» Nie sty 27, 2008 13:40
Tak, jesteśmy już w domu. Wet potwierdził, że oczka bardzo ładnie się goją. Doczyścił to, czego ja wolałam nie ruszać, a wysłuchawszy moich opowieści o kołnierzowej traumie Bisi zdecydował, żeby wobec tego zdjąć jej kołnierz, bo może nie będzie nic robić koło oczek. Bisia odżyła od razu, ale ja tam gdzieś wewnątrz odczuwałam lekki niepokój. Jednak w pierwszym odruchu człowiek zawsze myśli, że wet wie, co robi i co mówi.
W domu Bisia wyszła z transporterka i od razu rozpoczęła takie mycie, że ja o mało sobie palców nie połamałam, tak szybko zakładałam jej kołnierz z powrotem. O stanie przedzawałowym na widok Bisi szorującej pyszczek nawet nie wspomnę. Na szczęście zareagowałam w porę, niestety narażając się na silne niezadowolenie Bisi. Jednak mimo kołnierza Bisia objadła się z apetytem, napiła, a teraz praktykuje odpoczynek bezczynny, bo myć się nie da, chociaż nadal bardzo by się chciało.
A wyciąganie szwów odbędzie sie we czwartek.