Tak wyglądał dzikidziki Wiewiórczak po operacji wyciągania niteczki z brzuszka:
Taki trochę przerażony Wiewiórczak.
W dodatku niteczka (a właściwie żyłka) była baaaardzo długa tam gdzieś w środku i trochę trwało to wyciąganie - nasza wetka robi ten szew śródskórny nieco inaczej i ta długość nitki nas trochę zaskoczyła. W każdym razie zagojone wszystko ślicznie a kota po " strasznej operacji" dokładnie, przy nas(!) umyła sobie brzuszek.
A stan na dziś jest taki, że Dzicz czuje się w klatce prawie zupełnie swobodnie: śpi na boczku, myje się, przeciąga, bawi. Nawet hałasy okołoświąteczne jej nie wypłoszyły, czego się bardzo obawiałam.
Na widok kotów ciekawie wychyla się zza narożnika. Zwłaszcza wieczorem, jak młodzież szaleje, to widać, że chętnie dołączyłaby do tej zabawy. Tylko wredne i złe małe koty wczoraj zabrały jej myszkę, jej ulubioną białą myszkę w czarne łatki. I gdzieś schowały. Potfory.
Na otwarcie klatki Wiewióra reaguje sprzecznym odruchem - jednocześnie kuli się, chce uciekać, składa uszy i udaje groźną - i nadstawia się do głaskania. Wygląda to tak, jakby spodziewała się uderzenia, a jednocześnie już chce być głaskana.
Berni, czy ona mogła tam być bita? Czy ona w ogóle miała bezpośredni kontakt z .. hmm... człowiekiem?
Na pewno przestaje się już bać TŻa, w klatce pozwala mu się głaskać, nawet dała mu się na moment wziąć na ręce, chociaż była bardzo przerażona i puszczona na łazienkę zwiała od razu do klatki. Chyba upłynie jeszcze sporo czasu, zanim sama zdecyduje się wyjść poza klatkę.