Nie odzywałam się, bo ciężko mi jest po prostu. Różne dziwne myśli mnie nachodzą związane z Manuelą, np. że ją męczę, bo prawie nie ma się gdzie wkuwać w to chude, chore ciałko. Jest przestraszona obecnością człowieka i do tego dochodzi jeszcze choroba. Czuję się strasznie.
Od środy do soboty Manuela trochę podjadała suchego Renala. Wczoraj nie zjadła nic i podaliśmy jej glukozę podskórnie. Była taka grzeczna, ale skulona ze strachu. I to mnie boli.
Co do pozostałych hotelaków. Wczoraj zabraliśmy od Igulec jedną wyleczoną i wykastrowaną kotkę. Wypuściliśmy ją przy hotelu. Otworzyliśmy transporter, a ona zaczęła miauczeć. Już zwątpiłam czy dobrze zrobiliśmy. Po paru chwilach uciekła w stronę hotelowych gratów. Za parę dni tam pojedziemy skontrolować sytuację. A u Igulec kolejna kotka, wczoraj złapana-Naleśnik. W samochodzie grzeczna jak aniołek. Zobaczymy jak się będzie sprawowała u Agnieszki.
To jest w sumie taki mały sukces, bo na dzień dzisiejszy przy hotelu nie ma żadnej nieciachniętej kotki ( jest na razie tam tylko jedna, ta od Igulec). Co prawda, wczoraj w oddali mignął mi przed oczami jakiś nieznajomy czarny kot, ale stałe hotelowe towarzystwo już mnożyć się nie powinno. Ponad rok pracy i pierwszy sukces
