Noworoczny
Wnuk zeskoczył z drabiny i krytycznie spojrzał na swoje dzieło.
- Bardzo ładnie – pochwaliła Molica przyklejając do szyby ostatnią złocistą gwiazdkę.
- Żegnaj stary roku – uśmiechnęła się Pacynka ustawiając na stole wypolerowany mosiężny świecznik.
- Tak szybko wyrzucacie dobry stary rok ? – zapytała Kociama – A był tak dobry, że aż żal się z nim rozstawać…
- To prawda – powiedziała Bajanna. – Dodajcie nakrycia dla dzieciaków ze wsi … może jeszcze przyjdą ich rodzice, chociaż kto ich tam wie…
Babcia Tekla wyjęła z kredensu zapasowe talerze i szklanki. A potem poszła sprawdzić, czy słomiana kukła z długą siwą brodą stoi tam, gdzie powinna.
Poprawiła na niej stary kożuch i oparła głowę o słomiane ramię.
- Byłeś dobry…- szepnęła. – Bardzo dobry… Łaskawy dla samotnych, Hojny dla ubogich…nijak mi cię wypraszać za drzwi…
Słoma zaszeleściła i Babci Tekli wydało się, że słyszy cichy szept.
- I nawet ja nie zostaję sama – uśmiechnęła się i powróciła na werandę.
Panna Madzia z panią Małgorzatą zamknęły się w kuchni i pobrzękiwały garnkami, a spod drzwi dochodził zapach bigosu .
Komendant straży miejskiej mrugnął do burmistrza i podał mu nieduże zawiniątko, z którym burmistrz ukrył się za choinką.
- Jerzy jedzie ! – zawołał Wincenty łowiąc odległy glos dzwonków u san, a Beata poprawiła wpiętą we włosy różę.
Za drzwiami zatupotało kilkanaście par nóg i do środka wtargnął barwny korowód przebierańców – pochód otwierała królewna, a za nią szedł czarodziej w szpiczastej czapce niosąc w ręce złotą klatkę W klatce siedziała ogromnie zadowolona z siebie biała mysz w złotej kolii na szyi. Na grzbiecie miała brokatową pelerynkę i złotą wstążeczkę na ogonie..
- Cukiereczek – mruknął duży, gruby, czarny kot, a Kleofas Wieczysty pogroził mu palcem.
Eulalia Dziobek na wszelki wypadek sprawdziła, czy drzwiczki klatki są porządnie zamknięte i zagrała na nosie.
- Witam serdecznie na noworocznym balu – zawołała ukryta za maską czarnego kota Pacynka.
Dziadek Ramol zachowując wszystkie zasady bezpieczeństwa zapalił na choince sztuczne ognie a Dziadek Rupol stanął obok, na wszelki wypadek mając pod ręką gaśnicę.
Konie wbiegły na parkową alejkę potrząsając grzywami i parskając .
- Wysiadać – zawołał Jerzy i dzieci ze Złejwsi , jedno za drugim ustawiły się naprzeciw domu nauczyciela.
Najstarszy z chłopców zapalił światełko w gwieździe, zakręcił nią i dał znak towarzyszom.
Harmonia odezwała się najpierw nieśmiało, potem coraz głośniej, coraz bardziej zawadiacko i za chwilę dołączyły do niej skrzypce.
Kleofas podszedł do Babci Tekli .
- Jak za dawnych czasów – powiedział.
Babcia Tekla pokiwała głową.
- Czasami mam wrażenie , że tutaj czas się zatrzymał…
- Może tylko zawinął się jak koci ogon – mruknęła Miaulina szeleszcząc bibułkową kryzą.
- Może – odparła Babcia Tekla.
c.d.n