Słuchajcie - nie mogę się doczytać co z kotem. Rozmawiałam w środe ze z schroniskiem, wiedzą, że kotem się interesuję.
Rozmawiałam w srodę też z Marcysią - tego kota BEZWZGLĘDNIE trzeba skonsultowac z dobrym okulistą, ja cenię Kiełbowicza, podałam namiary i adres, specjalnie rozmawiałam z Marcysią w srodę, bo Kiełbowicz w czwartki przyjmuje. Potem dopiero we wtorek, chyba, że zmienił godz. przyjmowania. A jeśli KOT byłby u Kiełbowicza, to w schronisku na pewno kontynuowaliby jego leczenie - mam to napiszmy dyplomatycznie -nieformalnie zapewnione.
A ten kot naprawdę cierpi.
Wiem, że Marcysia teraz zajęta - przeprowadza się, ale tak sobie myślę, że przecież choćby na kocim życiu jest sporo osób. Więc mam nadzieję, że jednak komuś udało sie z nim podjechać. Bo przecież i na miau można napisać - moje Ogonki tyle takim prośbom na miau zawdzieczają. A może Kiełbowicz nie przyjmuje już w czwartki. Jeszcze wtedy jest inny lekarz- nie znam -ale chwalony, Pasławski bodaj.
Wzięłabym sama na badanie tego kota, ale u mnie to, że nie mam samochodu to średni problem, niemniej zaraz po pracy doginam - lekarze, w domu 17 kotów, w tym połowa na DT, nawet nie mam kiedy porządnie poszukac im domków. Na ulicy ok tyle samo, które codziennie trzeba nakarmić. I na głowie marznące koty, bo nie wszystkie dadzą radę przetrwać zimę. Przynajmniej pieciu muszę na cito znaleźć DT, bo realnie z różnych przyczyn za tydzień, dwa będzie po nich.
A dziecko w trakcie hardcorowego leczenia.
Tak wygląda u mnie, a jestem jedna. Od początku miesiąca nie mogę nawet dojść do TOZ po bon sterylizacyjny, a kastracja jutro.
Więc choćbym chciała nieba temu kotu przychylić, więcej nie pomogę, poza telefonicznym pilnowaniem go w schroniem i kciukami.
Zatem, Marcysiu, jak kocio, skrobnij coś
