» Pt gru 07, 2007 12:17
Warchlaczek odszedł dziś rano.
Wczoraj już miałam nadzieję, ale widocznie podane leki przyniosły chwilową poprawę.
W nocy było już bardzo źle.
Warchlaczek odchodził wtulony w moją mamę, którą poprosiłam o wsparcie tej nocy.
Do końca był głaskany i trzymany za łapkę. Sam wybrał to, że swoje ostatnie godziny chciał spędzić z człowiekiem. O pierwszej popiskując przyszedł ze swojego posłanka do mojej mamy, wzięła go do łóżka i już do końca przytulała.
Ja niestety wymiękłam - nie byłam w stanie przeżyć drugiej takiej nocy i jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że miała siłę być przy nim do końca.
Orchidka zabrała ciałko na sekcję. Sekcja Krówka wykazała zwłóknienia w płucach i powiększone nerki. Warchlaczek też miał powiększone nerki, co z płucami nie wiadomo.
Gdy Orchidka zabrała Warchlaczka, dziewczynka usiadła w miejscu, gdzie leżało jego ciałko i płakała (wcześniej go nie widziała, spała ze mną, zamknięta, bo bardzo chciała się bawić z Warchlaczkiem i skakała po nim, więc ją odseparowałam)
Teraz śpi sobie mrucząc na moich kolanach.
Warchlaczek i Krówek byli nie tylko piękni i uroczy - to były dwa bardzo kochane i kontaktowe kociątka. Tak bardzo ważny był dla nich kontakt z człowiekiem. Przynajmniej umarły kochane.
