Ten facet podjechał w niedzielę z nią do mnie po korektę gazetki, akurat wychodziłam z Michałem do mamy, do szpitala. W samochodzie zapytał: a ta Pani? Na potrzeby tej chwili wymyśliłam opowieść o roślinie, którą podlewać powinny dwie osoby...jak jedna zapomina, to połowa wody nie stracza na zbyt długo, roślina zaczyna chorować...kiedy choruje, druga osoba też w końcu przestaje ją podlewać, bo nie wierzy, że roślina z tej choroby kiedykolwiek wyjdzie...tak umierają małzeństwa właśnie...
Jedną wielką ściemą byłoby wmawianie komukolwiek, że istnieją idealne związki, ale przy chęci obojga i współpracy z Łaską (mówię o związkach pobłogosławionych) są wielkie szanse, że roślina zakwitnie i wyda plon obfity

a przecież o to w tym wszystkim chodzi...tak, jak napisałam w nocy...ja w takich sytuacjach zaczynam wątpić w nasze siły...zaczynam wątpić czy jest szansa na to, że uda się komukolwiek...w Sodomie nie znaleźli nawet kilku sprawiedliwych
