Kciuki za Mamę
Co do gimnazjum: nie demonizujmy, naprawdę. Może nie jestem obiektywna, ale zawsze polecam spokojną rozmowę. Macie konsultacje pewnie? Pani psycholog, pedagog - nie zawadzi się przypomnieć. Dyrekcja? Zostawiłabym na koniec. Kiedy masz w ręku argument: rozmawiałaś, interweniowałaś, chciałaś .... ale nie dało rady pokojowo, dlatego zwracasz się do dyrekcji. Nie bronię nauczycieli - nie znam, a niestety zdarzają się różni...
przyznam się, że nie pamiętam, o co dokłądnie chodziło
, wiem, że pisałaś o problemach Damiego w szkole na poczatku roku szkolnego?, tylko ta skleroza...
Powołanie do życia
tego czegoś, było kompletnym absurdem. Nie przeczę. Podam przykład naszej mieściny:są tu trzy podstawówki. Każda z nich posyła do nas swoich ancymonków. Wniosek: wszystkie te jednostki mające problemy z tego czy innego powodu trafiają do jednej placówki, jedynego w mieście gimnazjum, i tu doskonale wyszukują sobie podobnych. To fenomen, naprawdę

Kociołek, co?
Liczne klasy

- duraki (przepraszam, ale mnie krew zalewa przy tym temacie

), mam nadzieję, Iza, że Wy jako osoby mające wpływ na pewne sprawy publiczne działacie inaczej, oszczędzają w ten sposób; bo nie można skompletować klasy z 20-25 uczniów

. Nie! 30 ma być!

) I co? Widać "najgorszych" i "najlepszych", ci pośrodku albo właśnie ci wrażliwsi, gubią się w tłumie...
Ale poza sprawami organizacyjnymi jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: na gimnazjum przypada czas hormonalnej burzy: dzieciaki same nie łapią, co się z nimi dzieje: wzorowa w podstawówce uczennica chce utrzymać poziom, a nie daje rady i to mocniejsze od niej.
W sporej części dzieciaki trafiają do nowych grup rówieśniczych: muszą wypracować, żeby nie powiedzieć wywalczyć swoją pozycję, a tu im nauczyciele za przeproszeniem ... głowę zawracają jakąś nauką
Poza tym, odpowiedzcie sobie szczerze na jedno pytanie: kiedy zaczęliście się uczyć dla siebie? Z własnej potrzeby? Nie dla mamusi, tatusia, ocen, świętego spokoju w domu tylko dla siebie?

Ja na studiach... No, z wyjatkiem historii może
Dzieciaki mają w głębokim nosie nasze wywody o nauce jako inwestycji we własną przyszłość, karierę itp. Serio.
Pewnie znacie:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchia_potrzeb . Bardzo cenna wskazówka. Podpytajcie dzieci, dlaczego chodzą do szkoły
Słowem, fakt: gimnazjum to klęska z wielu różnych powodów, ale naprawdę da się przeżyć. Demonizowanie go to takie trochę straszenie dzieci Mikołajem. I tak MUSZĄ przez nie przejść, po co podsycać w sobie, a pośrednio również w dzieciakach, strach? Słodka podstawówka się kończy i tyle: system oswiaty, hormony, nowi znajomi to mieszanka wybuchowa, nie ukrywajmy.
Oczywiście, Monika, masz prawo się wkurzyć - chodzi przecież o Twoje dziecko, jako matka bedziesz bronić i dbać o jego komfort psychiczny i stosowanie sie do zaleceń lekarzy - to absolutnie zrozumiałe (sama też się wkurzałam, kiedy do gimpla, w którym przecież pracuję, chodził mój brat i też mu się różne dziwności przydarzały

).
Wiecie co? tak to czytam, rozpisałam się, a w sumie zapomniałam, o co mi chodziło

Doprecyzuję jakby co, oki?

Łeb mi strasznie
tenteguje...
Iza, sorry za OT.