Tigra u weta była bardzo grzeczna. Temperatura trochę podwyższona. Wzdęty i bolesny brzuch. Dostała zastrzyki. I zsikała się w ligninę. Z krwią.Wetka chciała pobrać mocz, ale już nic się więcej z Tigry nie udało wycisnąć. Do jutra siedzi w klatce z kuweta bez żwirku i badamy siku jutro. I krew też.
Na razie nie wiadomo co to. Może coś zjadła. Ake nie bardzo wiem, co mogłoby jej zaszkodzić? Karma? Woda? Kwiatów w domu nie mam. Chemikaliów nie używam jakoś szczególnie.
Tigra leży jakby ją bolał brzuch. I ogólnie jak ją wzięłam na ręce, była dość klapnięta, nie protestowała, jak ma to w zwyczaju robić.
Mam nadzieję, że to chwilowe...
A teraz mniej ważne, ale:
wracałam autobusem nocnym. Autobusy nocne jakie są, każdy wie. I cieszę się, że wróciłam cała i zdrowa. Bo zaczepiło mnie dwóch agresywnych dresów. Pijanych, oczywiście. Zaczepili mnie, bo to niespotykana rzecz - laska z kotem w nocnym. Dla dobra swojego i Tigry uprzejmie konwersowałam, bo wiem, że tacy kolesie ignorowani potrafią być nieobliczalni. Jednak albo mój poziom intelektualny im nie odpowiadał, albo też wkurzyło ich słowo "sterylizacja" i powiem szczerze - modliłam się, żeby wysiedli na innym niż ja przystanku... Cały autobus oczywiście zamilkł, przyglądał się dwóm nachlanym bandziorom wrzeszczącym na samotną dziewczyną, ale nikt słowa nie powiedział w mojej obronie. A faceci już zaczynali z łapami do transportera się pchać. Kurde, dawno się tak nie bałam

Edit: literówki itp