Pomogliśmy Manueli odejść. Jestem załamana jej śmiercią. Byliśmy wczoraj u weta. Manuelcia mimo tego, że piła i miała podawaną podskórnie glukozę była bardzo odwodniona, masa mięśniowa zanikła całkowicie, oczy miała w kolorze białej porcelany
Już jej nie ma.
A ja męczyłam kota przez miesiąc.Po co ją łapałam w ogóle. Chciałam dobrze dla niej a czuję sie jak potwór. Była u nas od 13 lutego. Najpierw leczyliśmy herpesa, tydzień zastrzyki, potem szczepienie-znowu kłucie. Potem sterylka-znowu kłucie, a po sterylce antybiotyki. Następnie pobieranie krwi do badania, kroplówki, antybiotyki, piekąca w skórę witamina B12.
Gdyby nie ja, to umarłaby w miejscu, w którym się urodziła, wśród innych kotów. A tak miesiąc była u mnie i pewnie czuła się jak w więzieniu, codziennie sprawiałam jej ból.
Mam dość wszystkiego. Dobrze, że już tam nie ma kotów do łapania, bo ja odpadam. Nie mam siły na to.
