Przewiewne i nie obciska, a eliminuje lizanie (bo z zewnątrz ma fakturę "paseczków", źle się je liże) No i dużo wygodniejsze od wetowskiego ubranka. Ale może ma jakieś wady?

Pewnie ktoś ma doświadczenie z domowymi kubraczkami?
A owszem, ma.
Otóż jak się już dojdzie do wniosku, że tak bardzo źle się nie liże, a nawet, że liże się caaałkiem nieźle, a do tego całkim fajnie się ciągnie zębiskami .....
to wtedy kocina może w ciągu paru godzin zamienić kreację w smętnie popruty łachman
np. przerobienie na frędzle przestrzeni między przednimi łapkami zająć może ok 10 -15 minut.
Odkrywamy wkrótce, że i tak ryjek dość łatwo wchodzi pod spód (choć dwunnożnym się wydaje że nic a nic) i wtedy możemy lizać ranę do woli, a nikt nie widzi.
Przynajmniej tak to wyglądało w przypadku Koty.
Po trzech tygodniach owijania bandażem, oklejania plastrem, wsadzania w domowe kubraczki z rajtuz / legginsów i noszenia kołnierza. (to wszystko JEDNOCZEŚNIE - wyglądała jak UFO) rana dalej nie wygojona.
Dopiero zapakowanie wkurzonej Koty w vetowski kubraczek - taki z "rękawami", zawiązanie tasiemek na supły, i wymiana kubraka średnio co 4 dni (tyle czasu trzeba na porwanie go) pomogły.
Bardzo ko
ham, Kotę przecudną cholerę.
