Kupiłam ją we wrześniu 1989. Jako żółwika ozdobnego. W oczach stoi mi cena 5 pln, nie wiem na ile to możliwe, w każdym razie "złożyłam się na nią" razem z moją Mamą.
Miała pływać w akwarium razem z moimi rybkami, miała wówczas ok. 3 cm długości. Miała jeść surowe mięso, najlepiej wołowe serca.
Na pytanie ile żyją żółwie pan w sklepie odpowiedział, że na weselu będę mogła jeść z niej zupę. Obraziłam sie na niego śmiertelnie na dobre kilka lat.
Już pierwszej nocy w zakupionej książce wyczytałysmy, że żółwie dorastają do 30 cm długości. I pierwszy wielki płacz i rozpacz, bo przecież nie możemy mieć takiego wielkiego zwierzęcia.
W końcu jednak Mama uległa, bo żółwik miał rosnąc powoli, ok. 1 cm rocznie...
Książka pouczyła nas również, że jeśli żółwik ma długie pazury, to jest mężczyzną, tak więc do naszego domu wprowadził się TURTUŚ.
Dość szybko okazało się, że trzymanie żółwia wraz z rybami jest nienajlepszym wyjściem, choć zabicie wszystkich ryb trochę jej zajęło... Z uporem maniaka niszczyła też wszystkie rośliny - nie jadła ich, tylko cięła na kawałki.
Pierwsze wakacje żółw spędził u znajomej, po powrocie przestał jeść. Gdzie szukać pomocy? w lecznicy przy ZOO, przecież tam są spece od żółwi. Diagnoza: odwapnienie. Leczenie: zastrzyki z wapnia i do pyska w mięsie podawać krople wit. D3.
Żółw odzyskał apetyt. Co jakiś czas jednak - tracił go, wówczas przez kilka tygodni jeździło się co 2 dzień do ZOO na zastrzyki.
W drugim albo 3-cim roku złożyła pierwsze jaja. Wówczas okazało się, że Turtuś jest Turtusią...
Schemat: utrata apetytu-zastrzyki-powrót apetytu powtarzał sie przez kolejne lata. Turtusia bardzo mało urosła, zrobiła się krzywa, niekształtna, nie potrafiła porządnie wspiąć sie na łapkach. Miała też mocno miękki pancerz. Na wniosek lekarzy co jakiś czas zmienialiśmy jej karmę, ale nie przynosiło to żadnego efektu.
5,5 roku temu ponownie zachorowała. Tym razem - poza brakiem apetytu otwierała szeroko pysk i puszczała bąble powietrza. Brała też kawałki mięsa do pyska, ale ich nie łykała. Prób diagnozy było kilka, wszystkie po omacku: zapalenie gardła, odwapnienie, zapalenie nerek (

)... minęły prawie 2 miesiące, a ona nadal nie jadła... Musiałam wyjechać, zaraz po powrocie spytałam Tatę o żółwia, a on odrzekł "no lekarz powiedział, że trzeba ją uśpić".
Oczywiście ryczałam już po drodze do domu. W domu okazało się, że "trzeba ją uspić (narkoza) by jej zajrzeć do tego gardła", czyli opcja nieco lepsza, nadal jednak wiedzieliśmy, że po 2,5 miesiącu głodówki żółwica raczej nie przeżyje narkozy. Zaczęłam szukać pomocy w necie.
Znalazłam speca od żółwi we Wrocławiu, niestety nie pamietam już dziś kto to był, by mu publicznie podziękować. Podał 2 tropy: zapalenie płuc lub niezłozone jaja, kazał zrobić rtg. Znalazłam też przychodnię od egzotyków w Warszawie. Telefon: "niestety syn właśnie wyjechał na urlop, ale proszę do niego zadzwonić".
Dzwonię. "no owszem, może być coś z płucami lub jaja, rtg warto, najlepiej na Wodzirejów, podam pani numer do mojego kolegi, on poda leki pierwszego rzutu, a jak wrócę z urlopu to sie nią zajmę".
Zadzwoniłam do owego kolegi, spotkałam się z nim pod lecznicą na Wodzirejów. Tak poznałam Maćka.
Były jaja.
Maciek obejrzał rtg i żółwia, podał enrofloksacynę, kazał mi podnieść temp. wody w akwarium i karmic ją na siłę duphalitem i syropem z wapnia (dopyszczcznie).
Następnego dnia żółwica zaczęła jeść.
I dopiero wtedy Maciek (wtedy jeszcze Pan Doktor Czajka) uświadomił mi błędy, które popełniałam przez te wszystkie lata. Przede wszystkim - brak lampki UV.
Brak UV - brak zmiany prowitaminy D3 w witamine D3 - zaburzenia w przyswajaniu wapnia - brak wapnia - krzywica - problemy m.in. ze skladaniem jaj (za wąskie ujście).
W ciagu następnego miesiąca żółwica złożyła jaja (poszarpane rzecz jasna). I wkrótce - w nowych warunkach - stwardniał jej pancerz.
Epizody jajeczne przydarzyły się jeszcze 2-krotnie. Za każdym razem - po podgrzaniu wody i karmieniu duphalitem - składała w końcu jaja.
Tym razem nie.
Jaja musiały powstać już dawno, choć nie było tego po niej widać. Jedno z nich zatkało ujście kloaki, zrobił się zastój kału. Zapalenie otrzewnej. Śmierć.
Turtusiu - przepraszam.