Uff. Wróciliśmy z lecznicy.
Kociak miał cholerne szczęście. Nie przeżyłby tej nocy.
Przywieziony do lecznicy miał temperaturę 34 stopnie, całą mordkę zalepioną ropą, waży troszkę ponad pół kilo (a ma co najmniej 2 miesiące). Sama skóra i kosteczki, kompletnie odwodniony. Nie reagował na badanie, mierzenie temperatury.
Chyba tylko raz w życiu miałam w rękach kociaka w takim stanie - to była Całka, ale ona była starsza. Przypomniał mi się koszmarny smród ropy, z której myłam jej pyszczek...
Od razu założono mu wenflon (mistrzostwo), pobrano do badania krew - z szyi. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam, mistrzostwo świata po prostu. Ja i jedna wetka trzymałyśmy kociaka, genowefa ośwetlała latarką, a druga wetka pobierała krew (najpierw odłamała z igły plastikową końcówkę - fantastyczny patent, przy takiej gęstej krwi nie zrobi się skrzep i nie marnuje się ani kropelki krwi).
Potem kociak został położony na ciepłym żelu, najpierw dostał silny antybiotyk dożylnie, potem kroplówkę w dwóch porcjach, do żyły i pod skórę. Moje próby odmoczenia i zmycia mu ropy z pyszczka zaowcowały odsłonięciem całkiem łysego, wyszczurzałego ryjka i okazało się, że pod potwornie opuchniętymi spojówkami są gałki oczne! Przez moment kociak spoglądał na nas bardzo zdziwionym wzrokiem, potem niestety zapuchł bardziej i już widać było tylko malinową śluzówkę...
Pod koniec grzania i kroplówki kociak zaczął reagować (nawet zawierzgał z termometrem w tyłku), osiągnął temperaturę 37,7. I zaczął podnosić główkę.
Wyniki badania krwi są niezłe, tylko leukocyty i pałki podniesione. Nie pamiętam co dokładnie było sprawdzane, ale sporo tego było.
Prawdopodobnie to chłopak (ale pewności nie ma, jest tak koszmarnie chudzieńki, że ocena jest naprawdę trudna), bury z białym. Tę noc spędzi gościnnie u genowefy, która musi mu co godzinę wkraplać antybiotyk do oczu, co dwie godziny zmieniać butelkę z ciepłą wodą, a co trzy godziny karmić... Ciężka noc przed nią
Biorąc pod uwagę stan kociaka, genowefa z moim TŻem zdecydowali, ze zrywają się bladym świtem i jadą jutro na 7 rano na budowę po resztę kotów. Potem zabiorą cały komplet do lecznicy, a potem do TDT.
W hołdzie dzielnym robotnikom z budowy, którzy utrzymali kociaka przy życiu (krowim mlekiem i kiełbasą, ale co tam) mały dostał od TŻa imię Democo - od nazwy firmy budowlanej.
Dziś w lecznicy wydaliśmy tylko 77,00 (jakoś bardzo mało biorąc pod uwagę to wszystko co z kociakiem robili plus convalescence instant i mięsny, kilka saszetek). To tylko wstęp, bo kociak dostaje naprawdę drogi, silny antybiotyk, a nie wiadomo co będą dostawały tamte. Więc gdyby ktoś miał ochotę zasponsorować budowlańce, nie odmówię.