Matylda ma swój wątek na kociarni
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=69 ... sc&start=0, więc wracam do głównego wątku, czyli kotów z ulicy Polnej:
w sobotę spotkałam się z Małgosią, która zaprowadziła mnie na podwórko, gdzie są koty, którym trzeba pomóc. okazało się przy okazji, że Małgosia oraz babcia, która te koty razem z nią dokarmia, znają Elma - nazywały go Pirat i był on podobno ojcem bardzo wielu dzieci

między innymi Antosia, którego poznałam, i który mieszka u Małgosi.
Nie wiem dokładnie ile kotów jest na tym podwórku - Małgosia powiedziała, że są 4 kocice, które trzeba wysterylizować, poza tym jest Kaziu-Dominek, przemiły duży kocurek, oraz 2 mniejsze koty, które mają może około roku i są biało-czarne. koty mieszkają w zamykanym składziku (nie wiem jak to opisać, wchodzi się tam przez drewniane drzwi zamykane na kłodkę), miejsce jest zadaszone, ale dach jest bardzo mocno dziurawy i zdezelowany i na ziemi jest pełno gnijących desek i kamieni i śmieci, ciężko tam znaleźć miejsce, gdzie nie jest mokro jak pada deszcz albo śnieg. Małgosia przyniosła im pudełko kartonowe z dziurą na wejście i ustawiła w jedynym suchym miejscu. ogólnie rzecz biorąc miejsce jest fatalne i nie ma tam warunków dla tych kotów. poza tym całe podwórko i wszystkie przylegające budynki zostały wykupione i za 3 lata ma tam być hotel, więc koty nie będą miały gdzie się podziać.
wstępnie ustaliłyśmy, że kupimy im 3 budki styropianowe (nie wiem ile kotów mieści się w jednej) i będziemy stopniowo wyłapywać kotki do sterylizacji. zastanawiamy się jednak, czy jest sens je wypuszczać z powrotem na to podwórko, bo przecież i tak będzie trzeba je zabrać.
Małgosia może przetrzymywać u siebie kotki po sterylizacji, ale ona wolałaby żeby nie przeprowadzać sterylek aborcyjnych, tylko chce te kotki przetrzymać do porodu, młode spróbować wydać, a kotki później wysterylizować. nie sądzę, że da się przekonać do sterylek aborcyjnych.
potrzebuję pomocy w:
- łapaniu i przewożeniu kotek do schroniska na sterylkę i odwożeniu ich ze sterylki (powiem szczerze, że ja się boje jeździć do schronu, żeby nie przywieźć jakiegoś świństwa, które zabije Domino)
- zebraniu pieniędzy na chociaż jedną budkę i pieniędzy na jedzenie dla tymczasów Małgosi
- znalezieniu miejsca, gdzie te koty mogłby trafić, żeby nie musiały wracać na teren, gdzie powstanie hotel, bo i tak później nie będą miały gdzie wracać.
Matyldy Małgosia nie kojarzy i mówi, że to jakiś nowy kot - pewnie ktoś ją wyrzucił albo uciekła, bo nie jest zarobaczona ani chora.