Psotusiowy pamiętnik

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw mar 13, 2008 11:44

:oops: :oops: :oops: Dziękuję :oops: :oops: :oops:
Inka zakłopotana

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw mar 13, 2008 16:27

Jestem z Ciebie dumna Inko-Literatko !

Iskropka

 
Posty: 2651
Od: Pt lis 30, 2007 21:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt mar 14, 2008 10:10

Dziękuję, Kropeczko :)
Inka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt mar 14, 2008 10:57

Ineczko Kochana podobaja mi sie bardzo Twoje wiersze :1luvu:

Psotek
No i w końcu zaczęła się niedziela. Do południa nic nie wskazywało na to, żeby ta niedziela różniła się od poprzedniej. Pańcia pospała sobie dłużej niż w inne dni, a potem nakarmiła nas i siebie, wypiła kawę i wybrała się do kościoła. Wróciła o zwykłej porze, pobyła z nami troszkę, a potem poszła do swoich rodziców na obiad. No i wróciła do domu. Znów się z nami pobawiła. Chyba lubiła to tak samo jak my.
Bardzo lubiłem, kiedy mnie Pańcia głaskała i drapała leciutko po brzuszku. Mieliśmy wtedy oboje z Pigunią jeszcze mało sierści na brzuszkach, znacznie mniej niż na grzbiecikach i bokach. Dlatego szybciej reagowaliśmy na głaskanie brzuszków. Czasem nawet łapaliśmy Pańcię przednimi łapkami za paluszki i braliśmy je do buzi. To nam trochę przypominało Mamę, z nią też tak się bawiliśmy, tylko że Mama nie pozwalała, żebyśmy brali do buzi jej łapki, bo mówiła, że to niezdrowo. Ale Pańci paluszki były czyste, bo przed zabawą z nami zawsze je myła. No i dzięki temu nie zjadaliśmy żadnych niedobrych zarazków.
Pigułka
Tak naprawdę to nie wiedziałam, co to są zarazki. Ale Pańcia i Mama zgadzały się, że te zarazki są niedobre, to pewnie miały rację. I obie mówiły, że te zarazki się przenoszą z kota na kota (lub z człowieka na kota) przez to, że się nie myje łapek. Wiedziałam, że brudne łapki to nic przyjemnego – to pewnie przez te całe zarazki. A jak się te zarazki zje, to można zachorować. Na przykład może boleć brzuszek i ciągle się biega do kuwety i coś tam zostawia – albo się chce zostawić, a to nie wychodzi. I ludzie nie powinni brudnymi łapkami brać jedzonka, żeby potem nie bolały ich brzuszki. I poza tym nie powinni brudnymi łapkami głaskać kotów, żebyśmy potem nie chorowali.
No ale Pańcia zawsze myła łapki przed zabawą z nami, więc pewnie te wstrętne zarazki (cokolwiek by to było) spływały z wodą i mydłem do kanału i znikały. Pańcia strasznie często myła łapki. No i dobrze, że tak właśnie robiła, bo dzięki temu czułam się bezpieczniej, kiedy mnie brała na łapki i pokazywała mi różne ciekawe zakamarki w domu.
Psotek
Po południu stało się coś dziwnego. Za oknami raptem zrobiło się całkiem ciemno, choć wiedziałem, że było jeszcze za wcześnie, żeby Pańcia szła spać. Na dokładkę zaczął wiać mocny wiatr. Jeszcze nigdy w życiu takiego wiatru nie widziałem i nie słyszałem! Ten wiatr był taki silny, że z ziemi podnosił ziarenka piachu i rzucał je na nasze okna, choć mieszkaliśmy na trzecim piętrze. Jak to Pańcia zobaczyła, to zaczęła szybko zamykać okna.
I obiecała, że nam wszystko wytłumaczy, ale najpierw chciała pozbierać z balkonu wszystko, co tam było. Balkon to taki prawie że pokój, ale nie ma jednej ściany, więc wiatr tam może wpadać i robić wszystko, co mu się żywnie spodoba.
Więc Pańcia szybko zabrała stamtąd wszystko, co tam było, żeby tego wiatr nie porwał. No i słusznie! Przecież to wszystko było nasze, a nie wiatru! I on nie miał prawa zabierać naszych rzeczy, bo to by się nazywało kradzież. Pańcia nam powiedziała, że wiatr nie ma rozumu, bo to jest tylko poruszające się powietrze. Ale i tak nie powinien nam nic zabierać z balkonu.
No i ledwie Pańcia zamknęła drzwi między balkonem a pokojem, zrobiło się zupełnie przerażająco. Wiatr co prawda szybko się uspokoił, ale za to niebo zrobiło się zupełnie czarne. Po naszych skośnych oknach (bo mieszkaliśmy na poddaszu) zaczęły płynąć strumienie wody, jakby ktoś nad nami odkręcił ogromne krany, żeby wykąpać jakieś wielkie zwierzę.
Na dokładkę na niebie coś błyskało co chwilę. To były takie zimne kreski ze światła. I chwilę po takim błysku coś strasznie huczało. Byliśmy tym okropnie przerażeni. Ale Pańcia wzięła nas na kolana i powiedziała, że tak naprawdę to nie mamy się czego bać, kiedy jesteśmy w domku.
To coś ciemnego na niebie to są chmury. I właśnie z nich na nasze okna spada ta woda. I to się nazywa ulewa. Te kreski ze światła to błyskawice, a hałas nazywa się grzmot. I błyskawice są po to, żeby nas uprzedzić, że za chwilę zagrzmi. A to wszystko razem nazywa się burza i czasem się to zdarza wiosną lub latem, jak na niebie spotkają się dwie grube, deszczowe chmury, które wędrują w przeciwnych kierunkach – no i się biją. Błyskawice i grzmoty to są właśnie znaki takiej walki między chmurami. A skutek jest taki, że obie gubią cały deszcz, bo on szybko spada na ziemię. A jak już stracą cały deszcz – to już jest po obu chmurach, po prostu znikają. No i na szczęście burze trwają krótko. I zwykle burze w mieście nie robią ludziom za dużo złego, chyba że jednocześnie wieje wiatr. No ale wtedy to wiatr rozrabia, a nie te bijące się chmury.
Pigułka
Na szczęście Pańcia miała rację – ta burza skończyła się dość szybko. Bo choć siedzieliśmy z Psotkiem u Pańci na kolanach, to jednak trochę się bałam. A potem znów pokazało się niebieskie niebo i słoneczko. A na niebie pojawiło się nowe zjawisko – ogroooomna wstęga złożona ze wstążeczek w różnych kolorach, ułożonych jedna nad drugą. I razem te wstążeczki zrobiły półkole. Nigdy w życiu jeszcze czegoś takiego nie widziałam! To było ogromne półkole, wychodziło z ziemi gdzieś tam daleko, przechodziło wysoko nad dziesięciopiętrowym budynkiem, a potem znów się obniżało i kończyło się też daleko. Pańcia powiedziała, że to jest tęcza i że ona się zawsze pokazuje po burzach. I to jest znak, że już wszystko będzie dobrze. Po chwili pod tą dużą tęczą zobaczyłam jeszcze jedną mniejszą tęczę. I ona miała kolory ułożone tak samo jak ta duża tęcza. Pańcia powiedziała, że tęcze zawsze tak wyglądają i różnią się od siebie tylko wielkością.
Jaka szkoda, że nie można zobaczyć tęczy, jeśli się wcześniej nie przeżyje burzy! Ale postanowiłam sobie, że już więcej nie będę się bała burzy. Niech się te chmury między sobą biją, jeśli chcą. W końcu nie mogą mi zrobić krzywdy, jeśli jestem schowana w domu razem z Psotkiem i Pańcią. A ja potem mogę sobie oglądać tę piękną tęczę.
CDN. :D

Psotusiu u nas juz była pierwsza tęcza na niebie,była sliczna,nawet zrobiłam jej fotkę,ale jeszcze nie wgrałam na komputerek

Pozdrawiamy Was serdecznie :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pt mar 14, 2008 11:04

Och, Ciociu, dziękuję... Wgraj nam tę tęczę, dobrze? My w tym roku jeszcze nie widzieliśmy ani jednej... A nasza Pańcia przed chwilą wspominała Pigunię...
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob mar 15, 2008 23:09

Obrazek

Iskropka

 
Posty: 2651
Od: Pt lis 30, 2007 21:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie mar 16, 2008 14:58

Kropecko, jesteś naj-ko-cha-niot-niej-szą Kicią na świecie, dziękujemy :)
PIK

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon mar 17, 2008 8:38

Piękna tęcza :D
Obrazek + Arctica Obrazek

czarna.wdowa

Avatar użytkownika
 
Posty: 9876
Od: Śro lip 26, 2006 12:51
Lokalizacja: Olsztyn

Post » Śro mar 19, 2008 8:40

Piszemy dalej :D

Psotek
Pańcia mówiła, że to dobrze, że była z nami w domku. Podobno zapraszała ją do siebie jakaś koleżanka, ale Pańci się nie chciało, więc się wykręciła. Powiedziała tej koleżance, że jest zmęczona i przyjdzie kiedyś indziej. I dobrze, bo by wracała właśnie w czasie tej burzy. A na dworze burza jest znacznie bardziej przerażająca niż w domu. I w dodatku Pańcia pewnie by zmokła, bo by się starała jak najszybciej dobiec do domu, żebyśmy się nie bali być bez niej tylko we dwoje. A w czasie tej burzy przecież strasznie lał deszcz.
Pigułka
Rzeczywiście lubiłam, gdy Pańcia była w domu. Jeśli pogoda była normalna, to jeszcze jakoś przeżywałam jej nieobecność, ale jak się działo coś niezwykłego, to wolałam mieć towarzystwo. Psotek nie zawsze mi wystarczał, bo w końcu on był moim bratem i nie wszystko wiedział. A z Pańcią było znacznie łatwiej.
Psotek
Niestety niedziela minęła strasznie szybko i znów się zaczął normalny poniedziałek. Pańcia znów musiała iść do pracy. Wstała rano, nakarmiła nas, sama coś zjadła, umyła podłogę, przebrała się – i poszła. Ale zapowiedziała nam, kiedy wróci. I tak było.
Pańcia zawsze dotrzymywała słowa. Jak obiecała, że wróci o którejś godzinie, to na pewno się nie spóźniała, a czasem była nawet trochę wcześniej. Potem sprzątała nasze kuwety i bawiła się z nami. Później jedliśmy oboje kolację, a na koniec Pańcia zanosiła jedzonko Piguni.
W końcu pewnego dnia zdarzyło się coś dziwnego. Kiedy ruszyłem na kolację, Pigunia zeskoczyła z łóżeczka i pobiegła za mną. Z wielkim zdziwieniem zapytała: „To tak też mogę sama pobiec na kolację?”. Kiedy skinąłem łebkiem, podreptała za mną aż do kuchni. Oboje zgodnie wsadziliśmy noski do miseczek i zaczęliśmy jeść.
To był dla Piguni przełom – odważyła się na trochę samodzielności. Byłem z niej naprawdę dumny. I od tej pory Pańci też było trochę łatwiej, bo nie musiała nosić ani Pigułki do kuchni na posiłki, ani jedzonka dla niej do łóżeczka.
Pigułka
Sama byłam zaskoczona swoją odwagą. Ale trzymałam się o pół kroku za Psotkiem. On mnie zachęcał, więc w końcu pokonałam strach. I od tej pory już się nie bałam chodzić do kuchni na własnych łapkach. To było fantastyczne uczucie – pokonać strach. Okazało się, że strach miał po prostu wielkie oczy i podsuwał mi różne dziwne pomysły. I przekonałam się, że to były tylko fantazje, z których już teraz mogłam się śmiać. Dobrze, że Psotek się ze mnie nie śmiał. A Pańcia mi powiedziała, że jest ze mnie dumna. I opowiedziała mi, że też jej się zdarzają sytuacje, w których się boi, a potem – jak już pokona strach – to sama się śmieje z tego, co sobie wyobrażała.
Psotek
Następne dni były bardzo spokojne. Pańcia rano robiła śniadanie dla nas i dla siebie. Zjadaliśmy je wspólnie. Potem Pańcia robiła sobie kawę. Siadała z nią sobie na podłodze i piła. Ja na ogół siadałem obok Pańci, a Pigunia wchodziła jej na kolana i na nich się układała. Ja też tak czasem robiłem, ale nie zawsze. Wolałem kłaść się na dywaniku obok Pańci, bo miałem wtedy więcej miejsca dla siebie. Pańcia piła kawę i nas głaskała, a my mruczeliśmy z zadowoleniem.
Potem Pańcia myła naczynka, przebierała się i wychodziła do pracy. Zawsze nas uprzedzała, kiedy wróci. I zawsze dotrzymywała słowa. Nigdy nie była później niż obiecywała, a czasem nawet udawało jej się przyjść trochę wcześniej. I już pomału się przyzwyczajaliśmy do naszego wspólnego życia.
Aż pewnego dnia – on się nazywał czwartek – zdarzyło się coś nowego. Pańcia wróciła z pracy jak zwykle, ale zamiast od razu się przebrać w domowe ubranka, zostawiła w domu różne rzeczy, które przyniosła z pracy – i wyszła jeszcze raz. Powiedziała, że idzie do takiego miejsca, które się nazywa sklep. I w tym sklepie można wymienić swoje pieniążki na różne potrzebne rzeczy. Ten sklep był podobno całkiem blisko niedaleko domu, więc Pańcia wróciła dość szybko.
Pańcia z tego sklepu przyniosła aż dwa koszyki takich czerwonych stożków z zielonymi ogonkami, które się nazywały szypułki. I Pańcia powiedziała, że te stożki nazywają się truskawki i że będzie z nich robić dżemy. Nie wiedziałem, co to są dżemy, ale to chyba coś dobrego, skoro Pańcia chciała je robić. Te truskawki miały tak ciekawy zapach, że postanowiłem je zbadać bliżej. Były mięciutkie! Przekonałem się o tym, kiedy wbiłem pazurki w kilka kolejnych truskawek.
Pańcia odrywała od truskawek te zielone listki – szypułki i wrzucała je do jednego malutkiego garnuszka, a same truskawki – do większego garnka. Później Pańcia wzięła jeszcze jeden duży garnek, wlała do niego wodę i wrzuciła trochę cukru. A potem do tej wody z cukrem dodawała truskawki bez szypułek. To się trochę pogotowało, a w tym czasie my wszyscy zjedliśmy kolację. I tak było w czwartek i piątek – my jedliśmy posiłki, a biedne truskawki w tym czasie się gotowały
Wreszcie w sobotę Pańcia uznała, że truskawki są już ugotowane tak, jak trzeba. I zaczęła je zamykać w słoiczkach. I powiedziała, że z tych truskawek zrobiła dżem. Tylko nie wiedziałem, po co jej ten cały dżem, skoro w szafce stało już trochę słoiczków. Ale Pańcia podobno codziennie na śniadanie lubiła zjeść chleb z dżemem.
Czasem Pańcia wynosiła z domu pełny słoiczek, żeby inni ludzie też mogli zjeść trochę dżemu. Podobno Pańcia im dawała dżem w prezencie, całkiem za darmo. Nie rozumiem! Przecież sama musiała zapłacić za owoce i cukier. Podobno gaz też nie był za darmo, a Pańcia go potrzebowała, żeby zagotować ten dżem. I praca Pańci też była coś warta. Więc dlaczego niektórzy ludzie dostawali dżem za darmo????
Pigułka
Na szczęście Pańcia nigdy nie narzekała, że ma za mało pieniędzy. I nam też tłumaczyła, że na pewno nam nie zabraknie jedzonka.
Te szypułki z truskawek nawet można było ułożyć jako dekoracje koło naszych talerzyków. Tylko szkoda, że one tak szybko schły i trzeba było je wyrzucać. Bo przecież takie zwiędnięte źle wyglądały. Ale dzięki temu miałam zajęcie. A ja nie lubiłam się nudzić. Za to lubiłam ciekawe zajęcia i obowiązki, bo dzięki nim czułam się potrzebna i ważna.
I wiedziałam, że w ten sposób odwdzięczam się Pańci za jedzonko i opiekę. To było dla mnie ważne, żeby nie być darmozjadem, tylko uczciwie zasługiwać na swoje utrzymanie. I nigdy nie rozumiałam takich, którzy chcieli tylko brać od innych, ale pracować im się nie chciało.
Zawsze powtarzałam Pańci, żeby darmozjadom nic nie dawała. Najpierw niech zrobią co mogą, żeby zapracować na swoje jedzonko, a nie tak, żeby się obijali, a potem jedli tak samo jak ci, którzy się napracowali. Ja na przykład rozumiem, że jeśli ktoś źle słyszy, to nie będzie śpiewakiem, ale może na przykład szyć ubrania. I to też jest ważne i potrzebne. A może nawet potrzebniejsze, bo w końcu nie każdy człowiek wybierze się na koncert, ale ubranek to wszyscy potrzebują.
Psotek
I tak minęły kolejne dni. W końcu znów była sobota – i Pańcia nie poszła do pracy. To się podobno nazywało tydzień – pięć dni, kiedy Pańcia chodziła do pracy, a na dokładkę sobota i niedziela. Ale głupio! Pięć dni Pańcia musiała być w pracy, a tylko dwa miała wolne. Ja bym zarządził lepiej – dwa dni pracy i potem pięć dni wolnego, ale za to tyle samo pieniążków! Byłoby na pewno znacznie fajniej. Tylko może Pańcia by się nudziła w domu i chciałaby przytulać mnie i Pigunię częściej niż byśmy sobie tego życzyli? I kto wie, jakie inne głupoty by wymyśliła? To już lepiej, żeby pracowała...
Pigułka
Nawet będąc u Pańci ciągle jeszcze rośliśmy. Zauważyłam to nawet przy korzystaniu z kuwety. Na początku oboje z Psotkiem mieściliśmy się w niej swobodnie razem, a nawet było jeszcze sporo wolnego miejsca między nami. Potem tego miejsca było coraz mniej. Aż w końcu się okazało, że nie możemy razem korzystać z toalety, bo jest w niej za mało miejsca. Ale trudno się dziwić, że tak szybko rośliśmy – Pańcia nigdy nie żałowała nam smacznego jedzonka. I nawet je chętnie jadłam, choć zawsze sobie obiecywałam, że nie będę przesadzać.
Psotek
Pańcia nigdy nas nie zmuszała do jedzenia. Ale dawała nam tyle, ile tylko chcieliśmy. I zawsze mogliśmy liczyć na dokładkę. Tylko że w sobotę rano Pańcia zawsze spała trochę dłużej niż w te dni, kiedy szła do pracy. Więc przed pójściem spać w piątek nakładała nam trochę większą kolację, żebyśmy nie byli za wcześnie głodni i żeby sobie mogła pospać.
Rano znów Pańcia dawała nam papu. Zawsze było go tyle, że mogliśmy się oboje świetnie najeść, a może nawet najadłby się tym choć jeden dodatkowy kot, a może i dwa. Ale Pańcia uważała, że jest nam dobrze tak, jak jest, to znaczy w trójeczkę: ona, ja i Pigunia. Ja zresztą też uważałem, że jest nam świetnie tak właśnie, jak jest. Pańcia miała przecież dwie rączki i dwa kolanka – no i było po jednej rączce i jednym kolanku dla mnie i dla Piguni. I trzeci kot stworzyłby spore problemy, bo już zawsze dla któregoś z nas brakowałoby kolanka i rączki Pańci do pieszczenia nas.
Pigułka
Fajnie to Pańcia wymyśliła. Z jednej strony zawsze mogliśmy liczyć na miejsce na kolanku Pańci i na pieszczotę jedną jej przednią łapką. I nie musieliśmy się ustawiać w żadnej kolejce, bo kolanek i przednich łapek Pańci było tyle, co nas, to znaczy po dwa. Jednak z drugiej strony byliśmy we dwoje z Psotkiem, więc nie nudziliśmy się, kiedy Pańcia wychodziła do tej całej pracy. I nie bałam się zostawać w domu bez Pańci, bo przecież był ze mną mój najdzielniejszy na świecie brat Psotek. A na niego przecież zawsze mogłam liczyć.
Psotek
Pewnego dnia do Pańci przyszła jakaś kobieta, której jeszcze nie znałem. Pańcia mi powiedziała, że ta pani pracuje z dentystą, to znaczy z takim panem, który leczy ludzkie zęby. I ta pani ciągle zadawała Pańci dziwne pytania, na przykład co by Pańcia zrobiła w jej sytuacji. Pańcia nie chciała jej odpowiedzieć wprost, bo przecież wiadomo, że Pańcia to Pańcia, a tamta też jest sobą, a nie Pańcią – no i nie mogą się zamienić sytuacjami. Ta pani nalegała i wciąż zadawała to samo pytanie. Po iluś tam powtórzeniach tego samego zauważyłem, że Pańcia już ledwie wytrzymuje z tą kobietą. Mnie też już jasny szlaban trafiał, bo w końcu ile razy dziennie można słuchać tego samego pytania i na nie odpowiadać? Ale chyba ta gościa się połapała, że nas męczy – no i sobie poszła. I na szczęście nigdy w życiu już jej potem nie widziałem.
CDN. :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro mar 19, 2008 9:22

Dziękuję, Ciociu :)
Psot

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro mar 19, 2008 9:24

MaryLux pisze:Dziękuję, Ciociu :)
Psot


A ja Tobie Psotusiu dziekuję za wczorajszy buziakowo-muzyczny sms :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Czw mar 20, 2008 10:33

Ciocia Kociama obiecała, że wstawi coś wieczorem. To na razie ja wpiszę swój nowy wiersyk :)
Inka

Zapadł mrok nad miastem
posępny i bury
Ciemne chmury pędzą
na skrzydłach wichury

Krople deszczu bębnią
na oknach i dachach
płynie rwąca rzeka
po rynnach i blachach

Kotka piwniczanka
schowała swe dzieci
przez piwniczne okna
grad tu nie doleci

Przybiegł anioł w burzy
w torbie kocyk suchy:
Chodźcie kotki ze mną
nie bójcie się pluchy

Będę dawać karmę
dopilnuję dzieci
poszukamy Domków...

Patrz, tęcza nam świeci...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw mar 20, 2008 12:55

Jaki śliczny wierszyk Ineczko napisałaś!

Iskropka

 
Posty: 2651
Od: Pt lis 30, 2007 21:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw mar 20, 2008 13:10

Brawo Inuś, zdolna z Ciebie dziewczynka :wink:

Mereth

 
Posty: 12519
Od: Pon paź 01, 2007 10:43
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw mar 20, 2008 13:11

:oops: :oops: :oops: :oops:
Inka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 59 gości