje, że "nikt się nie zainteresował Malotką w Orzechowcach" są poniżej wszelkiej przyzwoitości - bo są skierowane do tych, co poświęcali swoj czas, pieniądze i serce by pomóc tym kotom, w tym i Malotce, w dostępnym sobie zakresie :(
Fajnie jest pisać z perspektywy wiedzy, którą się zdobędzie po jakimś czasie, dużo trudniej jest działać w warunkach nieposiadania tej wiedzy, bezsilności i niemożności.
A duży brzuszek, o którym wiemy teraz, że był wypełniony płynem mógł być np. po prostu brzuszkiem pełnym robali, trudno było na na oko, bez badań, stwierdzić, że to FIP-owe wodobrzusze. To tak na marginesie.
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto kwi 01, 2008 20:15

wania71 pisze:
szczotka-84 pisze:...szkoda że nikt się tak nie zainteresował malotką w Orzechowcach bo gdyby ktokolwiek wiedział chocby połowe tego co ja teraz wtedy to wiedziałby że nie wolno jej z tamtad zabierac bo to stres najprawdopodobniej ujawnił fipa... a wodobrzusze zaczęło się pojawiać już tam... tyle że nikt na to nie zwrócił uwagi

:(


Nie mogę uwierzyć, że to napisałaś. Jak możesz pisać takie rzeczy dobrze wiesz jakie są realia tego schroniska.
Czy Ty naprawdę uważasz, że dla Malotki byłoby lepiej gdyby umierała w tej brudnej zapleśniałej piwnicy.
Lulu która jest u mnie też przyjechała bardzo chora, dziewczyny bały się czy dojedzie do Łodzi, decydując się na zabranie jej z tego miejsca wiedziałam, że nie jest w najlepszym stanie. Na miejscu okazało się, że jest dużo gorzej niż myślałam, ale udało się, Lulu żyje, najprawdopodobniej już nigdy nie odzyska wzroku i pewnie nie będzie kotem kuwetkowym ale to drobnostka wobec tego, że żyje. A żyje dzięki osobom o których Ty piszesz, że nie interesowały się kotami w Orzechowcach.
Jest mi bardzo przykro ...
„Dla zwierząt wszyscy ludzie to naziści, a ich życie – to wieczna Treblinka”. -Isaac Bashevis Singer

"Zawsze warto być człowiekiem,
Choć tak łatwo zejść na psy!"
- Ryszard Riedel, Mirosław Bochenek

“Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, żeby zaimponować ludziom, których nie lubimy.” — Dave Ramsey
https://www.gismeteo.ru/weather-lodz-3203/

iwcia

 
Posty: 9147
Od: Czw kwi 28, 2005 6:52
Lokalizacja: Miasto włókienników :)

Post » Wto kwi 01, 2008 20:48

Drodzy Forumowicze,
Jestem mamą szczotki-84 – Eli. Ponieważ córka obserwuje i czyta mi informacje i wiadomości z Forum czuję potrzebę napisania do Państwa w swoim własnym imieniu.
Przede wszystkim – pragnę ogromnie podziękować wszystkim za wsparcie, jakie otrzymałyśmy w związku z opieka nad umierającą, Naszą małą Malotką. Zaangażowanie Forumowiczów, ich bezinteresowność, ciepłe słowa otuchy i konkretna pomoc – to coś absolutnie wspaniałego i godnego wyrazów najwyższego uznania.
Tym bardziej trudno mi opisać moje zdziwienie tonem Państwa aktualnych wypowiedzi, stwierdzeń, nieuzasadnionych – również ogromnie niesprawiedliwych i w moim odczuciu niezwykle emocjonalnych reakcji wobec wypowiedzi mojej córki.
Chciałabym więc zachęcić do zakończenia tego typu dyskusji, która – prowadzona w tym tonie - daje może niektórym jakąś wątpliwą satysfakcję, ale nic poza tym.
Posłużę się pewną metaforą, która pozwoli choć trochę nabrać dystansu i ostudzić w niektórych głosach ten ogromny ładunek emocjonalny.
Są ludzie, którzy działają na rzecz osieroconych, krzywdzonych i maltretowanych dzieci. Tworzą organizacje, kontaktują się ze sobą, tworzą pewnego rodzaju politykę w tym zakresie, również oddziaływają na środowisko społeczne, aby aktywnie włączyło się zarówno w proces zapobiegania takim zjawiskom, jak i szukania rodzin zastępczych, czy adopcyjnych, czy też innych pomocy instytucjonalnych.
Są inni ludzie, którzy są dobrymi rodzicami, zrównoważonymi, sprawdzonymi w swoich postawach rodzicielskich, mającymi odpowiednie warunki materialne gwarantujące normalne funkcjonowanie rodziny z dzieckiem. Nie są członkami organizacji, nie są działaczami – są zwykłymi ludźmi, którzy SĄ gotowi na przyjęcie nowego członka rodziny i związanie się z nim do końca życia.
Działacze, poza prowadzeniem rozmaitych akcji, kampanii, oddziaływań na zmiany sytuacji prawnych, oddziaływań na rzecz zaangażowania władz lokalnych, państwowych i td, są zobowiązani (a przynajmniej taki obowiązek moralny powinni sobie narzucić) do efektywnego poszukiwania rodzin adopcyjnych dla swoich podopiecznych. Efektywnego to znaczy rozpoznania potrzeb i możliwości rodziny i zasugerowania podopiecznych tak aby nowo powstała rodzina była szczęśliwa, funkcjonalna. Z pewnością działacze powinni być odpowiedzialni za pielęgnowanie i podtrzymywanie tych dobrych postaw i emocji ewentualnych rodziców nie narażając ich na tragiczne i traumatyczne zdarzenia które mogą spowodować nie chęć, lęk do angażowania się w tego typu adopcje. To trochę tak jakby do rodziny adopcyjnej, funkcjonalnej poprzez działania marketingowe w Internecie trafiła informacja o dziecku dla którego szuka się rodziny. Rodzina adopcyjna wyraźnie zaznacza że chce być normalną rodziną gotową na spełnianie potrzeb dziecka a później dorosłego do końca życia. Znów poprzez dysfunkcjonalne działania do takiej rodziny trafia dziecko które - co okazuję się dopiero gdy jest w domu – jest chore na AIDS ma nowotwór, jest nie widome i jest w okresie umierania. Energia działaczy w owym czasie jest skierowana na pomoc rodzinie w tym momencie ale tak naprawdę umyka tu obserwacja nieadekwatności całego procesu adopcyjnego i marketingowego. Środki i pomoc działaczy powinny być bowiem skierowane bądź to na opiekę i kontrolę zdrowia dziecka przed adopcją, wczesne zapobieganie takim zaniedbaniom społecznym oraz stworzenie jednolitych twardych zasad funkcjonowania placówek opiekuńczo wychowawczych dla dzieci. Na marginesie część działaczy (proszę wybaczyć) może być fatalnymi rodzicami własnych dzieci…
Obie z córką nie byłyśmy działaczkami ani aktywistkami forów związanych ze zwierzętami. Ja jestem osoba działającą od lat na rzecz osób i grup ludzi marginalizowanych społecznie z różnych powodów (osoby żyjące z HIV , osoby doświadczające problemów zdrowia psychicznego osoby uzależnione od środków psychoaktywnych i inne) natomiast zwierzątko w moim domu to partner i ukochany członek rodziny. Tak było w moim domu rodzinnym i tak będzie do końca mojego życia. Po 16 latach odeszła od nas nasza ukochana kotka Minia. Po miesiącu żałoby postanowiłyśmy poszukać następnej istotki – kota z którym mogłybyśmy dzielić nasze życie. Nie mając doświadczenia i żadnej wiedzy na temat ogłoszeń zamieszczanych w Internecie natknęłyśmy się na niekoniecznie prawdziwe w całości ogłoszenie o Naszej Malotce. Bardzo mnie ono poruszyło. Postanowiłam że Malotka zostanie członkiem Naszej rodziny. Nie pomyślałam że powinnam wymagać zaświadczeń o stanie zdrowia, nosicielstwie chorób wirusowych, książeczki zdrowia, szczepień… Zadano mi natomiast wiele pytań o stalowe siatki w oknach co przy stanie Malotki zakrawa na jakiś koszmarny absurd. Potem była oczywiście wielka Wasza pomoc, niezaprzeczalnie cudowna i ważna ale teraz z odrobiną dystansu muszę przyznać że i Wasza energia jako działaczy idzie nieco w złym kierunku. Podpowiem że fundusze które tak sprawnie organizujecie na pomoc w sytuacjach krytycznych powinna przede wszystkim być ukierunkowana na zmianę warunków funkcjonowania schroniska (np. opłacenie cyklicznych stałych wizyt weterynarza oraz badań kotów…)
Dla mnie kot to wieloletni członek mojej rodziny. Tak jak dla mnie dziecko to nie wszystkie dzieci tylko moja córka. Ludzie którzy zajmują się setką kotów w swoim życiu inaczej podchodzą do konkretnego kota niż ja. Tak jak wychowawca w domu dziecka inaczej podchodzi do swoich wychowanków niż do własnego dziecka. To oczywiste. To nas różni.
Każdy żywy kot który jest już na tym naszym niewesołym świecie zasługuje na miłość ciepło dom i bycie tym jednym jedynym, najważniejszym. Dlatego uważam że każda żywa istota w moim domu jest tak samo ważna. Nie dziele kotów na biednych i mniej biednych. Na bardziej zasługujących lub mniej zasługujących na miłość. Jeśli ktoś ogłosił się w tym samym Internecie że ma do oddania koty (prawdopodobnie nie stworzy im domu) to mój dom otworzył się dla nich i uważam to za cudowne. Pośrednio też przeciwdziałam maltretowaniu zwierząt chorobom i tragediom takim jak Malotka. Obce mi są postawy jakichkolwiek dyskryminacji wobec jakichkolwiek istot. Również dyskryminacja kociąt wziętych od jakiejś Pani, która nie ma wiedzy na temat sterylizacji kotów, bądź nie chce ich sterylizować z jakichś przyczyn jest mi obca. Nie uważam że brak sterylizacji jest tożsamy z wyrzuceniem kotów na śmietnik – ta Pani tego nie robi, nie uważam także że siatki w oknach świadczą o dobrych i odpowiedzialnych postawach ich właścicieli wobec zwierząt, uważam za karygodne stwierdzenie wobec mnie i mojej córki że kotki można wziąć bo są małe i słodkie a po pół roku oddać do schroniska jak się znudzą. Nie uważam że życie tych kotów jest w jakikolwiek sposób mniej ważne mniej cenne i mniej zasługujące na moją miłość niż życie Mojej Malotki. Co do samej sterylizacji uważam że działania edukacyjne w tym zakresie jak i kampanie są niewidoczne , proponuje zamiast tych niesprawiedliwych i nieco egzaltowanych postów na Forum przełożyć tę energie na maile do właścicieli kotów na allegro wystawiających kocięta propagując idee sterylizacji.

szczotka-84

 
Posty: 106
Od: Czw mar 13, 2008 11:38
Lokalizacja: Warszawa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Google [Bot] i 37 gości