Kochane Kociaczki ciocia ma naprawde urwanie głowy i znowu boli
ale stenę na głowie żeby wkleic nastepny odcineczek Psotusiowego Pamietnika
Zaczynamy
Pigułka
Chciałam zerwać jakieś kwiatki, które rosły obok i też je położyć dla Taty. Ale Mama mi wytłumaczyła, że szybko zwiędną, jeśli je zerwę i że Tata na pewno bardziej by się ucieszył, gdybym im dalej pozwoliła rosnąć tam, gdzie rosną. No to je zostawiłam. Ale trochę mi było szkoda, że nic dla Taty nie mogę zrobić, a przede wszystkim że nie mogę z nim porozmawiać sama. Mama też była smutna z tego powodu, nawet bardziej niż ja, bo przecież ona kiedyś z Tatą rozmawiała. Azorek domyślił się, o co mi chodzi, więc podszedł do Oli i przez chwilkę z nią porozmawiał.
Ola po tej rozmowie na chwilę nas zostawiła pod opieką Azorka, ale zaraz wróciła. Przyniosła całe mnóstwo małych kuleczek, które nazwała nasionkami. Powiedziała, że możemy je zakopać w ziemi i że to się nazywa sianie. I że z tych ziarenek urosną piękne, kolorowe kwiatki dla Taty. No to bardzo starannie te ziarenka zakopałam w ziemi, a Psotek zasiał ich jeszcze więcej niż ja. Potem Ola przyniosła całe mnóstwo wody i wylała ją tam, gdzie wsadziliśmy nasionka. I wytłumaczyła nam, że nasionka muszą wypić strasznie dużo wody, żeby urosły z nich kwiatki i żeby one potem nie zwiędły.
Psotek
Ola poza tym przyniosła takie coś, co wyglądało jak cebula. Już widziałem kiedyś cebulę, bo Ola i jej brat czasem dodawali to do swojego jedzenia. Ola powiedziała, że mam rację, ale na świecie są różne rodzaje cebul, a ludzie jedzą tylko jeden z nich. A to, co teraz Ola przyniosła, to była cebulka kwiatka i trzeba ją było zakopać w ziemi, żeby z niej wyrósł kwiatek.
Ale dziwnie! Ludzie jedzą jedne cebulki, takie, które nie kwitną – a inne zostawiają w spokoju! Ale Azor mi wytłumaczył, że np. cebulki tulipana są niezdrowe dla ludzi i zwierząt, dlatego nikt ich nie je. Ale się je przechowuje, bo wyrastają z nich przynajmniej ładne kwiatki.
Ja to bym chyba jednak wolał poznać swojego Tatę niż podziwiać te kwiaty! Azorek był co prawda bardzo kochany i starał się jak mógł, ale jednak nie był przecież naszym prawdziwym Tatą!
Pigułka
No, może trochę racji Psot i miał, ale tak nie do końca jednak. Wiedziałam przecież, że on jest pieskiem, a my kotami, więc nie mógł być naszym Tatą według tego, co było związane z naszym wyglądem. Ale z drugiej strony przecież on pomagał Mamie nas wychowywać. Czyli robił to, co powinien robić każdy tata dla swoich własnych dzieci. Dzięki temu tak trochę był naszym Tatą, bo nas wychowywał. I chciał wychowywać właśnie nas, tzn. Czarnulkę, Psotka i mnie. Czyli mieliśmy więcej szczęścia niż inne kocie dzieci – ich rodzice co najwyżej chcieli mieć jakieś dzieci i było im wszystko jedno, jakie. A nasz adoptowany Tata Azor chciał mieć właśnie konkretnych nas.
To mnie naprawdę ucieszyło, bo to znaczyło, że mieliśmy tak naprawdę dwóch tatusiów. Jeden nam dał życie, a potem uratował Mamę i nas – a drugi pomagał Mamie nas wychowywać, kiedy nasz pierwszy Tata umarł. Szkoda tylko, że Azorek nie miał prawdziwej psiej żony i psich dzieci, bo na pewno byłby dla nich świetnym Tatą.
PRZEPROWADZKA
Psotek
Któregoś dnia Ola wyszła do szkoły znacznie później niż zwykle. Powiedziała nam, że ma tam być dopiero o dziewiątej, a nie o 7.30 jak zwykle. W dodatku wzięła ze sobą tylko jedną książkę zamiast całego stosu podręczników i zeszytów, które musiała zwykle dźwigać do tej całej szkoły. I obiecała, że wróci niedługo, bo tego dnia kończy się rok szkolny. Miała z tej szkoły zabrać tylko jeden papierek, który nazywał się świadectwo – i zaraz wracać.
Nie rozumiem, dlaczego musiała po to specjalnie jechać do szkoły i tracić strasznie dużo czasu. Przecież mogliby jej to dać już poprzedniego dnia po lekcjach, żeby nie musiała tracić czasu na dojazd. Ale widocznie dyrektor tej szkoły bardzo lubił autobusy i chciał, żeby tego dnia też zjadły sporą porcję papierków, które się nazywały bilety.
Pigułka
Ola rzeczywiście wróciła znacznie szybciej niż zwykle i zamiast sterty zadań domowych przyniosła tylko jeden papierek. Podobno on się nazywał świadectwo – i tam było napisane, że Ola nie zmarnowała całego roku nauki. Więc na pewno Ola nie była osłem i nikogo nie kopała.
Psotek
Potem Ola z bratem poszła na lody, ale szybko wrócili, bo powiedzieli, że ma po nas przyjechać ta nauczycielka.
Nie rozumiałem (i dotąd nie rozumiem), jak można lubić lody – one są przecież zimne i strasznie słodkie. Ale Ola powiedziała, że każdy ma prawo lubić to, co mu się żywnie spodoba, a inni nie muszą tego rozumieć.
Ale skoro już poszli na te lody, to niechby je lubili jak najdłużej... Ale Ola wróciła szybko, bo porozmawiała z nauczycielką przez coś, co nazywała tele-fele-teletonem. I okazało się, że nauczycielka mogła się pojawić lada moment. I Ola zaproponowała, żebyśmy jeszcze raz wszyscy razem poszli na grób Taty.
KIedy tam byliśmy, przyjechał ten cały żółty autobus – i wysiadła z niego nauczycielka. Tym razem nie miała ze sobą książek, bo Ola już nie chciała się uczyć anielskiego aż do końca wakacji. Za to wyjęła z torby puszkę z jedzonkiem dla nas.
Pigułka
Gdy zobaczyłam tę puszkę, to chciałam pobiec do domu, żeby szybciutko przygotować talerzyki i wszystko inne na ucztę. Ale Ola powiedziała, że tym razem będzie inaczej – i zrobimy sobie piknik. Nauczycielka wyjęła z torby talerzyki i specjalne serwetki, a ja przyniosłam z klombu świeże kwiatki. No i zjedliśmy to wszystko, co przyniosła nauczycielka, a nawet trochę więcej, bo Ola też coś nam dała do jedzenia. Potem Psotek pobiegł pod krzaczek – i go zaznaczył.
Psotek
Pigunia była – jak zwykle – bardzo zajęta przygotowywaniem uczty, ale ja miałem chwilkę wolną, więc się bardzo uważnie rozglądałem dookoła. I zauważyłem, że nauczycielka przywiozła ze sobą coś nowego, czego nigdy przedtem nie miała. To było dosyć duże i miało kształt domku, choć było mniejsze niż ten domek, w którym się urodziliśmy. A na dachu to miało specjalny uchwyt. Azor mi wytłumaczył, że to nazywa się transporterek i że w takich transporterkach kotki jeżdżą z miejsca na miejsce. A ta nauczycielka przywiozła to specjalnie dla mnie i Pigułki. Zajrzałem do środka – i zobaczyłem tam kocyk, zupełnie taki sam, jakim mnie kiedyś Mama okrywała. To miłe, że nauczycielka wybrała właśnie taki kocyk.
Pigułka
Kiedy już wszystko zjedliśmy, ta nauczycielka z Olą wzięły mnie i Psota na ręce – a potem położyły na kocyku, zupełnie takim samym, jak mieliśmy w naszym pierwszym domku. Skąd on się tutaj wziął? Tylko że nad nami był jednak zupełnie inny daszek. A po chwili coś się ruszyło – i zamknęła się za nami kratka. Nie mogłam wyjść z tego ciasnego pokoiku, byliśmy w nim tylko we dwoje z Psotkiem! Z drugiej strony widziałam Mamę, Azorka i wszystkich innych, ale nie mogłam do nich podbiec ani nawet sięgnąć do nich łapką.
Psotek
Ja też poczułem się nieswojo, kiedy ta kratka się zamknęła, ale Azor mi wytłumaczył, że nie da się tego uniknąć, ale w końcu ta kratka się otworzy, kiedy dotrę do nowego domu. Ola powiedziała, że tam z nami pojedzie, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku i czy na pewno nie chcemy wracać do niej.
Nauczycielka wzięła transporterek z nami i poszła z Olą na przystanek autobusu. I obie nam tłumaczyły, co się dzieje. Ojeeejkuuuu! Pierwszy raz wędrowałem w powietrzu, i to nie na rękach Oli, tylko w specjalnym kocim pojeździe. Nawet mi się to podobało.
Potem one weszły do środka autobusu i usiadły, a nauczycielka postawiła transporterek z nami między sobą i Olą. Po chwili autobus zawarczał i ruszył. W środku to warczenie wydawało mi się mniej groźne niż na przystanku. I chyba było cichsze. Ale autobus jechał i jechał, a czasami stawał i znów ruszał, a my wciąż byliśmy w środku.
Trwało to strasznie długo, a mnie pomału coś zaczynało cisnąć w brzuszku. Wiedziałem, że wkrótce będę musiał pobiec do kuwety, a tu nie było wiadomo, jak długo jeszcze pojedziemy. Zacząłem się niespokojnie kręcić po transporterku, żeby jakoś to zasygnalizować Oli.
Wobec tego Ola z nauczycielką zdecydowały, że wysiadamy z autobusu. I tak w tym miejscu mieliśmy wysiąść i pojechać innym autobusem, ale one postanowiły, że nie będziemy czekać, bo byliśmy dopiero w połowie drogi i moglibyśmy nie zdążyć. Wymyśliły, że dalej pojedziemy czymś, co nazwały taksówką, bo uważały, że tak będzie szybciej. No więc wysiadły – i my z Pigułką razem z transporterkiem znaleźliśmy się znów w powietrzu. Ale fajnie było! Przemieszczaliśmy się w powietrzu, a nie musieliśmy ruszać łapkami! Mieliśmy lepiej niż te biedne muchy, które też się ruszały w powietrzu, ale musiały w tym celu machać skrzydłami. No i poruszały się wolniej niż my! Z wrażenia zapomniałem nawet o kuwecie...
CDN.
