Bardzo dziękujemy
Muszę Wam opisać pewne zdarzenie. Dla mnie dziwne, dla Was, bardziej doświadczonych może nie.
Wychodzimy z mężulem jednocześnie do pracy. Koty zostają same. Wczoraj to ja wróciłam wcześniej i zastałam w przedpokoju niespotykany widok. Obydwa końce mojego dywanowego chodnika w przedpokoju były elegancko zawinięte. Równiutko i po obydwu stronach... Myslę sobie, nic tylko Pe. był w domu i zawinął. Odwijam, zostawiam, idę do kuchni i po kolejnej wizycie w przedpokoju znów widzę chodnik pozawijany, elegancko jak ludzką ręką. Ki diabeł??? Dzwonię do Pe. i pytam, czy był może w domu i czy zawijał chodnik. Nie był, nie zawijał, po co miałby to robić. Chodnik to chodnik i nikt go nie zawija. Co jest grane? Odwijam i dopiero teraz widzę na brązowym chodniku, po obydwu stronach, pod zawiniętą warstwą skrzętnie ukrytego qpala!!
Po obejrzeniu Jożikowej dupki okazało się, że maluch albo strzelił klocka na chodniku, albo - i to chyba bardziej prawdopodobne - kupka przykleiła się do sierści i maluch pogubił ją brykając po przedpokoju. Gdy kotuchy zobaczyły qpkę na dywanie - SCHOWAŁY ją pod chodnikiem i w dodatku zrobiły to dwa razy, po obydwu stronach.
Wiecie, najśmieszniejsze w tym wszystkim były dwie sprawy - precyzja w poskładaniu chodniczka oraz moja własna mina, gdy po raz drugi zastałam go poskładanego. Po prostu mnie wmurowało. Jestem sama, jestem jedyną istotą, która jest w stanie ponownie złożyć chodnik. Skoro ja go ROZłożyłam, to kto u czorta go znowu go poskładał??? Przez chwilę autentycznie wierzyłam w duchy. No a potem ten prezencik starannie ukryty... Rozbroiło mnie to.
Jożik jest niesamowicie porządnym kotkiem. Zawsze gdy skończy jeśc, przebiera łapeczką po kaflach w kuchni i stara się zakopać resztki na miseczce. W kuwecie sprząta po sobie i po Czesiu. Gdy Cześ wychodzi z toalety, Jożik wchodzi tam za nim i zakopuje ponownie, w swoim mniemaniu - dokładniej. No ale jak takie maleństwo zdołało podnieść ciężką dywanową tkaninę i zarzucić ją na urobek, tego po prostu nie pojmuję. Powiedzcie mi teraz, że zwierzęta nie mają zdolności planowania. Narobił na chodnik i wiedział, że zakopać się nie da, więc trzeba zarzucić na to kawał dywanu. Pokazuję zdjęcia, by unaocznić.
Dywan przed urobkiem:
Dywan po:
...i tak na obydwu końcach chodnika. Idealnie równiutko.
*
Dziś wiem, że Jożik nie załatwił się celowo poza kuwetą. To był przypadek spowodowany zbyt długim futerkiem. Po paru godzinach malec powędrował znów do toalety (ale biegunki nie miał) i znów wyszedł z "dyndadełkiem". Skróciliśmy zatem portki niemalże do stringów Druga qpka była już normalnie w kuwetce. Sądzę, że on pogubił te bobki, że poodklejały się od futerka, i albo sam nie mógł znieść bałaganu, który zrobił, albo Czesio postanowił kryć bracholka Teraz malec śpi rozmruczany na moich kolanach.
Nie sądzę, by to było psychologiczne "coś więcej". Jożik nagminnie spieszy się do zabawy i praktycznie nie ma dnia, by czegoś nie wyniósł. Zagrzebuje pół godziny, a tak naprawdę połowa tego, co zagrzebane być powinno, dynda sobie pod ogonem. Trudno, teraz będziemy strzyc raz w tygodniu, skoro nie potrafi należycie kuperka wypiąć
Najbardziej podobała mi się mina Czesia, gdy kąpałam drącego się wniebogłosy Jozika. Cześ miał oczka jak spodki i ewidentnie przeżywał tragedię braciszka. Jego minka zdawała się mówić: no patrz, stary, a tak dobrze schowaliśmy!!