witam wszystkich
doszłam do wniosku, że czas najwyższy się zarejestrować i samej pisać co z kotem, a nie wyręczać się uczynną koleżanką [dziękuję Amando

].
Jeszcze nie umiem wklejać zdjęć, więc jeśli Amanda znajdzie chwilę czasu i chęć to wstawi tu jakieś z tych, które dziś zrobiłam Mikiemu.
Tak jak pisała Amanda jest z nim trochę problemów. Ostatniej nocy zaatakował mnie, gdy weszłam do łazienki - zadrapał ramię... dość głęboko i paskudnie.
Padło tu pytanie, czemu kot był w łazience i cóż ja mu zrobiłam?
Miki ma w łazience kuwetę, stoją też tam jego miseczki. Przez pierwsze dni chował się tam... wciskał w jakiś kąt, więc zrobiłam mu budkę z kartonu, wyścieliłam kocem i postawiłam w miejscu, gdzie próbował się chować - za pralką. Prawdopodobnie uznał łazienkę za swoje terytorium, a mnie za intruza, który tam wkroczył. Piszę "prawdopodobnie", bo nie mam pewności (nigdy nie zetknęłam się z tak dzikim zwierzęciem) ale jeśli się nie mylę, to nie jest dobra cecha u domowego kota.
Przez pierwsze kilka dni zwierzak zachowywał się strasznie - był przerażony, chował się, na mój widok próbował wcisnąć się pod meble albo uciekał w takim popłochu, że obijał się o meble. Warczał na mnie i fuczał, ilekroć mnie zobaczył (moje mieszkanie jest małe, więc ciągle się na siebie natykaliśmy). Jeśli podeszłam zbyt blisko, lub próbowałam go dotknąć - drapał i gryzł. I to jest dla mnie zrozumiałe, trudno mieć o to do kociaka pretensje. Tak wiele się w jego życiu zmieniało, był zdezorientowany i wystraszony. Nie wiedział, co go czeka. Bo najpierw ktoś go zabrał z podwórka, gdzie mieszkał całe swoje kocie życie. Później trafił do Państwa, którzy mu zaoferowali dom tymczasowy, od nich trafił do kogoś, kto go nie zaakceptował i znów do DT. A później długo jechał i znalazł się u mnie. Toteż nie dziwię się, że w pierwszych dniach Miki tak się zachowywał. Dobrze to rozumiem i było mi go bardzo żal... Tym bardziej żal, że nie bardzo mogłam mu pomóc. Mogłam tylko zapewnić mu spokój i czekać cierpliwie. I tak zrobiłam...
Po dwóch czy trzech dniach u mnie nastąpił przełom w naszych relacjach. Przestał fuczeć i uciekać na mój widok, jednak wciąż nie pozwolił podejść za blisko. Zachowywał, jak ja to nazywam, bezpieczny dystans. Zaczął chodzić po mieszkaniu, zaglądać w różne kąty. Bawił się zabawkami.
Wieczorem usiadłam przy nim, zaczęłam go głaskać. Na początku pofuczał troszkę, ale nie próbował ani drapać ani gryźć. W końcu rozwalił się na całą długość, zamknął oczy i pozwolił głaskać się i drapać po całym ciałku. Siedziałam z nim pół nocy prawie. Pomyślałam... mam cię kocie
I teraz mimo że wciąż jest nieufny, mogę go dotknąć czy pogłaskać. Czasem fuczy troszkę, albo ugryzie - ale bardzo delikatnie, lub pacnie łapką ze schowanymi pazurkami. Więc już troszkę mi zaufał, przestał się bać. Chyba się przekonał już, że tu nie spotka go żadna krzywda.
Tym bardziej nie rozumiem jego ataku poprzedniej nocy...
Duża od Mikiego