W STRONĘ DOROSŁOŚCI
PAŃCI URLOP
Psotek
Pewnego dnia Pańcia powiedziała nam, że dostała właśnie urlop, więc będzie z nami więcej niż zwykle. Ale cóż w tym było dziwnego lub niezwykłego? Przecież był właśnie piątek. A w sobotę i w niedzielę Pańcia zawsze mogła być z nami dłużej niż w inne dni. Niezbyt to rozumiałem. Ale skoro Pańci sprawia to przyjemność, to niech się cieszy. Nie miałem zamiaru rozwiewać jej radości.
W sobotę Pańcia jak zwykle poleżała w łóżku dłużej niż w te dni, kiedy musiała iść do pracy. Potem wspólnie zjedliśmy śniadanie i podelektowaliśmy się z Pańcią jej poranną kawą, a po niej wskoczyliśmy na fotel i na zmianę drzemaliśmy lub obserwowaliśmy zajęcia Pańci. A Pańcia jak zwykle w sobotę porządnie posprzątała nasz domek. I jak zwykle w sobotę poszła na obiad do swojej mamy. Potem – znów jak zwykle – wróciła z torbą pełną różnych rzeczy. Część z nich dostała od swojej mamy, a resztę kupiła sama w sklepie na naszym osiedlu. Wszystkie te rzeczy Pańcia poukładała na różnych miejscach w kuchni. Każda z nich miała swoje własne miejsce. Jak fajnie! Pańcia nawet dla rzeczy ma miejsca! A wieczorem Pańcia wyprasowała swoje ubranka, które wyprała w piątek i powkładała je do szafy.
Niedziela też była zwyczajna. Pańcia pojechała do kościoła, wróciła do nas na chwilę, a potem poszła do rodziców na obiad. I na razie nie działo się nic niezwykłego. No to z czego Pańcia się aż tak cieszyła, jak mówiła o tym całym wolnym? Pewnie, że ja też lubiłem soboty i niedziele, ale one się zdarzały regularnie, przeżyliśmy ich kilka u Pańci (choć chyba więcej u Oli). Soboty i niedziele jeszcze mi się nie znudziły, tak bardzo je lubiłem. Pańcia miała wtedy więcej czasu, żeby odpocząć i się wyspać. A poza tym ona zawsze sobie wynajdywała różne zajęcia, żeby się nie nudzić: porządki, prasowanie itd.
Od kiedy zamieszkaliśmy z Nią, Pańcia miała jeszcze jeden ważny obowiązek: opiekę nad nami. Nawet ona sama mówiła, że ten obowiązek jest najważniejszy. I że to jest jej ulubiony obowiązek. Nawet w to wierzyłem, bo przecież sama chciała się nami zajmować, nikt jej do tego nie zmuszał.
No więc wszystko było normalne przez całą sobotę i niedzielę. I z czego się Pańcia aż tak mocno cieszyła? Przecież w poniedziałek znów będzie musiała iść do pracy i zostawi nas tylko we dwoje na ileś tam godzin! No ale wieczorem stało się coś niezwykłego. Pańcia nie nastawiła budzika na dzwonienie. Czyżby zapomniała, że musi rano wstać wcześniej niż w niedzielę? Przecież spóźni się do pracy, jeśli pośpi rano tak długo jak w niedzielę! A jej szefowa podobno bardzo nie lubi spóźnialskich i strasznie krzyczy, jeśli ktoś się spóźni choćby o minutę. Biedna Pańcia musiała zawsze uważać, żeby być w pracy punktualnie. Byłoby mi jej bardzo szkoda, gdyby musiała wysłuchiwać krzyków swojej szefowej.
Kiedyś ta szefowa okrzyczała Pańcię tuż przed końcem pracy – i Pańcia wróciła do domu jeszcze zdenerwowana. Musiałem ją wtedy długo pocieszać i uspokajać. A najgorsze było to, że potem się okazało, że ta cała szefowa okrzyczała Pańcię niesłusznie, bo sama coś tam nawywijała głupiego i była wściekła na cały świat, tylko nie na siebie samą. Ale oczywiście potem nie przeprosiła Pańci, bo i po co?
No więc teraz nie chciałem, żeby Pańcia zaspała do pracy, bo po co ma ta cała szefowa na nią krzyczeć? Kręciłem się więc koło budzika aż do momentu, kiedy Pańcia zrozumiała, o co mi chodzi. I wytłumaczyła mi, że nie muszę się martwić, bo właśnie zaczęła urlop – czyli takie jakby wakacje – więc przez jakiś czas nie musi chodzić do pracy, a pieniążki i tak dostanie. Jak fajnie! Wreszcie się będzie mogła wyspać, a poza tym nikt na nią nie będzie o nic krzyczał. A pieniążków dostanie tyle samo co zwykle.
Pańcia mi wytłumaczyła, że w każdym roku dostaje w swojej pracy ileś tam dni urlopu – czyli wakacji – i może je wykorzystać, kiedy jej się spodoba. To ma lepiej niż Ola, bo nikt jej nie zmusza do tego, żeby wziąć wolne, jeśli tego nie chce. Z drugiej strony ma jednak znacznie gorzej, bo Ola w ciągu roku miała trzy miesiące wolnego, a Pańcia niecałe dwa. I w sumie się wyrównywało, Pańci było lepiej w jednych sprawach, a Oli – w innych.
Pańcia poza tym mogłaby wziąć więcej wolnego, tylko że nie dostałaby pieniążków za ten czas, kiedy odpoczywała dłużej niż by miała prawo odpoczywać za pieniążki. Tylko że by jej było trudno, gdyby nie dostała pieniążków za te dodatkowe dni wolne. I wtedy nici z naszych zabawek i innych przyjemności, do których byliśmy już przyzwyczajeni. To lepiej, żeby nie brała za dużo wolnego.
Pańcia mi jednak wykorzystała, że co roku dostaje prawie dwa miesiące nowych wakacji, a poza tym w poprzednim roku nie wykorzystała trzech tygodni wolnego – i to jej nie przepadło – więc teraz ma prawie trzy miesiące wakacji do wykorzystania, kiedy tylko zechce. No i dlatego na lato wzięła aż sześć tygodni wolnego. To naprawdę dużo, więcej niż razem mieszkaliśmy – o cały tydzień. I byłem pewny, że wszyscy troje świetnie wykorzystamy ten czas.
Pigułka
Ja też byłam tego pewna, bo nareszcie mieliśmy czas, żeby lepiej poznać Pańcię. Na razie wszystko było w porządku, ale jakoś mało byliśmy razem. Teraz wreszcie mogliśmy to nadrobić. Nawet się z tego ucieszyłam.
Ale z drugiej strony co będzie, jeśli Pańcia szybko się znudzi naszym towarzystwem i nie zechce już więcej z nami mieszkać? Przecież byliśmy jeszcze mali, a Mama nie zdążyła nas nauczyć, jak się samodzielnie zdobywa jedzenie. I gdzie byśmy wtedy mieszkali? Ten cały wielki świat był dla mnie przerażający.... Ale Psotek powiedział, żebym się nie martwiła, bo gdyby Pańcia nawet chciała nas pożegnać, to przyjedzie po nas Ola i wrócimy po prostu do Mamy. Bo przecież Pańcia po wakacjach miała dalej uczyć Olę – no i jak by się jej wytłumaczyła, gdyby sama się nami nie zajęła, ale nie oddała nas pod opiekę Mamy? No to się trochę uspokoiłam.
Psotek
Pigułka zupełnie niepotrzebnie się martwiła. Przecież już jakiś czas byliśmy z Pańcią, a w każdą sobotę i niedzielę prawie się z nią nie rozstawaliśmy. I jakoś nie było widać, żeby się z nami męczyła lub nudziła. Wręcz przeciwnie – bawiliśmy się razem coraz lepiej. I przecież Pańcia już wiele razy powtarzała, że nikomu nigdy nas nie odda, bo jesteśmy jej naj-ko-cha-niot-niej-szymi kotkami na świecie.
Nawet jej wierzyłem, bo przecież w domu nie było poza nami żadnych innych kotów. No to byliśmy po prostu bezkonkurencyjni, prawda? A poza tym przecież to ona prosiła, żebyśmy się nią zaopiekowali po śmierci Urwisi. No to przecież nie mogła się tak po prostu z tego wycofać.
Zresztą Pańcia była zawsze konsekwentna. Ani ja, ani Ola nie pamiętaliśmy, żeby się kiedyś wycofała z raz podjętej decyzji, nawet jeśli było trudno. A w dodatku przecież Pańcia już miała wystarczająco dużo czasu, żeby się wycofać z opieki nad nami, a tego nie zrobiła. I dlatego byłem pewny, że Pigułka wymyśla sobie jakieś zupełnie niepotrzebne problemy.
Pigułka
No i się okazało, że Psot miał rację.
W poniedziałek Pańcia wymyśliła zupełnie nową zabawę. Rozstawiła sobie drabinę, czyli takie rozkładane schodki. A potem do miseczki wlała trzy krople jakiegoś zielonego płynu, a potem dolała do tego dużo wody. Ale śmiesznie było! Te zielone kropelki zrobiły w wodzie białą pianę!
Później Pańcia postawiła miseczkę z wodą na górze drabiny, obok położyła ścierkę – i sama weszła na tę drabinę. I zamoczyła ściereczkę w tej spienionej wodzie, wycisnęła ją, a potem tą wilgotną ściereczką zaczęła przecierać góry szafek. A co jakiś czas znów tę ściereczkę zamaczała, wykręcała i przecierała dalej. Ta biedna woda robiła się przez to coraz bardziej brudna, ale za to z góry szafek pachniało coraz ładniej czystością. A jak woda była już zupełnie brudna, to ją Pańcia wylewała do specjalnej rury, płukała miskę i znów wlewała do niej trzy zielone krople i dolewała wodę do pełna.
W końcu Pańcia uznała, że wszystkie dachy i drzwiczki szafek są już czyste. No i z jednej szafki powyjmowała wszystko, co w niej było – i na wilgotno przetarła półki. A potem brała do ręki każdą rzecz, która była przedtem na półce i ją sprawdzała. Tam było trochę książek, w których były przepisy na różne rzeczy do jedzenia. Pańcia je wszystkie oczyściła z kurzu i postawiła z powrotem na półce.
To takie dziwne – zwykle Pańcia lubiła czytać książki – a tych nawet nie otworzyła. Ale Pańcia powiedziała, że nie lubi gotowania, więc ją te książki tylko denerwują, bo przypominają o dobrych potrawach, ale też o tym, żeby te potrawy przygotować samodzielnie. I szybko zamknęła szafkę. Chyba nawet ją rozumiałam. W końcu my jemy coś innego niż ludzie, więc Pańcia musiałaby gotować tylko dla siebie samej. A co to za przyjemność gotować, a potem jeść to wszystko samemu? Ja chyba nie miałabym ochoty ustawiać tych wszystkich dekoracji tylko dla siebie samej. Ale robiłam to przecież także dla Psotka i Pańci, żeby nam wszystkim było przyjemniej.
Zastanawiałam się jednak, po co Pańcia trzyma te książki, skoro one ją denerwują. Ale Pańcia mi wytłumaczyła, że czasami przychodzą do niej goście – i wszyscy razem coś jedzą. I wtedy Pańcia zagląda do różnych przepisów, żeby przygotować jakieś naprawdę wyjątkowo dobre jedzonko. I wtedy nawet gotowanie nie sprawia jej przykrości. A potem lubi patrzeć, jak goście to jedzą. I lubi potem myć naczynka. No to już nareszcie zrozumiałam, o co Pańci chodzi.
CDN.
Psotusiu strajk wstrzymany

proszę zaraz jeść ok?
Przepraszam za to że tak pokićkałam poprzedni odcinek

gapa ze mnie straszna
