Nasze kitajce szczęśliwie przeżyły 3-godzinną podróż do rodzinki w samochodzie, chociaż nie obyło się tak całkiem bez kłopotów. Na początku zapakowaliśmy obu do transporterka. Po 2 minutach Wojtek zaczął wyć basem i łazić po całym kontenerku bokiem

Po jakimś czasie tych cyrków Maciek się wkurzył (i tak długo był cierpliwy) i użarł małego w ucho. Ten zaczął wtedy płakać jak skrzywdzone dziecko i w tym momencie go wypuściłam, bo puściły mi nerwy. Maluch połaził po całym aucie i wreszcie zapakował się pod siedzenie TŻ (TŻ to słuszny chłop, siedzenie odsunięte max do tyłu - nie wiem jak ten głupol się tam zmieścił, ale dokonał tego). I nastąpiła cisza. Po chwili zaczął płakać Maciek, takim ultra cienkim głosikiem, i tylko co któryś raz otwarcia mordki, bo częściej tylko pokazywał mi te swoje 4 kły, co mu zostały. I tak przez 2,5 godziny jechaliśmy sobie...
W domu zainstalowaliśmy się w pokoju, ustawiliśmy wszystko dla chłopaków i było już ok. Na 2 dzień kocury łaziły już po całym domu, a nawet dawały się wszystkim głaskać. Święta upłynęły więc spokojnie, aż sami się dziwiliśmy po tym wstępie. Podróż w drugą stronę podobnie, tyle że mały spędził ją na mojej ciotce, która nie bardzo lubi zwierzęta

No ale mały ją sobie wybrał i już

NIe miała wyjścia i nawet pogłaskała go od czasu do czasu
A w swoim domu oba już poczuły się jak paniska i znów nam królują
WSZYSTKIM FORUMOWICZOM ŻYCZĄ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU 2008, A MY OCZYWIŚCIE RAZEM Z NIMI :!:
