Milo siedzi mi na kolanach i mruczy. To do nigo nie podobne, gdzi on by na kolanach usiadział wcześniej. Nie udało mi się podać wieczornej kroplówki. Okazało się, że wenflon był walnięty, tzn, igła się skrzywiła. Prawdopodobniestało się to już w lecznicy, bo jak mi Halina, która z nim była opowiadała na końcu już był bardzo niecirpliwy i zaczął łaką przez drzwiczki transporterka grzebać i kroplówa wypadła i polała się krew. Wetka to umyła, stwierdziła, że dużo dostał i owinęła wenflon plastrem nie sprawdzając co się stało. Jak bym tam wpadła to bym ich rozniosła. Człowiek płaci kupę kasy, obchodzą się z tymi zwierzakami, że lepiej nie mówić - wczoraj widziałam co się dzieje jak nie ma właściciela. Masówka po prostu. Zła jestem

.
Rano Milo znowu musi jechać do lecznicy, a chciałam mu tego stresu zaoszczędzć. Jeszcze jak na złość nie mogę jechać z nim i sama wszystkiego przypilnować tylko muszę Halinę prosić i o kogoś z samochodem się prosić. Same komplikacje, przez cholerny wenflon.
Milo dzisiaj zjadł convalescenca w odstępach trzy razy po 5 cm w strzykawce, bo sam jeść tego nie chce. Nie zwymiotował, może mu jeszcze dam na noc. Nie chce znowu przedobrzyć. Jest bardzo smutny.Pół nocy przeryczałam i teraz co na nigo popatrzę to też bym ryczała.
Bardzo chcę go uratować, a tu wszystko przeciwko mnie .