» Śro mar 05, 2008 17:48
Opowieść trzydziesta czwarta
„ Słońce łagodnie przeświecało przez gałęzie jabło0ni, na których już zaczynały czerwienic się owoce. Ogród zdążyłem poznać już bardzo dobrze podczas nocnych włóczęg. Powracałem do domu bladym świtem z uszami pełnymi dźwięków wypełniających noc, z nosem pełnym zapachów, a oczyma pełnymi obrazów…Bezszelestnie wślizgiwałem się do domu przez uchylone okno i wyskakiwałem na swoje stare miejsce, skąd mogłem widzieć kawałek pokoju i puste, starannie zasłane łóżko.
Pewnego wieczora do pokoju na palcach wszedł chłopiec, rozejrzał się dokoła i włożył pod poduszkę torebkę tytoniu.
- Wujku – szepnął. – wujku, gdzie jesteś ?
Drzwi starej szafy, które nigdy porządnie się nie domykały zaskrzypiały lekko.
Chłopiec uchylił je , zajrzał do środka i zdjął z wieszaka kurtkę od munduru.
Założył ją, stanął przed lustrem i zasalutował.
- Pora spać, wojaku – odezwał się dziadek, który niepostrzeżenie wszedł do środka.
Chłopiec drgnął.
- Ja tak sobie – powiedział.
Dziadek usiadł na fotelu i wyjął z kieszeni fajkę.
- Mi też go brakuje – powiedział. – Był bardzo dobrym bratem…nauczył mnie pływać…może wtedy , gdy wrzucił mnie do wody byłem trochę zły…ale cały czas stal obok i pilnował…
Chłopiec przysiadł na brzegu fotela. Cybuszek fajki czerwono błysnął w półmroku.
- Często przychodzę sobie tu zakurzyć – dziadek przytulił do siebie wnuka. – i tak siedzimy sobie – on gdzieś tam, a ja tutaj. I jest nam dobrze.
- Gdzie „ gdzieś tam ” ? - zapytał chłopiec.
Dziadek odłożył fajkę i spojrzał w okno.
- Trudne pytanie – odpowiedział. – Tam, gdzie jest mu dobrze, przynajmniej według mnie.
- A…- chłopiec uniósł głowę i zajrzał dziadkowi w oczy. - to chyba nie tam, gdzie jest Tereska ?
Dziadek roześmiał się.
- Oczywiście, że nie. Myślę, że jest tam, gdzie są jego najlepsze wspomnienia…
W mgnieniu oka pobiegłem myślami tam, gdzie bielały ściany małego domku.
Chłopiec zarzucił ręce na szyję dziadka.
- To ja już wiem, gdzie ja będę ! – zawołał.
- Nie mów głupstw – odpowiedział dziadek i dla pewności splunął przez ramię.
- Będę tutaj –odparł chłopiec.
Dziadek chrząknął i nieznacznie wytarł oczy. A potem klepnął się w czoło i zawołał :
- Na śmierć zapomniałem ! Przecież mamy na dzisiaj bilety do cyrku ! Pędź, ubierz się, nie ma wiele czasu !
Chłopiec głośno tupiąc zbiegł w dół po schodach, a dziadek dopalił w milczeniu, wstał i poprawił poduszkę. Widocznie cos mu nie pasowało, bo podniósł ją i zobaczywszy tytoń pokiwał głową.
A ja zacząłem zastanawiać się, co to jest CYRK.
Kiedy dziadek wyszedł z pokoju zeskoczyłem z półki, rozprostowałem łapy i wymknąłem się przez niedomknięte drzwi..
Dziadek długimi krokami skręcił w alejkę pobliskiego parku, a wnuk biegł przy nim jak mały psiak.
Ja zaś pod rżałem w ślad za nimi kryjąc się w przydrożnych trawach. Park i okolice domu zdążyłem poznać bardzo dobrze, bo każdego wieczora zapuszczałem się coraz dalej i dalej.
Znałem również wielką łąkę, pośrodku której ktoś rozbił ogromny namiot. Namiot był wysoki, okrągły, miał szpiczasty dach i był rzęsiście oświetlony, a z wewnątrz dobiegały dźwięki wesołej muzyki.
Podkradłem się do samego skraja i wsunąłem nos pod płótno. W nozdrza uderzył mnie zapach kurzu, trocin i ostra woń zwierząt.
Zdziwiłem się ogromnie widząc pośrodku namiotu zwierzę, jakie pokazywał mi na rysunku syn porucznika. Zwierzę było ogromne, szare, miało długą trąbę i w pierwszej chwili nie mogłem uwierzyć, że dało radę przywędrować aż z Afryki, żeby zatańczyć z nieopisana lekkością na środku namiotu. Siedzący dokoła ludzie – młodzi, starzy i zupełnie mali bili brawa, a zwierzę okręcało się dokoła.
Nagle tuz obok pojawił się dziwnie ubrany człowiek. Miał ogromny, czerwony nos, rude włosy, za duże buty i wielkie spodnie w kolorowe paski. Biegał dokoła zwierzęcia i cos wykrzykiwał, aż zwierzę najwyraźniej tym poirytowane zaczerpnęło trąbą wody ze stojącego na boku wiadra i urządziło natrętowi niespodziewany prysznic.
Widzowie wybuchnęli głośnym śmiechem i zaczęli klaskać w dłonie, a zwierzę nabrało garść trocin spod swoich ogromnych nóg i dmuchnęło nimi w stronę ociekającego wodą człowieka.
Widownia po raz drugi zachłysnęła się śmiechem, a ja pomyślałem, że tak naprawdę, to nie było najmniejszego powodu do śmiechu…
Człowiek ukłonił się i wybiegł poza krąg światła w takt głupawo wesołego marsza.
Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że wszystko musiało być ukartowane z góry i zrobiło mi się jeszcze smutniej.
Zupełnie nie mogłem zrozumieć, dlaczego przykrość, która spotkała śmiesznego człowieka wywołała taką radość…
Wycofałem się w ciemność i otrzepałem futro z okruchów trocin.
Dostrzegłem majaczącą w mroku sylwetkę i sunąc brzuchem po ziemi podkradłem się w jej kierunku.
Mężczyzna kryjąc się w mroku zmienił ubranie i zawrócił w stronę namiotu.
Zawróciłem i ja.
Tym razem na środku ustawiono ogromną beczkę do której w wysoka zeskakiwały małpki. A kiedy śmiesznie ubrany człowiek wszedł na drabinkę dwie większe małpki sprytnie zamieniły beczkę i…
Śmieszny człowiek zeskoczył prosto do niej wzbijając obłok białego pyłu, po czym kaszląc i ocierając twarz wybiegł z namiotu.
- Chce-my klau-na ! Chce-my klau-na ! – wrzeszczały dzieci, i śmiały się dopóki nie zachrypły.
Rozejrzałem się dokoła i w oddali dostrzegłem kilka kolorowych wozów. W oknie jednego z nich zapaliło się światełko i pobiegłem w tamtą stronę ścigany pomrukiem jakiegoś niewidocznego zwierzęcia.
Klaun zdjął kolorowe ubranie, cisnął na ziemie czapkę, perukę i czerwony nos i nalał wody do blaszanej miednicy.
Długo mył twarz w chłodnej wodzie, potem wytarł się lnianym ręcznikiem, przeczesał palcami włosy i spojrzał w lustro.
Przeszedł mnie dreszcz – z lustra spojrzała na mnie twarz wiejskiego kuglarza, ale smutna i zmęczona, bez słonecznych zmarszczek dokoła ust i zawadiackiego błysku w ciemnych oczach.
Mężczyzna jeszcze raz przygładził włosy i wyszedł na zewnątrz, a ja podążyłem za nim, jak cichy, niewidzialny cień…
Za naszymi plecami w jasno oświetlonym namiocie grała muzyka i rozbrzmiewały oklaski.
Mężczyzna wyjął papierosa i powoli skierował się w stronę drewnianego ogrodzenia, za którym stały konie.
Wyjął coś z kieszeni i wyciągnął przed siebie rękę.
Konie powoli zbliżyły się wyciągając ciężkie pyski. Pieszczotliwie skubały jego ubranie, chwytały miękkimi wargami za włosy.
Chłopiec, który kochał konie, pomyślałem. Chłopiec, z którym miałem spotkać się dawno, dawno temu.
Wyszedłem z mroku i delikatnie otarłem się o jego nogi.
- O, kot – powiedział wcale nie zdziwiony moja obecnością – Nie mamy u nas kotów…
Zamruczałem głośno, a mężczyzna pochylił się i pogłaskał mnie po głowie.
- Może znasz jakieś sztuczki ? – zapytał, a ja wygiąłem grzbiet i przeciągnąłem się.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Z tą kokardą nie wyglądasz na bezdomnego…
Spojrzałem na drewniane wozy.
- Powinienem mieć trochę mleka – powiedział mężczyzna i zawrócił w stronę wozów.
Zgrabnie wskoczyłem do środka i rozejrzałem się dokoła. Na ścianie wisiało coś, co przedtem wziąłem z obrazek, a co okazało się być starą, wyblakłą fotografią. Przysunąłem nos do szkła.
Z fotografii spoglądał dziarsko i zuchwale wysoki, chudy mężczyzna z małpką na ramieniu.
- Koniec przedstawienia – oznajmił klaun, gdy umilkła muzyka.
Wylizałem do końca miseczkę i trąciłem jego rękę nosem.
A potem wybiegłem w mrok z sercem ciężkim i rozmiękłym od wspomnień. ”

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!