Modjeska pisze:Jeśli dobrze zrozumiałam, to idzie ku lepszemu (...)
Jak najbardziej idzie ku lepszemu i wygląda na to, że ostatni kryzys - choć był bardzo ciężki - okazał się jakby przełomowy. Póki co, wszystko przemawia za tym, że może być coraz lepiej. Świadczą o tym ostatnie postępy małej. Temperatura trzyma się cały czas na tym samym poziomie (38,3), już nie wariuje jak poprzednio. Mała nie była na kabelku już od stosunkowo dłuższego czasu - je i pije sama, chociaż na razie ze strzykawki. Ustabilizował się oddech - wcześniej oddychała bardzo nieregularnie - raz płytko, raz głęboko, raz wolniej, raz szybciej - zmieniało się to tak, jak w kalejdoskopie, co kilka oddechów. Teraz jest w spoczynku średnio 80 oddechów/min. o normalnej głębokości. Smerfetka jest poza tym o wiele żywsza i ma więcej energii (pod warunkiem, że nie śpi, bo śpi dosyć dużo). Tak, jak pisała Susełkowata, mała zrobiła dziś qpkę. I aż mnie obudziła w środku snu, bo to nie była taka qpka, jak do tej pory. Nie była doskonała, ale miała nawet dość zwartą konsystencję

Mała była napita jak należy, więc coś tam musiało ruszyć (nie wierzę, żeby Metadiar sam sobie z tym poradził, bo trzeba by jej dawać chyba pół opakowania dziennie na taką sr...kę, jak miała

). Zobaczymy, co po 10-ej Ciocia powie, ale mam wrażenie, że jeśli teraz nie wykończą jej jakieś powikłania, to będzie już dobrze.
Jednego kota kilka lat temu już mi ten wirus przeniósł za TM. Problem był jeszcze taki, że tamten maluszek miał straszną robaczycę - wymiotował robakami, przez co całe zło weci przypisali robalom. Zbyt późna diagnoza, współistnienie robaczycy.. mały nie miał żadnych szans

Ale w międzyczasie trochę się przygotowałem na ewentualną powtórkę z rozrywki i powiedziałem, że następnego kota fpv nie oddam

Smerfetka trafiła do całodobowej lecznicy od razu po wystąpieniu pierwszych objawów, miała od razu założone dojście dożylne i stale ją nawadniałem, wstępnie udało się opanować wymioty. Na drugi dzień miała podany caniserin, bardzo szybko zaczęła dostawać neupogen i tfx. Z resztą obydwie Igiełkowe Ciocie bardzo się starają i atakują wirusa i ewentualne inne współistniejące bakcyle wszystkim, co tylko mają pod ręką

Mała jest przez to jak sitko (w sobotę dostała zastrzyk z wit. B12, która wyciekła cała dziurką po innym kłujkowaniu.. wczoraj miałem podobną sytuację

), ale robi dzięki temu jakieś postępy w walce z chorobą i to najważniejsze. My też staramy się opiekować Smerfikiem jak najlepiej umiemy - ma nadzór dosłownie 24 godzinny, odpowiedni mikroklimat w pomieszczeniu i wiele innych gadżetów. Trochę to może i przesadzone, ale gdyby nie to, przy wczorajszym nagłym spadku temperatury mogło by być ciężko. A tak udało się go szybko wychwycić, dogrzać małą i teraz jest lepiej

No i powiedzcie mi, co by mała zrobiła bez tych wszystkich kciuków, które na nią Ciocie i Wujkowie trzymają?

Ja jej mówię zawsze, kto za nią jeszcze kciuki trzyma i na pewno podnosi to jej motywację
Podsumowując mam nadzieję, że obędzie się bez nawrotów oraz ewentualnych powikłań i że teraz będzie już tylko lepiej, za co proszę o kciuki, które sam również stale kurczowo trzymam

(mała postaraj się, bo wujek swk razem ze wszystkimi Ciociami i Wujkami dostaną od trzymania kciuków martwicy i będzie trzeba amputować

)
edit: Choroba zabrała małej w kilka dni 200g, czyli 20% masy ciała - ważyła 1000g, teraz niecałe 800g..
