Krwi, żądam krwi...zostałam zdradzona...Tż na wyjeździe, ja słomiana wdowa...zaprosiłam sobie koleżankę, coby wieczór szybciej minął...koleżanka na stałe w Niemczech, to i okazji do spotkań jakby mniej...pomogła nasza-klasa, tośmy się umówiły...rozmawiało się całkiem przjemnie...aż zastała nas noc głęboka, no nijak wysłać dziewczynę komunikacją miejską na drugi koniec Warszawy...zaproponowałam nocleg...już wieczorkiem Otis i Sonia adorowali gościa...Sonia dłaa się nawe pogłaskać po brzuszku

powinno mi to dać do zrozumienia...ale wiecie jak to jest, zdrada jest zawsze zaskoczeniem. Ola spała w salonie, mówię, żeby zaknęła drzwi, bo koty nie dadzą jej spać, na to ona, że może spać z kotami, będzie jak w domu (też ma parkę)...i wiecie co...te worki na pchły spędziły z nią całą noc ...ani Otis, ani Sonia nie przyszły ani na chwilę...Otis wpakował się Oli pod kołdrę

a Sonia budziła barankami i tańcząc na kołdrze taniec uciśnionego kotetka...dopiero, kiedy ta nie zareagowała, Sonia przybiegła do mnie...była 7.30...Otis wcale nie przyszedł
"Zawsze mówiłem, że to są sprzedajne istostoty" powiedział Piotrek po powrocie, a ja do tej pory nie mogę wyjść z szoku...Otis nigdy mnie nie zdradził, nigdy nie zasnął nawet z Piotrkiem, a dziś...nie wiem, po co go karmiłam...