Witam Wszystkich w tych pięknych okolicznościach przyrody
Jak już wiecie dzisiaj moja Julka obchodzi swoje Pierwsze Urodziny w naszym domu. Z tej okazji rano córka odśpiewała jej głośne "sto lat", a po południu, planujemy uroczysty obiad. Szczególnie dla Julki - tuńczyk z puszki. Uwielbia go, ale dostaje tylko z okazji lekarstw, na pocieszenie.
Już półtora roku temu TŻ mordował mnie o kota. W jego rodzinnym domu zawsze był jakiś kot. Pamiętam takiego starego wielkiego kocura o wdzięcznym imieniu Misio Fortalski. A rzeczywistości był złośliwy i mnie nie lubił.
Ja w swoim domu miałam tylko jednego psa, który wziął mamę "na litość".
Przez pół roku "dojrzewałam do kota".
Oczywiście jak to zezulec chciałam mieć ślicznego kotka trikolorka, no , w ostateczności rudasa.
Zdziwiłam się, jak zobaczyłam koty na allegro
Zaczęłam przegladać i wtedy zobaczyłam JĄ:
(zdjęcie oryginalne z allegro)
I to była miłość od pierwszego wejrzenia
Zadzwoniłam pod podany numer. Miła PANI zadawała mi jakieś dziwaczne pytania (byłam zezulec jak nic

) i powiedziała, że się zastanowi, bo zgłosiła się jeszcze inna rodzina ze Śląska
W piatek miła PANI oddzwoniła, że kot może jechać do mnie
Chcieliśmy sami pojechać po Julkę, ale nie. Miła PANI stanowczo oświadczyła, że sama mi przywiezie kotkę.
"No tak, sprawdza nas"- tak sobie pomyślałam o tej PANI.
W niedzielne popołudnie, pierwszego kwietnia (!) PANI z TŻ przywieźli Julkę. Z całą wyprawką- koszykiem, żwirkiem do kuwety, zapasem żarcia prawie na tydzień, a nawet własnym swetrem! Żeby kot miał znajomy zapach.
Miłej PANI nie podobało się, że przed domem mamy niezbyt spokojną ulicę

ale ostatecznie zostawiła kota
Chcę uspokoić - Julka wychodzi wyłącznie za dom na łąki. Zauważyłam, że panicznie boi się samochodów. Całe szczęście.
I tak to było rok temu...
