» Pon lis 19, 2007 19:57
Na dnie brązowej źrenicy Babcia Tekla zobaczyła siebie, Wincentego i Bajannę stojących nieruchomo w drzwiach stajni.
Żołnierze , jeden po drugim wyprowadzali osiodłane konie, zdziwione wczesną porą, patrzące na zamglone, wrześniowe niebo sennymi oczyma.
Brodząc w mokrej trawie unosiły wysoko smukłe nogi o delikatnych, cienkich pęcinach, potrząsały szarymi grzywami, skubały zwieszające się nad głowami liście.
Stary Złociejowski kolejno całował je w szerokie, ciepłe czoła, a jego żona czyniła znak krzyża nad pochylonymi głowami żołnierzy.
- Ojcze – zaczął Wincenty, ale stary Zlociejowski położył mu rękę na ramieniu.
- Nasi niech je wezmą. Od serca. Wrogowi – nie oddam. Zastrzelę, a nie oddam.
Wincenty zamilkł i Takla zobaczyła jak odwraca głowę, żeby nie było widać spływających po policzkach łez.
- A Zawieja ? – zapytał wreszcie. – Lada dzień…
- Zawieja dobrze ukryta – ojciec zawrócił w stronę domu. – Wróci, jak nadejdzie lepszy czas…
- Ech…- Wincenty wbił obcas w ziemię. – I źrebaka nie zobaczę…
…Tekla wyciągnęła rękę i wplotła chude, starcze palce w szarą grzywę. Miękkie wargi kona pieszczotliwie skubnęły rękaw jej płaszcza.
„ Muszę tutaj…nie, nie ja, niech Bajanna przyprowadzi tutaj Wincentego”.
Pacynka spojrzała na Babcię Teklę szeroko otwartymi oczyma.
- Nie wydaje ci się ?- zapytała.
- Widziałem na własne oczy – powiedziała Bajanna. – Nie mogę się mylić.
Komendant postawił na stole szklanki z herbatą. Babcia Tekla zamieszała cukier, oparła brodę na rękach i zapatrzyła się w ciemne okno.
- Kiedy i gdzie nadszedł ten lepszy czas, tego nikt nie wie …- szepnęła.
- Ktoś idzie – pisnęła Weronika
Ścieżką pod górę , zapadając się w śnieg ktoś zmierzał wprost ku furtce Babci Tekli.
- Najwyraźniej mnie tu jeszcze brakowało – powiedział obtupując buty w sieni. – Przez chwilę prawie słyszałem, jak mnie ktoś woła.
Bajanna położyła rękę na sercu – biło tak mocno, że miała wrażenie, że za chwilę wyskoczy spod ciepłego swetra.
Postawiła przed Wincentym szklankę i cukier, ale nie sięgnął po nie.
- Wyglądasz na wzburzoną – powiedział. – Chyba nie powinienem był…
Bajanna porwała jego szczupłe dłonie i mocno przycisnęła do jeszcze zziębniętych policzków.
- Nie, nie – zawołała. – Właściwy czas i właściwe miejsce !
- Kiedyś już to słyszałem – powiedział półgłosem uwalniając dłonie z rąk Bajanny.
- I ja także – Bajanna usiadła na krześle naprzeciwko. – Za dużo dzieje się ostatnimi czasy…
W ciszy która zapadła załomotały koła pociągu przemykającego za wzgórzem.
- Czy wiesz może, co stało się z końmi ?- zapytała nagle Babcia Tekla.
Wincenty drgnął.
- Też myślałem o nich – powiedział nie bez zdziwienia. – Podobno kilka z nich zginęło w pierwszej bitwie, a Zawieja…ponoć przepadła bez wieści.
Babcia Tekla przymknęła oczy.
Gdzieś wewnątrz zobaczyła rozrytą pociskami łąkę i nieruchome, zasnuwające się mgłą końskie oczy.
- A gdyby tak…- zaczęła i urwała.
Wincenty spojrzał na nią badawczo.
- Wiecie coś, czego ja nie wiem ? – zapytał .
Babcia Tekla i Bajanna wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Jutro z rana, tutaj – powiedziała Babcia Tekla i wręczyła Bajannie plik recept. – Wykup , bo nie miałam wszystkiego.
Wincenty zdjął z wieszaka ciężki, zimowy płaszcz Bajanny, a Bajanna zawiązała mu na szyi stary, błękitny szalik.
Na zasypanej śniegiem ścieżce, prowadzącej ku miastu byli mali, jak figurki w szklanej kuli…

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!