Noca sylwestrowa jednakowoz wbrew odwiecznym planom spedzenia go w pozycji horyzontalnej wzrokiem celujac w TV, nawiedzila nas grupa znajomych. Zatem stol pozostal zastawiony zarciem co do centymetra, kanapy zajete, cisza poszla precz.
Mamut Dziewica Bez Sladu Rozumu kontent wielce z publiki poszerzonej jal wodzireja odstawiac. A to drapaczek, a to kanapa, a to kolana czyjes, a to stopa pod stolem nieobuta do miziania. Prawde mowiac, gdybysmy go nie powstrzymali, ani chyba by na stole, miedzy garami brzuch do miziania wystawial. Wedle polnocy, na szczycie drapaka wygibasy uprawiajac (majac w nosie moje zatroskane "mamut, zaraz pieprzniesz na dol, a wtedy ci jeszcze do zada nakopie"), wydawaloby sie, ze w nosie mial huk petard zza okna. Otoz nie. Po okolo 15 minutach Mamut powstal, wywalil galy i spojrzal w okno z mina "o jaaaaa... ale jeblo

". Nastepnie powzial kroki jak najdluzsze w kierunku przeciwnym do zrodla dawno minietego halasu.
Roland uznal, ze dzialania wojenne dla pacyfisty to nie bardzo, i zadekowal sie za kanapa czekajac, az odglosy wystrzalow zza okna ucichna. No bo jakby mu tak dupe odstrzelili? Poza tym taka masahuku to nic przyjemnego. Marcedes lekko spieta obrala kierunek ewakuacji ten sam co Roland, bo "przeca nie bedzie tam tak sam siedzial, no nie?"
Kiedy masahuku zakonczyla dzialalnosc, objawili sie wespol zespol uznajac, ze skoro siedzimy jeszcze, a za oknem ciemno jak w grobie, znaczy, ze kolacje czas podawac. Co mi tlumaczyl prosto w ucho ladujac z dyni w twarz.
Hanka... glownie przespala. Ona i tak przyglucha jest
