Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw mar 27, 2008 13:12

MaryLux pisze:Bazyli, dlaczego musiałeś odejść :?: :( :( :cry:


bo taka jest kolej rzeczy :( to właśnie jest Czas... :(
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw mar 27, 2008 13:14

a z tej grudki gliny, co to ją Leśny na bok odłożył przy grobku Bazylego, to Brązowy Kot powstanie? prawda? :)
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw mar 27, 2008 14:29

Georg-inia pisze:a z tej grudki gliny, co to ją Leśny na bok odłożył przy grobku Bazylego, to Brązowy Kot powstanie? prawda? :)


a jakże...bo skąd on mógłby się wziąć ? taki niezwykły...Georginia - prorok jaki z Ciebie, czy co ?
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw mar 27, 2008 18:14

9.


W samo południe, kiedy skwar zmorzył do sny moje rodzeństwo, a rodzice drzemali siedząc w liściach łopianu wyszedłem zza pieca i raz jeszcze spojrzałem na koszyk, w którym sypiał Bazyli.
Dwaj mali chłopcy – wnuczęta Złociejowskiego - siedzieli na podłodze w kucki i pociągali nosami
Na palcach przemknąłem się tuż za ich plecami i szukając cienistej ścieżki udałem się pod las..
Miejsce, w którym spoczywało ciało Bazylego wyglądało tak samo, jak nocą – nieduży wzgórek, niczym nie różniący się od zarosłych trawą starych kretowisk.
- Ziele leśne ziele, rośnie go tu wiele – rozległo się za zasłoną tarniny.
Uskoczyłem w trawę. Z lasu wynurzyła się zgarbiona postać starej zielarki, o której kiedyś opowiadał mi Bazyli.
- A ty co tu robisz – zapytała znienacka dostrzegłszy mnie skulonego w trawie. – I czemu żeś nos na kwintę zwiesił ?
Już-już otwierałem usta, aby opowiedzieć jej o wszystkim – bo twarz zielarki, pomarszczona i spalona słońcem, w której połyskiwały żywe, niebi9eskie oczy promieniowała taką mądrością i spokojem, ale usłyszałem czyjeś kroki i na powrót szmyrgnąłem w trawę.
Mężczyzna, który pojawił się pod lasem był niewysoki i chudy, a z całej jego postaci bił dziwny smutek.
- Witajcie, babko – powiedział i westchnął tak ciężko, jak gdyby kamień jaki na sercu mu ciężarem spoczywał.
- Ano, witajcie – odrzekła zielarka zdejmując z pleców przewiązany lniana płachtą koszyk pełen ziół.
Zapachniały one tak silnie, że zakręciło mi się w głowie i donośnie kichnąłem.
Mężczyzna rozejrzał się wokół i potrząsnął głową.
- Dawałem napar z kwiatu, jak kazaliście – powiedział.
Zielarka pokiwała głową.
- Niewiele pomogło ?- zapytała
- Ano niewiele. Bo i na śmierć lekarstwa nie ma , ani tu, ani tam…
Mężczyzna oskarżycielsko pogroził pięścią błękitnemu niebu.
- niebu nie groźcie, boć to ziemskie sprawy – rzekła poważnie zielarka. – co ziemskie do ziemi należy, a ziemia dobra jest, plony rodzi, byt wszelki karmi…niebu nic do nas. Ono jeno nas okrywa, jak płaszcz, i ono nas przyjmuje, gdy ziemia nas obejmuje…Takie jest prawo.
Mężczyzna pięść rozwinął i oparł głowę na kolanach.
- dobrzejcie rzekli – odezwała się po chwili zielarka – ze na śmierć lekarstwa nie ma, chyba sama śmierć…ale życie możesz jej uczynić piękniejsze…
Mężczyzna zerwał się na równe nogi.
- Wy mi tu o życiu nie prawcie…Piękniejsze, powiadacie ? kiedy ona wie, że śmierć blisko. „ Tato” mówi „ kot nawet ode mnie ucieka, bo się śmierci boi… ”
Zielarka uniosła rękę w górę, jakby chciała cofnąć jego wybuch.
- Kocia rzecz po nocy wandrować -rzekła, a ja nagle przypomniałem sobie cień Bazylego wymykającego się na nocna łazęgę. – kot nijakiej śmierci się nie boi, bo dziewięć żywotów ma i pilnie ich strzeże…Toż on by z gliny musiał być, coby dzień i noc na miejscu siedział, nie z krwi i kości…
Rozejrzała się dokoła i podniosła z trawy bryłkę gliny.
- O, macie tu dobrą glinę – powiedziała. – ulepcie z niej kota…mówią żeście zdolni, że złote ręce macie…
Mężczyzna podrapał się w głowę i zważył bryłkę w ręce.
- Czy ja wiem…- mruknął lekko ugniatając glinę.
Twarz zielarki, niby promyk słońca rozjaśnił uśmiech. Poklepała mężczyznę po ramieniu suchą, pomarszczona dłonią.
- Ale ja wiem –odparła. – Od was przecie mam garnki i misy…a wasz kogutek na garnuszku jak żywy, tylko czekać, aż zapieje…
Mężczyzna przyjrzał się bryłce gliny ze wszystkich stron.
- Kot, powiadacie ?
- Ano kot .Kota w chałupie macie to i wiecie jak kot wygląda… - zielarka podniosła się z ziemi i zarzuciła na ramię kosz.
Garncarz uśmiechnął się do siebie, zawinął glinę w liść łopianu i nisko pokłonił się zielarce.
- Dziękuję wam, babko – powiedział.
Stał jeszcze chwilę pod lasem odprowadzając wzrokiem przygarbioną postać i na koniec długimi krokami ruszył w stronę miasta.

cdn :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw mar 27, 2008 18:28

:) :) :)
Tak myślałam... Świat krąg zatoczył...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw mar 27, 2008 19:32

Czyli brązowy Kot ma coś z Bazylego :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw mar 27, 2008 23:36

no przecież ja bym nie zrezygnowała z Bazylego...pamiętacie jak Brązowy Kot mówił, że od początku coś czuł ? Że pewnie ktoś serce w pracę nad nim włożył...a to była ta brylka gliny...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt mar 28, 2008 13:28

8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt mar 28, 2008 13:43

8O bryłka gliny, bryłka gliny- to SERCE! ...
w końcu nasze serce to też tylko kawałek mięsa :D
Obrazek
Obrazek

kirke18

 
Posty: 2132
Od: Pt mar 31, 2006 10:17
Lokalizacja: Grudziądz

Post » Pt mar 28, 2008 20:44

Szedł tak szybko, że nawet biegnąc z trudem mogłem za nim nadążyć, a byłem okrutnie ciekaw, co stanie się dalej…
Garncarz dotarł wreszcie do swego domu wtulonego w stary sad na skraju miasta, w miejscu, gdzie nigdy dotąd nie byłem.
Usiadłem w trawie próbując złapać oddech i otarłem z potu czoło i szyję.
Kiedy wreszcie odzyskałem siły na palcach podkradłem się pod ścianę domu i zacząłem wdrapywać się na stojącą pod oknem ławkę.
Nagle poczułem, że coś chwyta mnie za kubrak, podnosi w górę i delikatnie stawia na parapecie tuż za doniczka z okazałą pelargonią.
Odwróciłem głowę i spojrzałem prosto w parę bursztynowo żółtych oczu.
Długie wąsy poruszyły się i połaskotały mnie prosto w nos.
- Witaj, przyjacielu Bazylego – rzekł duży, pręgowany, bury kocur. – Dużo o tobie słyszałem…
- O mnie ? - zdziwiłem się.
- A tak – uśmiechnął się kocur. – Ty przecież jesteś Kleofas, syn Kalasantego, skrzat domowy, prawda ?
Zupełnie nieoczekiwanie dwie gorące łzy stoczyły mi się po policzkach.
- Bazylego już nie ma…- szepnąłem.
Kot zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła.
- Czyżby nie było ciebie ani mnie ? Czy znikło niebo, łąka i las ? A może nagle zgasła nasza gwiazda ?
Pomyślałem, że jest szalony. Wprawdzie Bazyli często mówił zagadkami, ale bury kot był co najmniej dziwny.
- Czy wyrzuciłeś Bazylego ze swojego serca ? Czy zapomniałeś jego imię ? – zasyczał z furią kot.
Pokręciłem przecząco głową.
- Skoro zgadzasz się ze mną, to dlaczego ośmielasz się mówić, że go nie ma ? Bazyli będzie z nami dopóki będzie istniał klan drapieżców, dopóki istniał będzie las i dopóki będzie świecić nasza gwiazda… A teraz powtórz, bo to część nauki.
Powtórzyłem słowa kota najdokładniej jak umiałem, a buras z zadowoleniem pokiwał łbem.
- To tymczasem – oświadczył. – Miej oczy i uszy otwarte…opiekunie miasta.
„ Miej oczy i uszy zawsze otwarte ”zadźwięczały w mej pamięci słowa Bazylego i poczułem jak na sercu robi mi się lekko i ciepło.
- Bazyli…- szepnąłem. – Patrzę i słucham…
Ciepłe tchnienie wiatru musnęło moje włosy. Spojrzałem w głąb izby. Na łóżku siedziało ludzkie dziecko – mała, bledziutka dziewczynka, a obok krzątał się ojciec.
- Byłbym zapomniał ! – wykrzyknął zdejmując pokrywkę z parującego garnka. – Prezent mam dla ciebie !
Dziewczynka ostrożnie rozwinęła liść łopianu i zdumiona spojrzała na ojca.
- Co to jest ?- zapytała.
- Raczej spytaj, różyczko, co to będzie.
- A…co to będzie ?
- Kot – odrzekł garncarz. – Zaraz obiad zjemy i zabierzemy się do roboty.
Zdjął garnek z pieca i postawił na stole dwie miski.
Do każdej nalał gęstej, pachnącej zupy , kilka razy zamienił je miejscami i zapytał :
- To co w twojej misce będzie : kogut czy kura ?
- Kura ! – wykrzyknęła dziewczynka i zabrała się do jedzenia.
Nie jadła jednak z takim apetytem, jak wnuczęta Złociejowskiego, ale powoli, choć widać było, że jest głodna…



cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob mar 29, 2008 11:48

Duch Bazylego wiecznie żywy :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob mar 29, 2008 18:27

Byłem bardzo ciekaw, jak też garncarz lepić będzie kota, ale słońce pieszczotliwie grzało mnie w plecy, a od sennego brzęczenia pszczół oczy same się zamykały, i ani się spostrzegłem, jak usnąłem twardym snem za glinianą doniczką.
Obudził mnie dopiero głośny śmiech dziewczynki.
- Kot ! – wołała. – Kot jak żywy !
Zamrugałem oczyma i spojrzałem w głąb izby. Rzeczywiście – na stole stało coś, co przypominało figurkę siedzącego kota. Gliniany kot miał zgrabne sterczące uszka i owinięty dokoła łap ogon.
- Jeszcze tylko trzeba go pomalować – rzekł garncarz - i wypalić w piecu…
Spać musiałem bardzo długo, bo nagle zorientowałem się, że zapadł zmierzch. Patrząc na garncarza krzątającego się przy stole ze zgrozą zdałem sobie sprawę, że nigdy dotąd nie byłem w tej części miasta, a biegnąc za garncarzem byłem tak zaaferowany, że nie zwróciłem uwagi na to, którędy wiła się kręta droga. Pomyślałem, że niedługo zapadnie zmrok i nie wiedziałem nawet co może być gorsze – gniew mojego ojca, czy nieznane mi, tajemnicze i groźne stworzenia czające się w mroku…
Miękka łapa dotknęła mojego ramienia.
Kot wyskoczył na parapet tak bezszelestnie, że nie wiedziałem jak i skąd znalazł się obok mnie.
- No, mały – zamruczał głębokim basem – idziemy.
Był tak wielki i poważny, że nie miałem odwagi zapytać dokąd i w jakim celu mam się udać, więc pozwoliłem chwycić się za kubrak i znieść na dół.
Kot postawił mnie na ścieżce i przyjrzał mi się sceptycznie.
- cos mi się zdaje, że na tych swoich nóżętach nie dowleczesz się na Polanę do północy…Wskakuj !
Pochylił się, a ja wskoczyłem na jego grzbiet tak, jak kiedyś wskakiwałem na grzbiet Bazylego i pomknęliśmy przez zapadający zmrok.
Trawy, krzewy, przydrożne kamienie migały obok mnie tak szybko, że musiałem zamknąć oczy, aby nie kręciło mi się w głowie. Otworzyłem je dopiero wtedy, gdy kot poinformował mnie, że jesteśmy na miejscu.
Zsunąłem się z kociego grzbietu i rozejrzałem się wokół.
Kilkanaście par jasno świecących oczu zamrugało w ciemności.
- Dwunogi ! – szepnął ktoś w mroku.
- Dwułapy 1 – dodał ktoś inny.
Kot wyszedł na sam środek polany i popchnął mnie nosem.
- To skrzat Kleofas, wychowanek Bazylego – powiedział poważnie i szepty nagle ucichły.
Z mroku wynurzył się duży, smukły, kształt i wyciągnął w moja stronę pysk.
Zadrżałem, ale kot spojrzał na mnie uspokajająco.
- Otwieram nadzwyczajne zebranie klanu drapieżców – powiedział nieznajomy i poruszył pędzelkami sterczącymi na czubkach jego uszu. – Kot Bazyli opuścił nasz klan, ale będzie z nami w naszych sercach…
- Kot Bazyli łowił myszy w spichrzach – odezwała się chuda łasiczka w letniej sukience.
- Kot Bazyli nie niszczył ptasich gniazd – zahuczała nad naszymi głowami sowa.
- Kot Bazyli miał serce dobre dla przyjaciół ale nie miał litości dla wrogów…- dodał przypominający psa zwierzak z dużą , puszystą kitą.
- Kot Bazyli zabił tysiąc szczurów – zaśpiewała mała, chuda kotka.
- Kot Bazyli zawsze będzie członkiem naszego klanu – zakończył Kocur garncarza.
Oczy zgromadzonych spoczęły na mnie. Patrzyły wyczekująco i poważnie.
- Kot Bazyli był moim największym przyjacielem – powiedziałem, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.
Ciemne niebo przecięła jasna, nieduża gwiazda, zostawiając za sobą połyskującą drogę.
Zebrani na polanie wspięli się na tylne łapy zupełnie jakby chcieli znaleźć się bliżej nieba.
Ich przedziwny nastrój udzielił się również i mnie – wyciągnąłem w górę ręce, a ciepły powiew wiatru musnął moje palce niby wąsy Bazylego…
Kiedy opuściłem dłonie na polanie nie było już nikogo oprócz mnie i burego kocura.
- Teraz powinieneś wrócić do domu – powiedział. – Już i tak widziałeś stanowczo za dużo jak na jeden raz…
Ku memu zdziwieniu kocur nie odprowadził mnie pod drzwi dworu, ale pozostawił na prowadzącej doń alei.
- Teraz twoje drogi należą tylko do ciebie – powiedział, klepnął mnie łapą w plecy i zniknął.
Aleja, okna domu rozjaśnione ciepłym światłem lampy, stare, przygarbione jabłonie i krzewy bzu przy ganku wydały mi się nagle inne, jakby odmienione.
Szedłem żwirowaną alejka w stronę prowadzących na ganek schodków, a mój cień, śmiesznie pokraczny i czarny poprzedzał mnie, falując na kępach traw wyrastających spomiędzy kamyków, kładąc się ciemna plamą na alejce.
A kiedy coś przebiegło w trawie nie pobiegłem, aby schronić się za uchylonymi drzwiami tylko mocno zacisnąłem jeszcze dziecinnie drobne pięści i ruszyłem w mrok.
Małe łapki zaszeleściły w trawie i zapadła cisza.
Obszedłem uważnie cały dom nasłuchując i wpatrując się w mrok, a kiedy byłem pewien, że nic, co mogłoby zagrażać jego mieszkańcom nie czai się w nocy wszedłem do środka, gdzie za piecem siedzieli moi bracia i ojciec.
- Dom wolny od mroku, sny wolne od lęku, czas spocząć i kubrak zawiesić na sęku – słowa jakie zwykle wypowiadał mój ojciec wracając z nocnego obchodu obejścia same pojawiły się na moich ustach.
Ojciec sięgnął po malutką czarkę i nalał do niej kroplę leśnego wina.
- Siadaj, Kleofasie – powiedział i zrobił mi miejsce obok siebie.
Zamoczyłem usta w winie.
Miało przedziwny smak – było cierpkie ale gdzieś na dnie pucharka odkryłem słodycz.
Otarłem usta wierchem dłoni i podałem pucharek bratu.
- Na zdrowie , Kleofasie – rzekł brat i objął mnie silnym ramienim.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob mar 29, 2008 18:42

Piękne.....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie mar 30, 2008 18:01

10.

Tak oto stałem się dorosły…Wprawdzie dalej sięgałem memu bratu czubkiem głowy tylko pod brodę, ale co wieczór wychodziłem na obchód obejścia. A kiedy w ciemnościach błyskała para oczu uśmiechałem się tylko, wiedziałem już bowiem, że to ktoś z klanu drapieżców udaje się na nocne łowy…
Pewnego razu, gdy noc była wyjątkowo jasna, a księżyc zdawał się być ogromnym na pół nieba postanowiłem odnaleźć chatę garncarza.
Wyszedłem na polną drogę łagodnie schodzącą ku miastu i rozejrzałem się dokoła.
Spojrzałem w górę – gwiazda mrugała do mnie ciepło i zawadiacko, tak, jak spoglądał na mnie Bazyli, gdy był w szczególnie dobrym humorze.
- Zaprowadź mnie…- szepnąłem cicho. – Zaprowadź mnie tam, gdzie żyje cząstka Bazylego…
„ Idź” odezwało się cos głęboko we mnie i ruszyłem przed siebie. Miałem wrażenie, że nogi niosą mnie same i ani się spostrzegłem jak znalazłem się przed chata garncarza.
Jasna plama okna wskazywała na to, że mieszkańcy domku jeszcze nie ułożyli się do snu.
Zgrabnie wspiąłem się na parapet i wstrzymałem oddech.
A potem zamarłem…
Na drewnianym stołeczku, tuż obok łóżka, na którym leżała bledsza niż zwykle dziewczynka stał naturalnej wielkości kot, kropka w kropkę przypominający Bazylego, tyle, że jego futro było brązowe, jak garnki i misy, na szyi namalowaną miał czerwoną kokardę, a na policzkach – rumieńce.
Przycisnąłem dłonią serce, bo wydawało mi się, że zabiło tak mocno, że lada chwila ktoś odkryje moją obecność…
Dziewczynka uniosła się na łokciu.
- Słyszysz , kocie ? – zapytała. – To może jakiś krasnal wybrał się do nas z wizytą…Albo dobry duszek. Albo wróżka i spełni nasze trzy życzenia. Masz jakieś życzenia , kocie ? Bo ja mam dwa, wiesz ? Jedno to takie, żebym mogła długo żyć…a drugie, to jakbym umarła, żeby tata nie był sam…
Wyciągnęła chudą, bladą rączkę i dotknęła głowy glinianego kota.
Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu.
- Zaopiekuję się twoim tatą – szepnąłem – chociaż nie jestem dobrą wróżką…
Zeskoczyłem prosto w trawę i z oczyma piekącymi od łez pobiegłem w stronę miasta. Biegłem nie patrząc pod nogi i nagle zderzyłem się z czymś miękkim.
- Dobry wieczór – powiedział bury kocur i przyjrzał mi się spode łba.
Chciałem niepostrzeżenie otrzeć łzy, ale kot przytrzymał moją rękę.
- Nie wstydź się płakać – powiedział. – Ten, kto się wstydzi łez wstydzi się swojego serca…aby żyć trzeba być prawdziwym – śmiać się, gdy jest wesoło i płakać, gdy jest smutno…
Objąłem kota za szyję i schowałem twarz w jego futrze.
- To niesprawiedliwe – powiedziałem.
- To jest sprawiedliwe – odparł – choć możesz jeszcze tego nie rozumieć…Bazyli odszedł, bo minął jego czas…Córka garncarza musi poddać się chorobie…choroba i czas, to są ci dwoje, którzy są sprawiedliwi, czy chcesz czy nie. Jeśli choroba silniejsza jest niż życie - życie ustąpić musi…Niesprawiedliwa jest tylko śmierć zadana…ale i to zrozumiesz…skrzacie.
Poczułem, że moje łzy z łez goryczy przemieniają się w łzy smutku.
- I tak powinno być – rzekł kot, zupełnie jakby czytał w moich myślach – Smutek nie jest wieczny. Wieczne jest tylko niebo i prawo, które nakazuje żyć dalej, mimo smutku….
Wracałem do domu powoli, mając nad głową gwiazdę. Miasto, które ofiarował pod moją opiekę Leśny zapadało w sen. Jedno po drugim gasły okna, cichło poszczekiwanie psów, w parku, bezszelestnie, na ogromnych, miękkich skrzydłach krążyła sowa.
Pomyślałem nagle o wszystkich ludziach kładących się do snu, o piecach, w których powoli wygasał żar. Nad głową miałem przyjazne światło, a w sercu nadzieję.
- Kły i pazury – rzucił ktoś przebiegając obok mnie.
- Oczy i uszy – odpowiedziałem, bowiem Bazyli tak kazał mi odpowiadać na powitanie klanu drapieżców.
Mój dom stał pogrążony w spokojnym śnie, tylko na najwyższym ze stopni żarzył się ogienek fajki mojego ojca.
- Dom wolny od mroku, sny wolne od lęku – rzekł ojciec odkładając fajkę.
Usiadłem obok i spojrzałem przed siebie. Miasto spało w dolinie, otulone srebrną poświatą księżyca.
Pomyślałem, że chciałbym, aby ten spokój trwał wiecznie – ale nie wiedziałem , że gdzieś daleko, tam, gdzie nie sięgało światło naszej gwiazdy, zbierały się czarne chmury.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie mar 30, 2008 18:39

caty pisze:10.

- Kły i pazury – rzucił ktoś przebiegając obok mnie.
- Oczy i uszy – odpowiedziałem, bowiem Bazyli tak kazał mi odpowiadać na powitanie klanu drapieżców.


No prawie jak "Najlepsze kasztany...." albo "żyrafy wchodza do szafy" :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: nfd i 22 gości