» Sob mar 29, 2008 14:00
nie wiem od czego zaczac, chyba od tego, ze wczoraj popelnilabym najwiekszy blad w moim zyciu.
Wieczorem w szpitalu nikt nie dawal Fionce zadnych szans na zycie. Miala 41 stopni goraczki, jedna zrenice ogromna, druga taka mala ze prawie jej nie bylo, caly czas drgawki takie jakby bardzo zmarzla, lezala na boku. Jak ja zostawialam nie miala goraczki ani takich zrenic - to wszystko wystapilo po podaniu antybiotykow, relanium.
Podjelam ostateczna, gleboko przemyslana decyzje - to jest ten moment i nie chce aby wiecej cierpiala. Wetka przyszykowala papier, mialam tylko podpisac. Poszlam sie porzegnac z Fionka mowilam do niej, ze ja przepraszam za wszystko, ze musiala tak cierpiec, ze tak bardzo ja kocham.
Fionka zaczela sie podnosic i do mnie przysuwac, probowala cos mi powiedziec po kociemu - takie mruki, warki.... Zawolalam wetke, powiedzialam ze chce sie jeszcze skonsultowac z dr Ela. Zadzwonilam Ela prosila abym podala kulki na odtrucie i poczekala - lekarstwo mialam w kieszeni. Wetce powiedzialam, ze chce jednak poczekac do rana, byla zdziwiona.
Rano pojechalam do Fionki, wygladala lepiej, zrenice zaczely sie wyrownywac, drzenia byly mniejsze. Zabralam ja do domu. Odtruwamy, teraz Fionka probuje wstawac, wacha jedzenia, pila............
Po przyjsciu do domu zrenice zrobily sie rowne. Probujemy nadal, czy dobrze ? Nie wiem. Wiem jedno: zabrac zycie moge, oddac nie.