dostałam taka odpowiedż - jaworzno (22-02-2008 23:58)
Witam. Opiekuje się jedna kotką (1,5 roku), jedną (ok7-10 miesięcy) oraz dwiema malymi kociętami (ok 2 miesięcy). Są to koty pół-dzikie. Ta najstarsza i jedno młode mi ufaja. Drugie podchodzi ale z dystansem 2 metry (ale często udaje mi się je złapać, gdy mu smaruję oczka maścią). Najgorzej bedzie z tym 7-10 miesięcznym. Niby podchodzi (na jakieś pół metra) ale nigdy nie udało mi się go pogłaskać i nie wiem jakiej jest płci. Na innych oddziałach jest owiele lepiej. Sa tam miłośnicy kotów, regularnie je dokarmiają, leczą i kastrują (oczywiście nie wszystkie). U nas problem wynika z tego, ze praktycznie sam je dokarmiam, a często mnie nie ma w pracy i koty chodzą głodne. Owszem, czasami ktoś rzuci jakis łeb karpia lub makaron albo chleb z czymś tam, ale robi im tym więcej szkody niz pożytku, bo one tego nie jedzą, a potem to śmierdzi i sie pracownicy denerwują (mi dostaje się najwięcej). Jeszcze w tamten piątek miałem piatego kota, który przyniusł tą chorobę ale ktoś go skrzywdził. Miał złamaną nogę (nie jestem pewien czy nie otwarte złamanie) Łapa była strasznie opuchnięta. Załatwiłem auto i umówiłem się z weterynarzem ale kot mnie wyczuł i zwiał do kanałów. Już więcej sie nie pokazał. Czasami pokazują się też dorosłe samce (wielkie) z innych oddziałów lub pobliskiego osiedla. Z nimi było by najtrudniej, bo zwiewją przedemną od razu. Poza tym przychodza bardzo spontanicznie we wiadomym celu. Problem "moich" kotów, to nie problem z dwóch miesięcy, tylko wielu lat. Były okresy, że miałem ich nawet ze 20. Owszem mam kilku kociomaniaków ale oni nie angażują się aż tak jak ja.
jaworzno (22-02-2008 23:58)
http://picasaweb.google.pl/stefasonic/KOTYDOADOPCJI