Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro mar 19, 2008 20:29

5.

Od tego czasu ja i kot staliśmy się nierozłączną parą nocnych włóczęgów i niebawem znałem już każdy zakątek miasta, które osiągnąwszy wiek dojrzały miałem wziąć pod opiekę.
Czas płynął, a moi rodzice ciągle byli przekonani, że śpię spokojnie obok mojego rodzeństwa, dziwiło ich tylko, że gdy przychodził świt wymykałem się do ogrodu, aby uciąć sobie drzemkę w cieniu liścia łopianu lub w gąszczu wonnej mięty gdzie spod przymkniętych powiek śledziłem złociste żuki wolno pełznące po liściach, biegające między łodygami traw zapracowane mrówki i ślimaki, pozostawiające za sobą połyskliwą ścieżkę śluzu.
Bywało, że w pobliżu układał się Bazyli i jego ciepłe, basowe mruczenie kołysało mnie do snu.
Z nadejściem zimy mój najstarszy brat ożenił się i razem z małżonką wyruszył do pobliskiej wsi, nad którą miał sprawować opiekę.
- Prawdę powiedziawszy – mruknął Bazyli między jednym a drugim kęsem słoniny, którą ściągnąłem z weselnego stołu – jakoś nie mam serca do tej wioski…
Spojrzałem pytająco na przyjaciela.
- Nie lubię tego miejsca – powtórzył kot. – Stawiają w stodołach pułapki na myszy zamiast jak każe obyczaj zatrudnić kota. No, ale kot od czasu do czasu musi napić się mleka…
- Przecież mają…te takie…no, te od mleka – zdziwiłem się.
- Krowy – mruknął kot. – Kro-wy. Tylko, że dla nich dużo to jest zawsze za mało.
- Aha – przytaknąłem, choć nie wiedziałem do końca o co mu tak naprawdę chodziło.
Przekonałem się bowiem, że wszelka dyskusja z Bazylim prowadziła nieuchronnie do wniosków typu „ nieskończoność zawija się niby koci ogon”, jednak o tym, że miał rację przekonałem się bardzo szybko…
Zima nadeszła śnieżna i mroźna. Sarny, lisy i zające w poszukiwaniu jedzenia zapuszczały się aż do miasta, a na drzewach pękała kora.
Z dworskiej stodoły wyniesiono kilka snopków siana i senior Złociejowski osobiście zawiózł je do lasu.
Powiadają, że dla przykładu pojechał przez wieś, chcąc dać dobry przykład jej mieszkańcom, ale żaden z nich nawet nie wyjrzał na zewnątrz, tylko spoglądali zza okiennic, lub poprzez szpary w drzwiach.
Stary Złociejowski ponoć udał się do sołtysa, ale ten odprawił go z kwitkiem, mówiąc, że sarny korę z drzew owocowych ogryzają, wiosną oziminę niszczą więc nikt rozsądny szkodnika futrować nie będzie, a jak takie są pańskie fanaberie, to proszę bardzo, niech pan siano do lasu wozi, my na drodze stawać nie będziemy.
Złociejowski siano do lasu wywiózł, po paśnikach rozłożył i do domu zdążył powrócić przed śnieżycą, tak wielką jakiej nawet najstarsi mieszkańcy wsi nie pamiętali…
Wiatr wył i gwizdał jak stado oszalałych z głodu wilków, kręcił śnieżne wiry i smagał nimi ściany chałup skulonych i drżących jak psy . ciskał śniegiem o drzwi, szarpał wściekle okiennicami a nad lasem parę razy zagrzmiało.
Nawałnica w sołtysowej stodole wyrwała z zawiasów ciężkie drzwi i całe siano rozrzuciła po okolicy.
Oj, długo w noc w mrocznych chałupach świeciły małe ogniki gromnic…a wiatr wciskał sadzę przez kominy do izb, czerniąc ściany i pierzyny, zupełnie, jakby ktoś w gniew niepohamowany wpadł i nie mógł się uspokoić.
Słuchając zawodzenia wiatru za oknami wyszedłem zza pieca i wdrapałem się na ławę, gdzie leżał kot Bazyli.
Wtuliłem dłonie w gęste, pręgowane futro, a kot przygarnął mnie łapą.
- Straszno…- wyszeptałem, ale kot cicho prychnął.
- Nam nie straszno. Ot, Leśny się rozsierdził i tyle.
Następnego dnia, pod wieczór ktoś zaskrobał do drzwi dworu. W progu stał mój brat, zmarznięty na kość a obok, otulona wełnianą chustką dygotała z zimna jego zona.
- Rety ! – wykrzyknęła moja matka – Toż to dzieci nasze ! Po nocy, po mrozie !
Zaraz rzuciła się po kwiat lipowy, sporządziła gorący napar i przemarzniętą dwójkę usadowiła obok pieca.
Kiedy zaś nieco rozgrzali się i odtajali opowiedzieli rodzicom, co następuje : rankiem, kiedy nawałnica ucichła sołtys przed dom wyszedł i na śniegu dostrzegł dziwne ślady – głębokie były i ogromne, kopyta przypominające.
Sołtys od razu domyślił się, że były to Leśnego ślady – pewnie po okolicy chodził zbierając rozrzucone siano – i wpadł w gniew.
Przeklął cały ród baśniowy i nakazał skrzaty domowe wygnać ze wsi, ktokolwiek użyczałby im kąta w izbie swojej.
Kot poruszył wąsami i spojrzał na mnie spod oka. Nie odezwałem się ani słowem, bo też mi się nie mieściło w głowie jakże to tak, skrzata na mróz wygnać ?
Jednak widać cos złego kątem we wsi owej pomieszkiwało, skoro na lud baśniowy się zamierzyli…
cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro mar 19, 2008 20:51

...nieskończoność zawija się niby koci ogon...
mocne :!: :lol:
Dziekujemy za sympatyczna opowieść i idziemy się grzac pod kaloryferem, bo pieców ci u nas niet.......
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw mar 20, 2008 10:34

Caty doczytałam spokojnie i jak zwykle jestem zachwycona :D

DZIĘKUJĘ CATY :1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Czw mar 20, 2008 19:38

Wieczór, który nadszedł nadspodziewanie był jasny i piękny. Mnie zaś kleiły się oczy, bo poprzedniej nocy zawodzenie wichru w kominie spać mi nie dało, a za dnia słuchałem opowieści mego brata.
Słuchałem i słuchałem i wszystko, co usłyszałem napełniło mnie zdumieniem i lękiem. Było w tej opowieści o gospodarzach, co skrzatom jadła skąpili, co w piecu palili tak , że ogień ledwie – ledwie szczapki drewna oblizywał i syczał z głodu… I o nocy ubiegłej, gdy gospodyni na środku kuchni stanęła z miotłą i kazała się wynosić na cztery wiatry…
Kiedy zamknąłem powieki przed moimi oczyma natychmiast stanął rozwścieczony gospodarz, który wyrzucał mnie z mojego domu, a gdy nie ruszyłem się z miejsca – nie z uporu, ale ze strachu – szarpnął mnie mocno za ramię.
Usiadłem na posłaniu, ale uścisk na mojej ręce nie ustąpił. Z lękiem otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą Bazylego.
On to właśnie próbował mnie obudzić i gdy otrząsnąłem się z koszmaru przejechał szorstkim językiem po moim czole i mruknął :
- Wstawaj, w lesie zwołano zebranie !
Raz jeszcze przetarłem oczy, nie mogąc uwierzyć, że zaproszono również takiego malca, jak ja.
Oczywiście nie omieszkałem powiedzieć o tym kotu, ale Bazyli zakrył nos łapa i prychnął :
- Akurat tam zaprosili…JA zostałem zaproszony i pomyślałem, że dobrze będzie, jak opd maleńkości do pradawnych obyczajów przywykniesz…zbieraj się, ale już.
Narzuciłem ciepły kubrak, założyłem wełniane skarpety i wskoczyłem na koci grzbiet.
Kot pobiegł niby strzała przez ośnieżone pole i musiałem się bardzo mocno trzymać, aby nie spaść w śnieg. Niebo było usiane gwiazdami, które tej nocy połyskiwały zimnym srebrem, a najjaśniej lśniła nasza gwiazda.
Las powitał nas milczeniem, z gałęzi drzew osypywały się igiełki szronu, a świeży śnieg dokoła nas lśnił jak kryształowy pył tysiącem drobnych iskierek.
- Ale pięknie…- szepnąłem, ale kot wzruszył ramionami.
- Na piękno teraz nie ma czasu. Będzie go jeszcze wiele. Spójrz tam, przed siebie.
Spojrzałem gdzie kazał i zauważyłem połyskujące między gałęziami krzewów ognisko.
Postać Leśnego widoczna była już z daleka – stał zasępiony, pochylony, jak gdyby włożono mu na plecy jakiś straszliwy ciężar.
Wśród siedzących przy ogniu istot rozpoznałem moich rodziców, dziadka i pradziadka i mego najstarszego brata.
- Zwołałem was tutaj – nad polana zahuczał głos Leśnego – aby powi8edzieć tym, którzy jeszcze nie wiedzą, że ludzie ze wsi zerwali nasz pakt…Odtąd wieś na łaskę i niełaskę losu będzie zdana…
- Spalić – zawołał wysoki, chudy Płanetnik cisnąwszy na ziemie piorun kulisty.
- Zatopić ! – zawołał drugi, ale Leśny podniósł dłoń.
- Nie – rzekł rzuciwszy im surowe spojrzenie.
- Wszystkich ich unurzam w błocie – zarechotało Błotne Licho, a siedzący obok, otulony płaszczem diabeł zatarł ręce.
- Nie – powtórzył Leśny. – Od dzisiaj ktokolwiek z was pomocy wsi udzieli wyklętym będzie i przegnanym z naszych włości…Wieś sama sobie karę wymierzy, własnym złem się udławi. Tak będzie, mówię to ja, Leśny.
- Ale kiedy ? Kiedy ? – rozległy się naglące głosy.
- Tego nawet ja nie wiem – odparł Król Lasu – ale sprawiedliwość choć nierychliwa nadejść musi…Zło człowiek wyrządził, ku niemu się zwróci…wy zaś dobro czyńcie, jak dotychczas.
Zarzucił na ramię połę swego płaszcza i skrył się w mroku.
- Za dobry jest – zaskrzeczało Błotne Licho, a diabeł splunął siarczyście w ogień.
Chudy Płanetnik potrząsnął kijem.
- Jakaś mała chmurka zawsze zabłąkać się może…nie sposób ich upilnować…
Oburzone glosy nagle przycichły.
- Spójrzcie ! – usłyszałem głos mego dziadka.
Wszyscy spojrzeli w niebo i przy ognisku nagle zapadła pełna grozy cisza.
Gwiazdy, rozsiane dotąd równo po całym niebie przesunęły się bardziej w stronę miasta, pozostawiwszy zaledwie kilka nad wsią.
- Wracamy do domu – syknął kot.
Próbowałem nieśmiało zaprotestować, ale spojrzał na mnie takim wzrokiem, że bez słowa wdrapałem się na jego grzbiet.
Kiedy zatrzymaliśmy się przed bramą dworu kot otrząsnął się i wyjaśnił, że nie bardzo lubi, kiedy zaczynają dziać się rzeczy absolutnie niezrozumiałe.
- Kiedy dzieje się coś takiego zawsze lepiej jest być blisko domu, i zapamiętaj to sobie. – powiedział na zakończenie.
W kuchni było ciepło i zacisznie, oko pieca świeciło w półmroku, a z jadalni dobiegały przytłumione glosy ludzi.
Kot zwinął się w kłębek, a ja wcisnąłem się między jego przednie łapy i przymknąłem oczy.
- Świeci gwiazda, świeci na niebie ,
Świeci nocą dla mnie, dla ciebie,
Oświetla drogę prosto do domu
Jeśli się zdarzy zabłądzić komu.
Pośród wszystkich świeci najjaśniej
Czuwa na miastem, nigdy nie zgaśnie – zamruczał uspokajająco kot i zapadłem w mocny, spokojny sen.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw mar 20, 2008 19:52

Cudna opowieść w cudownyny dzień, choć zimowy...
(cudowny - 16 kocich stworzeń wyrwanych z piekła mknie do lepszego świata - przepraszam za OT, ale tak sie cieszę :lol: )
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt mar 21, 2008 11:40

8O 8O 8O 8O

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt mar 21, 2008 19:38

Sanie wyładowane snopkami siana jeszcze kilkakrotnie przebyły drogę z dworu do lasu, tym razem jednak omijając wieś.
Przed Bożym Narodzeniem mróz zelżał. W ogrodzie otaczającym dwór zaroiło się nagle od sikorek i dostojnie kroczących wron, a śnieg przecinały niezliczone tropy saren i zajęcy. Stary Złociejowski pozawieszał na gałęziach drzew wąskie płatki słoniny, a w śniegu udeptanym w nieduży krąg rozsypał złociste ziarno pszenicy.
W dworskiej kuchni pachniało miodem i korzeniami, na piecu mruczał czajnik, a z garnków wydobywały się smakowite zapachy, od których ślinka sama napływała do ust.
Moje rodzeństwo – już zbyt poważne na figle w kuchni zajmowało się swoimi sprawami za piecem, zaś ja, najmłodszy i zarazem najbardziej niesforny psociłem w kuchni razem z małym wnukiem Złociejowskich, kradnąc pomaszczone śliwki, rodzynki i migdały , a kot Bazyli przyglądał się temu pobłażliwie z uśmiechem na okrągłym pyszczku.
Właśnie udało mi się ściągnąć ze stołu pasek tłustego, poprzerastanego mięsem boczku, gdy do drzwi ktoś zastukał.
Pani domu asystująca kucharce wytarła ręce w fartuch i wyjrzała przez okno.
Z niedowierzaniem pokręciła głową i zawołała męża, który mocował u sufitu wieniec z jedliny.
- Gościa masz ! – powtórzyła.
Młody Zlociejowski zeskoczył z krzesła na podłogę i poszedł do drzwi. Jak mały, niewidoczny cień podążyłem za nim ni zważając na ostrzegawcze syknięcia kota.
W progu stał jeden z gospodarzy ze wsi z miną bardzo pokorną i miętosił w rękach barankową czapkę.
Pokłonił się do ziemi i mimo zaproszenia nie wszedł do środka, tylko pozostał na progu.
- Wasza wola – rzekł młody Złociejowski. – Jeśli chcecie na zimnie stać ja przymuszał nie będę.
Chłop w paru słowach wyjaśnił, że prośbę do pana dziedzica ma, względem lasu, bo ludzie powiadają, że dwór z mieszkańcami lasu trzyma, a sprawa idzie o to, że coś wioskowym dostępu do lasu broni, w głąb nie wpuszcza, to i skąd choinkę mają wziąć dla dzieci…
Młody Złociejowski podrapał się w głowę i sięgnął po kożuch, ale ja byłem szybszy. Wyskoczyłem z cienia tuz przed niego tak gwałtownie, że stojący w progu chłop ze strachu aż podskoczył.
- Pomocy nijakiej u nas nie dostaniecie – zapiszczałem, choć starałem się, aby mój głos grubo i dostojnie zabrzmiał. – Wyklęci prawem lasu jesteście, i tyle ! Skrzaty domowe na mróz wypędziliście, podnieśliście rękę na obyczaj pradawny ! Nikt kto przyjacielem Leśnego się mieni pomocy wam nie udzieli !
Chłop ze zdumienia oniemiał, a młody Złociejowski aż oczy przetarł.
- A wy, gospodarzu – zwróciłem się do młodego dziedzica – widać na leśnym zgromadzeniu żeście nie byli, skoro na gniew Króla Lasu narażać się chcecie…
To rzekłszy odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem do kuchni, gdzie przy piecu kot Bazyli prychał ze śmiechu i kręcił głową.
- No proszę, proszę – wykrztusił na mój widok – ledwo to od ziemi odrosło, bąk mały, a już na słowo Leśnego śmie się powoływać ? no chodź-że tu do mnie, niech cię uściskam !
Przygarnął mnie łapą tak mocno, że aż zatrzeszczały mi kości i prychnął ciepło w samo ucho.
A ja, dumny z siebie, wmaszerowałem za piec, usiadłem obok swego najstarszego brata i sięgnąłem po kubek leśnego wina.
- A ty co, szaleju się najadł ? – brat przyjrzał mi się tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. – Jeszcześ od ziemi nie odrósł, a do starszych przysiadać się ważysz ?
Cofnąłem rękę, ale tuz za moimi plecami wyrósł wąsaty pyszczek kota.
- Chyba mus malca przyjąć do gromady – rzekł Bazyli i w pary słowach opowiedział o całym zajściu.
Najstarszy brat wysłuchał, pokiwał głową i zrobił mi miejsce obok siebie.
- Ale tylko kroplę jedną – zastrzegł podając mi pucharek z brzozowej kory.
Jedna kropla mocnego leśnego wina okazała się i tak za duża dla mnie, bowiem głowa nagle zaczęła mi ciążyć niby kamień, a powieki same na oczy opadły.
Nie wiem kto i kiedy zaniósł mnie na moje posłanie, na którym zapadłem w sen rojąc o zgromadzeniach w środku lasu i widząc siebie u boku Leśnego…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt mar 21, 2008 20:01

no prosze - rozpijanie maloletniego, łanie, ładnie :twisted:

Życzę Wesołych Świąt Autorce i współczytaczom tych wspaniałych opowieści - ja z footrami - Franią i Felkiem
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob mar 22, 2008 15:37

Byłam tu :)
InkaKocinka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 22, 2008 17:28

Przeczytałam wywiad z Tobą (w "KS") stojąc pod palmą ...
I oczywiście się wzruszyłam...
Obrazek Obrazek

anita5

 
Posty: 22470
Od: Sob cze 18, 2005 16:48
Lokalizacja: Śląsk

Post » Sob mar 22, 2008 21:37

Doczytałam :)

Radosnych i wiosennych Świąt Wielkanocnych :D

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob mar 22, 2008 21:47

6.


Przyjęcie mnie w grono członków zgromadzenia – wbrew moim oczekiwaniom – nie odbyło się natychmiast . Sprawa wymagała bowiem bardzo dokładnego rozważenia, albowiem byłbym najmłodszym przyjętym w poczet rady , co pociągało za sobą zgodę najstarszych mieszkańców Lasu, z których większość zapadła w sen zimowy…
Zimę więc spędziłem wtulony nocami w ciepłe futro kota ze zniecierpliwieniem oczekując nadejścia wiosny…
Stałem się przy tym tak bardzo nieznośny, że nawet kot zaczynał powoli tracić do mnie cierpliwość.
- Jeżeli nie przestaniesz nudzić – powiedział pewnego dnia – to powiem o wszystkim Leśnemu. W radzie nie ma miejsca na niecierpliwców i nierozważnych.
Kota zdążyłem poznać już na tyle dobrze, że wiedziałem, że nie rzuca swoich słów na wiatr i po cichu zaznaczałem kreskami mijające zimowe dni na sosnowym patyku
Bazyli spoglądał na mnie z cicha aprobatą, a wieczorami, zanim usnąłem mruczał mi wprost do ucha opowieści ze starego Lasu, z których dowiedziałem się wszystkiego – lub prawie wszystkiego o jego pradawnych mieszkańcach.
Wiosna nadeszła zupełnie niespodzianie – pewnego ranka obudził mnie miarowy stukot spadających na parapet kropli - to topniały długie, wysmukłe sople, a wielki wiatr, który przyleciał wieczorem z południa począł zlizywać jak ogromny pies śnieg ze zboczy pobliskiego wzgórza.
Kotu błyskały w oczach tajemnicze ogniki i często wypuszczał się na wieczorne wędrówki beze mnie, tłumacząc mi bardzo zawile coś na temat paw natury lub odwiecznego zewu, ale nie wdając się w szczegóły, ponieważ – jak stwierdził – ze skrzatami i z ludźmi sprawy miały się zupełnie inaczej.
Przesilenie wiosenne nadeszło całe w żółtych kwiatach kwitnących po rowach podbiałów, pełne klekotania bocianów i ptasiego zamętu w konarach drzew.
Kot przynosił z dworu pierwsze myszy, w stajniach niespokojnie rżały konie, a drogą u stóp wzgórza białe gęsi maszerowały karnie ku błękitnym taflom stawów.
Pewnej nocy obudził mnie głośny śpiew jakiegoś ptaka. Ptak ukryty w rzednącym mroku wyśpiewywał kilka wysokich, wabiących nut, raz po razie, niepokojąco i natrętnie.
Kocia łapa ściągnęła ze mnie przykrycie.
Odwróciłem się protestując na drugi bok, ale kot nie dał za wygraną.
- No trudno – powiedział od niechcenia. – Następne zgromadzenie dopiero latem…szybko minie…śpij słodziutko.
Zerwałem się na równe nogi.
W mgnieniu oka założyłem odświętne ubranie i ciepły kubrak, bowiem kot oznajmił, że noc jest jeszcze po zimowemu chłodna i wyszliśmy na zewnątrz.
Na trawie połyskiwały igiełki szronu, z ust unosiły się malutkie obłoczki pary, a obok nas, w suchej, pozostałej z jesieni trawie szeleściły jakieś drobne łapki.
Trzymałem się mocno kociego futra nie mogąc pozbyć się wrażenia, że nie jesteśmy sami.
- Oczywiście, że nie jesteśmy sami – potwierdził kot. – To najmniejszy Lud, który również zmierza na spotkanie rady.
- Ale dlaczego Ja ich nie widzę ? – zapytałem.
- Może oni lubią być niewidzialni – stwierdził kot i zagłębiliśmy się w las.
Nagle kot zatrzymał się i poruszył uszami.
- Słyszysz ? – zapytał . Wytężyłem słuch.
Z oddala dobiegał głuchy rytmiczny dźwięk.
- Leśne bębny – wytłumaczył Bazyli.
Obok nas przemknęło stadko saren i znikło w zaroślach. Poczułem na plecach dreszcz strachu pomieszanego z ciekawością.
Kot biegł dalej, z każdym jego susem dźwięk bębnów przybliżał się.
W końcu dotarliśmy na Polanę Zgromadzeń, tą samą, na której kiedyś w towarzystwie Bazylego podglądałem leśne obrady.
Pośrodku paliło się ognisko, a tuż obok dostrzegłem dwa puste pnie, przy których uwijała się trójka leśnych diabłów . Podskakując i rżąc z uciechy waliły w pnie ogonami i wielkimi dłońmi.
Przesłonięci tańczącymi płomieniami niewidoczni muzykanci przyłożyli do ust piszczałki.
- Witaj, mały – rzucił ktoś przebiegając obok tak szybko, że nie zdążyłem dostrzec kto zacz.
- Dobrej równonocy – powiedział ktoś inny znikając w ciemności.
Kot spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Chodźmy bliżej – powiedział i popchnął mnie w krąg światła.
Muzyka nagle ucichła, dudnienie bębnów przeszło w cichy pomruk.
Leśny pochylił się, chwycił mnie za kubrak i postawił na pniu.
- Przyjrzyjcie mu się wszyscy- zahuczał. – To Kleofas, skrzat dworski, któremu w dniu jego narodzin powierzyłem miasto. Jest jeszcze mały, ale odważny…co prawda powinienem go zbesztać za podsłuchiwanie obrad zgromadzenia, ale…


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie mar 23, 2008 14:13

... ale :):)
InkaKocinkaPigulinka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie mar 23, 2008 15:32

no właśnie, ale?
A tak w ogóle, to... Caty, ogromnie Ci dziekuję za Złociejowskie opowieści :)
I życzę spokoju i radosci w te Święta. :)

ja też czytałam KS
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie mar 23, 2008 17:50

ale... :conf:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], puszatek i 23 gości