Dzisiaj dzień miziasto-drzemkowy.
Jednak od wczoraj wieczorem się gryzę. Nie mam pojęcia jak zsocjalizować, albo - żeby ładniej powiedzieć - zaprzyjaźnić ze sobą Noreczkę i Tasię.
Nora raczej omija Tasiutka. Czasem sama zaczepia: podchodzi i wącha ewentualnie liże, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy Tasiulek jest czymś zajęta.
Gdy tylko Tasia podchodzi do Nory, dostaje ostrzegawcze razy (przeważnie w powietrze, czasem w łebek) albo Norcia obrażona ucieka. (Potem muszę sobie zasłużyć, żeby ją pogłaskać

)
Kiedy Norcia leżała na swojej ulubionej suszarce do bielizny, na suszarkę weszła Tasia. Gdyby nie to, że akurat z Norcią gadałam i miziałyśmy się, to pewnie Tasia by dostała, ale nie. Leżały na tej suszarce w odległości ok. 25 cm od siebie. I wszystko byłoby OK, gdyby nie odwrócona od Tasiuty głowa Nory (w zupełnie drugą stronę, jakby mówiła "Kiedy jej nie widzę to znaczy, że jej nie ma). O co chodzi?...
Obie są mądrymi dziewczynkami, ale nie mogą się dogadać...
Totalne zawieszenie broni jest w trzech sytuacjach: miska, łóżko dużych, dzienne drzemki.
Myślałam, że znajdę coś mądrego w książkach, ale albo nie ma tematu, albo doradzają "cierpliwości". (Ja i cierpliwość to dwa bieguny

)
Przyjaźń między Tasią a Kocim kwitnie na szczęście: śpią przytulone, brykają razem, myją się i często w trakcie mycia uprawiają cat-boxing
