Niestety mam wrażenie, że Maciuś chyba znowu chory. Je co prawda, ale bardzo mało siusia, dużo śpi i unika kontaktu z innymi kotami. Nawet nie goni Noska, a nie wierzę, że tak po prostu mnie posłuchał po ostatniej reprymendzie. Będę musiał z nim do weta jechać

, a pomijając inne względy zupełnie nie mam kiedy. Mam nadzieję, że wet będzie jutro popołudniu i że udami sie transport zorganizować. Wolę bywać rano, bo tego samego dnia mam wyniki badań krwi, a tak będę musiała czekać. Czy mnie się w tym roku choróbska i problemy kocie nie skończą

.
Czas jednak na przedstawienie kolejnych moich futer. No i niestety starsi rezydenci się skończyli, czas na tegoroczną młodzież.
Pisałam już dawno temu na wątku tym lub poprzednim jak trafiły do mnie Andzia i Grandzia, ale po krótce napiszę jeszcze raz.
Jest podwórko na którym karmimy koty. Podwórko jest okropne, pełno tam samochodów i okropny człowiek, który mieszka na parterze i tępi koty. Dorosłe sobie radzą, ale w tym roku trafiły się tam maluszki. Czarna kotka, rezydentka tego podwórka gdzieś na jakiś czas znikła, a jak sie znowu pojawiła miała już kociaki. Kociaki sobie rosły i bawiły się między samochodami, a ja zaczełam szukać im domków wiedząc, że prędzej czy później coś im sie tam przytrafi. Facet z parteru już kiedyś przejechał kota, kilka lat wcześniej wywiózł gdzieś kocicę z kociakami i wogóle robi kotom na złość, wyrzucając np. systematycznie miski z jedzeniem i wodą. Dochodziłam do kotów dwa razy dziennie, a niekiedy i trzy. Tak było tego dnia, kiedy je zabrałam z podwórka. Byłam rano, kotównie było. Pomyslałam,że może śpią jeszcze. Popołudniu, chociaż była piękna pogoda kotów dalej nie było. To już przestało mi się podobać, bo o tej porze zazwyczaj szalały. Pozatym miałam wrażenie, że ich mamuśka jakaś dziwna. W domu nie wytrzymałamzbyt długo i wcześniej niz zazwyczaj poszłyśmy, tym razem z Haliną szukać kotów. Okazało się, że faktycznie we wszystkich miejcach w których lubiałay polegiwać ich nie ma. Jednak szukając kociaków cały czas wydawało mi się, że słyszę gdzieś miauczenie. Jedynie nie sprawdzone było podwórko obok do którego nie ma jak wejść tylko przez okno na dach i po zardzewiałych rurach /które na pewno by mnie nie utrzymały na drugą stronę muru tzn. na to podwórko. Po wejściu na dach, zauważyłam, że brama zawsze zamknięta jest otwarta. Tak więc poszłam na łatwiznę i przeszłam dom z drugiej strony ulicy dostając się elegancko na podwórko. W tym czasie Halina z dachu zobaczyła na tym podwórku kota, który miauczał. Nie były to niestety nasze kociaki, ale czarne dzikie maleńkie cudo. Obecnie Ekselek u mojej córki w Poznaniu. Nie bedę tego opisywać, bo sytuacja Ekselka to osobna historia na inną opowieść.
Dalej jednak musiałam szukać kociaków. Ostatnią nadzieją zostały samochody, aleprzyszło mi to dopiero do głowy jak facet z parteru wsiadał do swojego. Poprosiłam go,żeby podniósł maskę, bo tam na pewno są kociaki, których szukam. Oczywiście czego mogłam się spodziewać, facet rzucił mi w twarz, że go moje koty nie obchodzą i zapalił silnik. W tym momencie z całej siły kopnęłam w samochód i zaczełam wrzeszczeć na niego /bo najlepsza obroną jest atak

/. To wszystko było już nieważne, bo kociaki faktycznie wyskoczyły z pod samochodu. Po tej akcji nie mogłam zostawić ich na tym podwórku. No i tak przybyło mi na raz cztery koty. Andzia i Grandzia, ich mamuśka do sterylki, no i Ekselek.
Mamuśkę wysterylizowałyśmy, a koteczki wylądowały u mnie w domu. Miałam wtedy jeden wakat, bo odszedł mój Kocurek dwa miesięce wcześniej. Wakat uzupełniłam dwoma kotkami

.







