Wydaje mi się, że trauma sylwestrowa już Maguni minęła. Siedzi sobie na tapcznie, czasem pod krzesełkiem obok. Do klatki nie widziałam, żeby wracała. Mogę chodzić w pobliżu, gdy delikatnie wysunę w jej kierunku dłoń, wyciąga szyjkę i wącha moje palce. Niestety - dotknąć się nie pozwala nadal

. Próbowałam delikatnie dotknąć palcem jej bródki lub sierści na pleckach, ale odskakuje jakby ją prąd poraził. Widać, że to jest po prostu wielki strach. Nawet gdy wąchając moje palce niechcący muśnie je noskiem, odskakuje jak oparzona. Biedna, tak bardzo zraniona przez człowieka koteczka

.
Natomiast nie wygląda, żeby źle się czuła w mieszkaniu jako takim. Wygląda na spokojną i raczej w miarę odprężoną.
Nadal proszę o kciuki za Magusię.