zunia pisze:Grzywko, śliczny kochany koteczku, ja zawsze się w Tobie kochałam.
Dobranoc, szkoda, że nie mogę Cię pogłaskać :cry:
No patrz...dopiero doczytałam - nie ma sprawy, mogę go Ci podesłać...
Tylko najpierw muszę nadrobić zaległości...Bo jak się okazało - zaniedbałam Grzywkę...
W ostatni poniedziałek, po powrocie z pracy zauważyłam na Grzywkowej łepetynie ślady łapo- albo zęboczynów...Nie pierwsze i pewnie ni ostatnie, więc...zignorowałam. Tym łatwiej, że już przyschnięte były a znajoma wetka wizytująca akurat Dzidzię - stwierdziła, że samo się zagoi. No i chyba się samo nie zagoi

Dzisiaj przy okazji intensywnych przygotowań toaletowych z okazji zbliżającej się wizyty cioteczki Bechet, uważniej przyjrzałam się strupom. I ten zapaszek...Mam podejrzenie, że może być z tego ropień
Powzięłam pewne działania, które ku mojemu (znowu) zdumieniu Grzywka znosił ze stoickim (jak na niego) spokojem...Były kompresy z gorącego nagietka, zdjęcie strupów, przemycie nadmanganianem i nawet (nieudana) próba nakłucia

Na zakończenie grzywka Grzywki spryskana została antybiotykiem...I nawet aerozolowe "psst, psst" które wprawia większość znajomych kotów w stan paniki lub przynajmniej podwyższonej gotowości do ucieczki - Grzywka przyjął bez większych emocji...
W ogóle przyjemność z jaką Grzywka poddaje się pucowaniu szmatką z mikrofibry wprawia mnie w zdumienie...Nie przeszkadza mu majtanie szmatą po pysiu, zasłanianie oczu i dłubanie w nich, z prawdziwą radością przyjmuje szorowanie po uszach ( z czyszczeniem też nie ma większych problemów) i do tego przy tym wszystkim on...mruczy. No po prostu
Tak teraz rzuciłam okiem wstecz i ze wstydem zauważyłam, że Grzywka nie podziękował tutaj w wątku Cioteczce Theodorze za śliczny, cieplutki koc polarowy (używany przez Mirandę

) oraz bluzę polarową, która okazała się...ehem...trochę na Grzywkę za duża...Ale może jeszcze do niej dorośnie.
Ech...zobaczymy jak będzie jutro. Oby obeszło się bez jazdy do weta...