Wczoraj wieczorem pani Emilka przywiozła do mnie Rózię, żeby Malinka, która nie cierpi moich kotek przypomniała sobie córkę, bo w nowym domu, w natłoku emocji mogła by jej nie zaakceptować. Na szczęście Rózia, po wypuszczeniu z transportera nie wywołała agresji Maliny, ale też nie padły sobie w ramiona. Gdy głaskałam Rózię, Malinie zdarzyło się nawet fuknąć z zazdrości. Spędziłam z nimi dłuższy czas, ale na noc je zamknęłam same. Rano obie panny były całe i zdrowe, a kuwetka pełna.
Jeden stres był już poza mną...
A dzisiaj... stało się. Malinka z Rózią są już w nowym domu. Pozostaje mi trzymać kciuki za aklimatyzację.
Dom, w którym zamieszkały panienki wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie, sympatyczni "Duzi" i dwie grzeczne, miłe dziewczynki jedna 5-letnia, druga coś około 12 lat, nie pamiętam dokładnie.
Dom stoi na uboczu Sulejówka, nawet nie przy asfaltowej drodze, tylko na osiedlu domków, a właściwie na końcu tego osiedla. Po wstępnej prezentacji kotki zostały puszczone na salony, a ja pogadałam sobie z panią i dziewczynkami. Potem wzięłyśmy kotki na kolana i wpuszczono pieska, przemiłą sunię labradorkę. Sądząc po tym, jak wyglądała, głód kotkom nie grozi

, chyba, że sunia nie dopuści kotek do misek...
Właśnie, ciekawa jestem jak wyglądają posiłki kotów w domu, w którym jest pies. Przecież porcja mięska dla kota, to jedno kłapnięcie paszczą psa...Dziewczyny będą musiały wyrobić sobie refleks....
No więc sunia podeszła kolejno do każdego i obwąchała kotki. A one o dziwo - nic. Zero fukania. Prędzej Malinka ofukuje inne koty, a psa potraktowała obojętnie. Mam nadzieję, że tak już zostanie.
Bardzo się boję, czy nie będzie problemy z kuwetą - dostały taką z silikonowym żwirkiem i takim jakby sitkiem...Do tego dom jest spory i mogą jej nie znaleźć. Poprosiłam panią, żeby na pierwszą dobę zamknęła kotki w małym pokoju wraz z kuwetą, ale nie wiem, czy to zrobiła. Boję się, że gdzieś nasiusiają. Poza tym do tej pory sikały tylko na żwirek BENEK.
Bardzo się stresuję, brakuje mi Malinki. Jakie to trudne...