Nie znam ludzi.od których brałam kota, więc nie mogę powiedzieć, co by z nim zrobili, gdyby się "nie sprzedał". Może by sobie zostawili, a może wrzucili do szamba, bo gadzina woła jeść, a pożytku (=pieniędzy) z niego nie będzie.Nie inwestowali w niego-nawet nie odrobaczyli. I nie wiem, dlaczego domowe kocię przeszło tak ostry koci katar, że został zamglone oczko-może nie byli z nim wcale u weta.Nie wiem, czy go postanowili sprzedać , bo im było żal zwierzaka, czy może dzieci (wnuki) nie pozwoliły na inne rozwiązanie. I zastanawia mnie cena-czy chodziło o to, by odzyskać t, co zjadł, czy o przekonanie, że jak ktoś zapłaci nawet 30 złotych, to znaczy, że mu zależy. Bo przecież zarobek to nie jest. Zakup pozostałych, "dobrych" kociaków na pewno napędza "hodowlę". Ale zakup tego raczej nie ma wpływu na to, czy będą te koty dalej rozmnażać, czy nie. Może jedynie sprawi, że poczują się lepiej, bo "po ludzku" pozbyli się kota, zamiast go utopić.
Ma jakiś sens takie wykupywanie zwierząt, które nie nakręca hodowli (kot się znudził, właściciel umarł, właściciel wyjeżdża). Prawdzie dziwić może, że ktoś oczekuje za zwierzę pieniędzy, ale może sam wydał na niego ciężkie pieniądze, bo rodowodowy i nie widzi powodu, by nie odzyskać chociaż części (podejście biznesowe), albo może uważa, że jak coś jest za darmo, to nie zostanie docenione (podejście "psychologiczne"

).
wprawdzie Przemys nie podpada pod te przypadki, ale jego zakup chyba nie nakręca hodowli Chociaż jakby w każdym miocie trafiał sie kociak lub dwa z uszkodzeniami i nie byłoby na nie popytu, to może w końcu zrezygnowaliby z rozmnażania. Albo wymienili kocura. Albo topili "braki" i częściej kryli, bo zyskownść by spadła

Bardzo to trudne.
Ale ja chciałąm zapytać, co u Przemysia?
