Nie bylo mnie w domu prawie 2 tygodnie. Czarna krolewna stol zdobyla na wlasnosc juz przed moim wyjazdem, polozylam na nim reczniczek, zeby krolewski tyleczek nie spoczywal na nim bezposrednio...
Podejrzenie o zdobycie stolu jest takie, ze to jest miejsce na ktorym Bialas nie bywa. Czarna szuka sobie po prostu bastiony wlasnego.
Bialutka wlasnie wwalila mi sie na kolanka. Stesknilo sie malenstwo. Mam teraz rece pelne roboty w kwestii glaskania, drapania i w ogole zajmowania sie. Musze urlop odpracowac
Bialutka niestety zachorowala jak mnie nie bylo. Ma zapalenie dziasel. Zastanawiam sie czy mogla sie zarazic od Czarnej, czy moze zachorowala dlatego, ze ja wyjechalam, a ona siedziala wieczorem pod drzwiami i czekala az wroce?
No nic, wlaczymy... TZ byl u pani Beaty a w ogole okazal sie najdzielniejszym z dzielnych, bo zrobil Bialasowi zastrzyk. I odgraza sie, ze bedzie robic nastepne... Kurcze, az mi wstyd, ze ja jakos nie moglam sie przelamac...
Czarniutka dopiero dzis przypomniala sobie o myziakach na dzien dobry, wczoraj musialam odcierpiec kompletna obojetnosc, no bo jak ta sluzba sobie pozwala na opuszczenie krolewny w celach rozrywkowych.
No i to tyle pierwszych zeznan po powrocie...