Z życia domu tymczasowego.
Patrzę na te cudowne kocurki i jest mi po prostu smutno. Kolejny chyba fajny domek nie wypalił, bo... nie może się zdecydować.
Ja wiem, że istnieje coś takiego jak 'paradoks wyboru'. szczególnie wtedy, gdy dużo kociąt w potrzebie, a domek jest akurat tylko jeden i musi na kogoś się zdecydować...
No więc patrzę na te cudowne kocurki i jest mi co raz ciężej. Bo nie ukrywam, że bardzo się z nimi zżyłam i one ze mną. Dni mijają i będzie coraz gorzej.
Jestem obcałowywaana, obsliniana, udeptywana i obłapiana przez trzy niemożliwe miziaki...
***
Wczoraj telefon o 22.40. Myślę - nie, nie będę odbierać. Już kilka razy przekonałam się, że zupełnie obce osoby dzwoniące o tej porze dnia (nocy) nie szanują prywatności, i w ogóle raczej wiele nie wynika z tego typu spontanicznych rozmów adopcyjnych... Telefon jednak uparcie dzwoni, mąż mówi: odbierz.
Facet zaczyna: 'potrzebuję kota'
Okazało się, że jego mamie, starszej kobiecie ktoś przejechał kota i potrzebuje na gwałt kolejnego...
Po czym zapytuję się, czy kolejny kot będzie również wychodzić, dowiaduję się, że 'przecież okolica spokojna, a to był wypadek'
Mówię, że pora późna, pan wybaczy, ale środek tygodnia, my pracujemy... i o tej porze trudno rozmawiać..
'to znajdę gdzie indziej!' burknął facet i rzucił słuchawką.
I tak...
