Niechby spadł, to przynajmniej mrozy wszystkiego nie wytłuką.
Ale dzionek

, po prostu posiedzę sobie przed kompem albo gdzie indziej i przeczekam... Wstałam wcześniej, bo czekam na przesyłkę, a nie lubię otwierać drzwi odzianą będąc w piżamkę

Przesypując kawę rozpuszczalną z większego pojemnika do mniejszego machnęłam się i wsypałam sporo do kubka z zaparzoną już wcześniej kawą, potem inteligentnie wytarłam do sucha kocią miskę tylko po to, by zaraz naleć do niej wody

Chcąc potraktować przybrudzony garnek Cifem, zorientowałam się, że kupiłam coś co cuchnie jak
domestos. Umyję tym piec czy kibelek, ale gara raczej nie
Się nie czyta etykietek, to się potem nie ma czystych garów...
Mela ma od wczoraj zaczerwienione oko. Ropa również jest, bo jakżeby inaczej...
Tosia, nazywając rzecz po imieniu, wyrzygała śniadanie...
Klunia przez pół nocy zapierniczała po mieszkaniu jak mały samochodzik, odbijając się od foteli, wskakując do tapczanu, grając na żaluzjach

- normalnie szał! Ostatecznie nie zdzierżyłam i zamknęłam dziada w kuchni
Przy tym futro zdecydowanie odmawia spożywania suchej karmy, którą serwuje szef kuchni. Nie i koniec!
Strach się bać...
edit:
Wątek małego czarnego diablęcia, czyli: "Hanys w Warszawie" :
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=70583&highlight= 