Właściwie to powinnam pisać o Białasie w wątku moich kotów rezydentnych...
Ale skoro już tu jest, to dopiszę.
Białas... chodzi. Przy misce... stoi lub siedzi, a nie leży. regularnie bywa w kuwecie zostawiając w niej co trzeba. Gada do mnie. Nie chowa sie już pod biurkiem Alberta, czy pod kanapą.

A to raptem koniec drugiej doby po zabiegu.
Oczywiście podanie mu zastrzyku z antybiotykiem powoduje dzika furię i zwykły u niego zestaw `postaw odstraszających`, ale przecież nie można oczekiwać aż takiego cudu. Rana się nie interesuje. Bardziej wnerwia go futro pochlapane srebrolem, ale smak musi go odstręczać, bo nie specjalnie go zlizuje.
Za to reszta jakoś nie bardzo...
Mimbla - ma znowu gorszy oddech i pojawia się wydzielina w oczach. Ale na szczęście grzyb się leczy i nie ma nowych zmian.
Gratisek - gorączkuje mimo podawania klindamycyny [to na tę zmianę w kościach, ale antybiotyk powinien działać też ogólnie] i znalazłam mu grzyba na uszku.
Motylek w końcu zaczął jeść suche, brzuszek ma okrągły, kosteczki już tak nie sterczą. Ale pokasłuje. Daję mu Scanomune, bo boję się, że jak wejdę z antybiotykiem, to wylezie mu grzybol.
Ogonki - zagrzybione i rozbrykane. Oczy mają płaczące - nie mogę im podać antybiotyku, bo będę je musiała wzorem Jopop ogolić.
Ale za to Konsekwencja całkiem oki. Nawet przemówiła do mnie dziś rano, na zasadzie: `dawaj to żarcie, śpiochu`.
Z wieści śmiesznych i zadziwiających:
Pita dalej karmi Ogonki. Szkoda, że nie mogę namówić Gratiska i Motylka na taki manewr. Zawsze to jakaś urozmaicona dieta.
Ogonki załatwiły jeden z trzech kwiatów w domu - Wywaliły całą zawartość doniczki na łóżko Alberta. Musiałam na razie zamknąć im pokój, bo z upodobaniem gmerały w rozwalonej ziemi.
Zjem śniadanie i idę sprzątać...