Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw lis 15, 2007 10:35

Właśnie, KTO TO JEST :?: :?: :?:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lis 15, 2007 10:39

Wiem :!: :!: :!: To DRAKULA :!: :!: :!:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lis 15, 2007 14:12

MaryLux pisze:Wiem :!: :!: :!: To DRAKULA :!: :!: :!:


Nie może być DRAKULA ! tam się okazało w końcu, że to jest "dr. A. Kula" a ten Pan ma na imię Wincenty :)


rzadko piszę tutaj, ale czytam co dzień rano, po przyjściu do pracy :) i zaraz dzień jakiś mniej straszny się wydaje :) a najbardziej to lubię w poniedziałek, bo czekają odcinki z piątku, soboty i niedzieli :D uczta normalnie ;)
Georg ['] Klemens ['] Miriam [']

Georg-inia

 
Posty: 22395
Od: Czw lut 02, 2006 12:13
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw lis 15, 2007 17:59

Weronika jak burza wpadła do ogrodu Kociamy, zabębniła w drzwi i, potykając się o najmniejsze kocię, wbiegła do kuchni, gdzie Kociama napełniała stojące rzędem na stole kocie miski i miseczki.
Na widok Weroniki – zdyszanej, w rozpiętej kurtce i z potarganymi włosami z hukiem upuściła puszkę z chrupkami. Kilkunastu mieszkańców domu rzuciło się aby pozbierać swoje niedoszłe śniadanie, a najmniejsze z kociąt weszło do puszki, gdzie urządziło sobie jednoosobowe przyjęcie.
- Co się stało ? – zawołała przestraszona Kociama.
Weronika oparła się o rozgrzaną od pieca ścianę i z trudem złapała oddech.
- A… bo Bajanna…Bajanna…
- Co „Bajanna” ? – Kociama aż pobladła z przerażenia.
- Bo do Bajanny przyjechał pan w niebieskim szaliku – wysapała Weronika.
Na twarz Kociamy powróciły kolory.
- Wincenty…- szepnęła. – Wincenty powrócił…
- Pan w niebieskim szaliku – powtórzyła Weronika – i Bajanna posłała mnie po ciastka.
- To co robisz TUTAJ ?
- Bo ja chciałam się dowiedzieć, ale nikt mi nie powiedział. – odparła dziewczynka.
Kociama westchnęła, podeszła do telefonu i wykręciła numer cukierni.
- Madziu – powiedziała starając się, aby jej glos brzmiał naturalnie – Bajanna ma…niezwykłego gościa. I prosi o tackę niezwykłych ciastek.
Panna Madzia rozejrzał się po cukierni.
- Bajanna ma gościa – powiedziała wsuwając głowę na zaplecze, gdzie burmistrz raczył się kremówkami i gorącą czekoladą.
- Gościa ? – zapytał burmistrz i zmarszczył brwi. – Gościa…?
I zakrztusił się cukrem-pudrem. Panna Madzia mocno poklepał go po plecach, a burmistrz odetchnął głęboko i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- No tak, no tak…osobiście go zaprosiłem, ale nie sądziłem, że przybędzie tak szybko…
Panna Madzia usiadła na krześle naprzeciw.
- Kogo ? – zapytała. – Kogo pan zaprosił ?
- Ostatniego z rodu Zlociejowskich, Wincentego. Przecież zaczynamy odnawiać dwór
A tylko on pamięta, jak wszystko było dawniej…
- Ale… - wyjąkała panna Madzia. – ale…
- Na miłość boską, co pan najlepszego zrobił ! – wykrzyknęła Pacynka, która od kilku minut stała pod drzwiami.
- Nie rozumiem…- burmistrz otarł usta serwetką. – Nie rozumiem co mogłem zrobić złego…Gdyby był to jakiś nietakt, napewno nie przyjechałby tak szybko.
… Kociama jeszcze raz z niedowierzaniem pokręciła głową.
- To Wincenty Złociejowski – powiedziała. – Jeśli naprawdę miał niebieski szalik.
- Miał ! – zawołała Weronika. – przecież mówiłam, że miał. Niebieski, zrobiony na drutach…
- …dawno, dawno temu, przez Bajannę – dokończyła Kociama. – Ach, Weroniko, naprawdę nie mogę w to uwierzyć !!!
- Dlaczego ? – zapytała Weronika. – Sama widziałam i to nie raz, jak Bajanna robiła coś na drutach…
… Panna Madzia spojrzała na p[wietrzące się na okrągłej tacce ciastka , rozejrzała się dokoła i położyła na samym wierchu marcepanową różę.
- Tak…- powiedziała i na jej twarz pojawił się dziwny, nieobecny uśmiech. – Tak, to będzie odpowiednie…
Burmistrz nerwowo sięgnął po kolejną kremówkę.
- Ja chyba oszaleje – powiedział. – Zupełnie nie rozumiem, co się stało.
Panna Madzia usiadła obok Pacynki.
- Zaraz wszystko panu wytłumaczę – powiedziała. – Otóż Wincenty Złociejowski…
Dzwonek u drzwi poderwał wszystkich na nogi.
Pacynka najpierw dostrzegła niebieską plamę szalika, a potem Bajannę i Babcię Teklę.
- Ciastka nie przyszły do nas, więc my postanowiliśmy przyjść do nich – powiedział właściciel niebieskiego szalika i podsunął krzesła swoim towarzyszkom.
Na stoliku w mgnieniu oka znalazła się stara, koronkowa serweta, delikatne, prawie przezroczyste filiżanki i tacka ciastek, zwieńczona marcepanową różą.
Starszy pan zdjął okulary, przetarł szkła i uważnie przyjrzał się pannie Madzi.
- Tak, jakbym widział pani mamę – powiedział. – A ten obrus…i te filiżanki…
- Trzymam je na specjalne okazje – powiedziała panna Madzia
- I taką okazję mamy właśnie teraz – powiedział burmistrz, a pan Wincenty kiwnął głową, choć miał na myśli zupełnie coś innego…
Za oknem nagle pociemniało i z nieba sypnął gęsty śnieg. Gdzieś za wzgórzami otaczającymi miasto – zagrzmiało. Lampa nad stolikiem zamigotała i zgasła.
- No proszę, prawdziwa śnieżna burza – uśmiechnął się pan Wincenty. – Zupełnie tak jak wtedy, gdy…
…Przed oczyma Bajanny stanął ośnieżony ogród i światło lampy załamujące się w soplach wiszących pod dachem.
Bajanna nieśmiało wsunęła w dłonie Wincentego niedużą, miękką paczuszkę.
- A to co ? – zapytał rozwijając papier.
Wiatr poderwał z ziemi świeży śnieg i cisnął nim o ścianę domu.
Błysnęło i w świetle błyskawicy Bajanna zobaczyła stojący na schodach podróżny kufer.
- Burza śnieżna – powiedziała.
Na drodze zadzwięczały dzwonki sań.
Wincenty rozłożył błękitny szalik i owinął go sobie dookoła szyi.
…na stoliku w mgnieniu oka pojawiła się naftowa lampa, płomyk zamrugał i strzelił w górę.
Burmistrz, najwyraźniej uznawszy, że atmosfera zrobiła się na tyle odpowiednia, aby wygłosić małe przemówienie, nalał czerwonego wina do kieliszków, które nagle pojawiły się na stole.
- Jest mi ogromnie miło – powiedział wznosząc kieliszek w górę – że przyjechał pan tak szybko. W pana wieku…
Pan Wincenty wypił mały łyk wina i spojrzał pytająco na burmistrza.
- Przepraszam, ale nic z tego nie rozumiem – powiedział.
Oczy burmistrza zrobiły się wielkie i okrągłe, jak oczy dużego, grubego, czarnego kota Pacynki, który właśnie wślizgnął się do cukierni z nadzieją, że ktoś poczęstuje go talerzykiem śmietanki.
- Tydzień temu wysłałem do pana list z prośbą o przyjazd…- wyjąkał burmistrz. – Zaczynamy odnawiać stary dworek i chciałem, żeby pokierował pan pracami konserwatorskimi… Pan, jako ostatni z rodu…
Pan Wincenty uśmiechnął się.
- Bardzo chętnie – odpowiedział. – Czuję się zaszczycony, ale…nie dostałem jednego listu.
Burmistrz z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Więc…jak to ? Dlaczego ? – wykrztusił.
- Przyjechałem z zupełnie innego powodu - Pan Wincenty ujął dłoń Bajanny i musnął ją wąsami. – Mam nadzieję, Aniu, że masz gdzieś jeszcze trochę tej błękitnej włóczki ? Zaszłej zimy zahaczyłem szalikiem o jakąś gałąz i urwałem frędzel…
- I…tylko z tego powodu ? – zapytała Bajnna.
- Nie tylko – odparł pan Wincenty – ale skoro ta rozmowa czekała pięćdziesiąt lat, to może poczekać jeszcze trochę, nieprawdaż ?.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lis 15, 2007 19:26

Caty, jesteś mistrzynią suspensu... Gdy już, już mamy się dowiedizec, kim jest gośc w niebieskim szaliku i po co przyjechał.... Coś się zdarza i przeszkadza.
Co nie przeszkadza się domyślac...
CUDO !!!
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt lis 16, 2007 23:40

Za głosem serca



Po burzowym poranku w cukierni burmistrz i pan Wincenty udali się razem do magistratu, aby porozmawiać o konserwacji dworu.
Choć pan Wincenty wydawał się na samym początku być lekko zaskoczonym propozycją, to chętnie wyraził zgodę na swój udział w przedsięwzięciu.
- Mam fotograficzną pamięć – powiedział przeglądając stare zdjęcia. – Pamiętam każdy kąt…każde krzesło…każde miejsce , tak, jakbym wyszedł z domu wczoraj…
Burmistrz postawił na biurku talerzyk z kremówkami. Kremówki nie były pierwszej świeżości – należały bowiem do żelaznych zapasów burmistrza, które zgromadził n wypadek , gdyby panna Madzia musiała zamknąć cukiernię z powodu przeziębienia, albo gdyby jemu samemu przytrafiła się nieoczekiwana grypa.
Rzecz jasna w takiej sytuacji zawsze mógł liczyć na pomoc komendanta straży miejskiej, ale jako, ze ostatnio komendant zajęty był marcepanowymi batonikami, burmistrz starał się polegać wyłącznie na sobie.
- Jest tylko jeden mały problem – rzekł burmistrz kończąc rozmowę. – Otóż obiecałem mieszkanie w służbówce pani Martynie, która jest konserwatorem zabytków. Latem straciła pracę i sprowadziła się tutaj, do Złociejowa.
Pan Wincenty uśmiechnął się ciepło.
- Służbówka nie jest i nie będzie mi na nic potrzebna – powiedział pan Wincenty. - Zdaje się, że poznałem jej córeczkę, miłe, dobrze wychowane dziecko…
Burmistrz, mając w pamięci urodziny Babci Tekli, od którego to czasu zaczął się trochę obawiać dzieci, bez przekonania pokiwał głową.
- Kto z nas w dzieciństwie nie miał na sumieniu jakichś małych grzeszków…- powiedział pan Wincenty, uścisnął rękę burmistrza i wyszedł.
Śnieg padał bez przerwy aż do wieczora.
W piecu Babci Tekli wesoło buzował ogień, a czajnik podśpiewywał swoją piosenkę i posykiwał na gorącej blasze.
- Bajanno – Babcia Tekla spojrzała surowo na spacerującą tam i z powrotem przyjaciółkę. – Nie bądź dziecinna
- Ale ja WCALE nie jestem dziecinna – jęknęła Bajanna. – Jestem dorosła jak nigdy !
Babcia Tekla ukryła uśmiech.
- No i masz tą włóczkę ? - zapytała.
- Mam – westchnęła Bajanna.- Cały motek. Mole nawet go nie tknęły.
Babcia Tekla podsunęła Bajannie krzesło.
- No i co ja teraz mam zrobić ? – zapytała.
- Brakujący frędzelek – mruknęła z przekąsem drzemiąca na kredensie Miaulina
Babcia Tekla uśmiechnęła się ciepło.
- To, co nakazuje ci serce. Tylko tyle…
Bajanna zdjęła z wieszaka palto.
- Chyba muszę się z tym przespacerować – powiedziała.
„ Siedemdziesiąt pięć lat” pomyślała Bajanna. „ Mam siedemdziesiąt pięć lat.”
Ale mieszkająca na dnie jej serca mała dziewczynka tylko zachichotała.
- Pięćdziesiąt lat chyba wystarczy – powiedział cicho brązowy kot wyłaniając się spomiędzy ośnieżonych badyli na skraju parku.
Bajanna przystanęła.
- Myślałam, że zapomniał – powiedziała.- I byłoby lepiej, gdyby zapomniał…
Brązowy kot zabiegł jej drogę.
- Dlaczego ? – zapytał.
Bajanna wzruszyła ramionami.
- Starzy ludzie powinni siedzieć w fotelach i czekać, aż rodzina przyjedzie w odwiedziny…
- Nie tutaj, nie w Zlociejowie – uśmiechnął się kot i pobiegł w stronę domu, ku rozświetlonej pomarańczowo werandzie.
Był tak lekki, że prawie nie zostawiał śladów na śniegu.
Niecelnie rzucona śnieżka przeleciała Bajannie tuż obok ucha i za krzakami rozległ się chichot Pacynki.
- Hej, Bajanno – zawołała Pacynka – chodz tu i pomóż nam !
Na środku trawnik Filip, Weronika i komendant straży miejskiej lepili ogromnego bałwana.
- Na brzuszysko prawie takie jak burmistrz – zachichotała Weronika i przykleiła bałwanowi do ręki niezgrabny sześcian. – A to jest kremówka.
- Ciiii – komendant położył palec na ustach. – Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Przecież WSZYSCY wiedzą – powiedział Filip – a to jest tak jakby nikt nie wiedział.
- Słuszna uwaga – stwierdził po chwili komendant i wyjął z kieszeni ogromną marchewkę.
Bajanna podeszła do Pacynki.
- Powiedz mi , ile TY masz lat ? – zapytała.
- Czterdzieści osiem – odparła Pacynka i zrobiła na śniegu orła. – Dopiero czterdzieści osiem – dodała wstając i otrzepując płaszcz. – Czemu pytasz ?
Komendant poklepał bałwana po ramieniu i razem z Weronika i Filipem odtańczyli dookoła wojenny taniec Apaczów.
- A teraz do Tekli na herbatę ! – zawołała Pacynka i usiadła na starych drewnianych sankach pociągając za sobą Bajannę.
Komendant, Weronika i Filip chwycili sznurek i pobiegli przez park ku obrzeżom miasta.
- Wiśta-wio ! – pokrzykiwała Pacynka, aż rozlegało się echo, a Filip potrząsał pomponem na czapce i naśladował rżenie konia.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob lis 17, 2007 15:54

Proszę nie mordowac Caty bo ona zapomina w piątek ze jest piątek z przemęczenia. Bajusie najwyżej raz dziennie - koty zaprzyjaźnione z sosnowca

dedi

 
Posty: 3288
Od: Pt maja 26, 2006 10:39
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Sob lis 17, 2007 20:36

Przed bramą domu Babci Tekli stała dwójka dzieci ze Złejwsi.
- Co tu robicie ? – zapytał komendant ocierając pot z czoła.
- Tata grypę ma – powiedział chłopiec – i żem przyszedł po sok z malin.
Babcia Tekla zeszła ze schodów i otworzyła furtkę.
- No proszę, prawdziwy kulig zajechał – roześmiała się. – A sok z malin…mam, i owszem, i jeszcze dodam herbatkę lipową. I powiedzcie tacie, że ma poleżeć.
Chłopiec uśmiechnął się .
- Książkę ma to i będzie leżał. Ale jeszcze gorsze jest.
- Co znowu ? – Babcia Tekla spoważniała wyczuwając niepewność chłopca. Bladooka dziewczynka dla dodania odwagi trąciła go w plecy.
Chłopiec zawahał się.
- Tchórz – powiedziała dziewczynka. – Jak się boisz to ja powiem.
Chłopiec zasłonił sobą siostrę , przełknął ślinę i patrząc prosto w oczy Babci Tekli powiedział - Bo Ogierzyświat jest chory. Babka mówią, że mu na płuca siadło, i że psie sadło by pomogło, ale…jak się we wsi podziało TO – rzucił spłoszone spojrzenie na Bajannę – to nikt by nie śmiał…
- A…kto to jest – Ogierzyświat ? – zapytała zaintrygowana Pacynka.
Chłopiec wzruszył ramionami.
- Jeden taki…nie wiadomo skąd się wziął. Ugorek od sołtysa kupił i wystawił budę. A stajnię dla koni wystawił jak się patrzy. Lepiej się niż on mają…A te konie to…
Chłopiec zawahał się.
- Mówią, że on te konie kupił, coby nie szły na mięso. Chyba się Jurek nazywa czy jakoś tak, ale sołtysów syn go nazwał Ogierzyświat.
- Aha. – Babcia Tekla pokiwała głową. – A ty skąd wiesz, że chory ?
- Po owies w poniedziałek nie był. A zawsze przychodził. To i ojciec mnie wysłał cobym spytał, czy zapomniał, czy jak. I stąd wiem, bo sam widziałem.
Pacynka przygryzła dolną wargę.
- I taki bardzo chory ? – zapytała.
Chłopiec pokiwał głową.
- Raz mówił do ojca, że jak koń chory, się położy znaczy się że umrze. A on w łóżku tydzień leży.
Babcia Tekla spojrzała na Bajannę a potem na popołudniowe niebo.
- Samej nudno – powiedziała. – Ale we dwie ….?
- Będzie kiedy pogadać o sercu – odparła Bajanna i poprawiła przekrzywiony beret.
Komendant pomógł Babci Tekli wyjąć z pawlacza lekarską torbę, której Babcia Tekla nie otwierała od lat
Wszystko było na swoim miejscu – zawinięte we flanelową szmatkę słuchawki, termometr i nawet stara pieczątka z poduszeczką, w której tusz zdążył już i wyschnąć i zblednąć..
- Dacie sobie radę ? - zapytała Pacynka, a Babcia Tekla kiwnęła głową.
Babcia Tekla ruszyła naprzód, przez kopny śnieg.
- Nie tą drogą – powiedziała Bajanna.
Babcia Tekla uśmiechnęła się.
- To moja prywatna droga – powiedziała.
Prywatna droga Babci Tekli wiodła przez brzozowy zagajnik, nieduży przylasek i zbocze wzgórza łagodnie opadające ku wsi.
Na skraju lasu chłopiec przystanął.
- O, tam budę widać. A to drugie, to stajnia.
Babcia Tekla przetarła szkła okularów.
- Coś tam widzę – powiedziała.
- To ja poprowadzę – zaoferował się chłopiec.- Mam swoją drogę, na jabłka do sołtysa chodzimy, a to zaraz za budą…
… w kuchni Babci Tekli było ciemno i ciepło. Weronika, zwinięta w kłębek jak kociak spała na fotelu, a Filip siedział obok pieca i gapił się w ogień. Pacynka spojrzała na zegar
- Długo ich nie ma – powiedziała.
Komendant straży miejskiej odłożył dziadka do orzechów, zabrał skorupki na miskę i wrzucił w ogień.
Ogień zatrzeszczał i zamigotał jasnożółtym płomieniem.
- Mam pójść za nimi ? – zapytał komendant..
Miaulina wyskoczyła na okno i poruszyła uszami
- Coś mi mówi, ze zaraz tu będą . – powiedziała.
Pacynka nalała wody do czajnika i postawiła go na blasze.
Kiedy Babcia Tekla i Bajanna weszły do kuchni woda właśnie zaczynał się gotować.
- No i co tam ? – Pacynka zerwała się z miejsca . – Kto to taki ?
Babcia Tekla zdjęła buty i wysypała śnieg na blachę. Woda zasyczała i zamieniła się w małe obłoczki pary.
- Dużo można by mówić – powiedziała. – Oj, dużo. .A najdziwniejsze, ze jego konie…
Zegar w mieście uderzył równe dziesięć razy i umilkł.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob lis 17, 2007 22:16

No chyba zwiariuję zaraz :roll:
Same niedopowiedzenia...

B-dur

Avatar użytkownika
 
Posty: 3892
Od: Nie paź 02, 2005 11:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie lis 18, 2007 14:08

No ja wiedziałam, wiedziałam, że nie ma co dalej ekranu przesuwać, bo po takim "A najdziwniejsze, że jego konie..." to już po prostu musi być koniec odcinka :twisted:
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie lis 18, 2007 16:55

Et tu, Puma....? Ta historia z końmi aku\rat jest autentyczn - jak się skończy, to Wam opowiem jak to było w realu.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lis 18, 2007 16:56

Wszystkie konie przepuszczamy, a jednego zatrzymamy…


Chłopiec zatrzymał się na zasypanej śniegiem miedzy, za którą rósł szpaler sędziwych jabłoni.
- To tutaj – powiedział. – To jest ta buda.
Babcia Tekla uśmiechnęła się i poprawiła okulary.
Buda – o której myślała z lękiem – okazała się być niedużym domkiem wybudowanym z prostokątnych bali, uszczelnionych, jak za dawnych czasów słomianym warkoczem. Warkocz był spoisty i równy, co świadczyło o cierpliwości i zdolnościach majstra.
- Słuchaj – zwróciła się do chłopca – on to sam wystawił ?
Chłopiec energicznie pokiwał głową.
- A pewnie, że sam. Dwa miastowe mu pomagały, ale on jakby kierownikiem był. A słomę to my mu nosili.
- My – to znaczy kto ? – zapytała Bajanna.
- Dzieciaki – odparł chłopiec. – Cukierki nam kupował. I oranżadę.
Babcia Tekla wyjęła z kieszeni dwie makagigi zawinięte w woskowany papier.
- Dziękuję – powiedziała, ale chłopiec nie ruszył się z miejsca.
- Ja poczekam – powiedział. – Jakby co trzeba było pomóc…
Bajanna najmocniej jak potrafiła zastukała do drzwi.
- Proszę – odezwał się ktoś wewnątrz.- Przepraszam, że nie wstaję, ale…
- Wiemy wszystko – odparła Babcia Tekla.
Postawiła na stole lekarską torbę i przysunęła stołek do łóżka chorego.
- Kaszle ? – zapytała rzeczowo.
- Kaszle – odpowiedział tym samym tonem chory.
Babcia Tekla spojrzała surowo na leżącą obok łóżka fajkę i pudełko tytoniu.
- To niech pali dalej – powiedziała chłodno.
Chory zakaszlał.
- A przecież z pana taki stary dziad nie jest – zrzędziła Babcia Tekla – żeby palić fajkę….Nie golić się…Tak się zapuścić…Wstyd, panie…..? – zawiesiła głos i pytająco spojrzał na pacjenta.
- Jerzy – powiedział chory.
Bajanna zakrzątnęła się koło pieca , zabrzęczała pokrywka czajnika, na ścianie zatańczył odblask płomieni.
- No i dom ożył – powiedziała Babcia Tekla – Teraz tylko trzeba zażywać lekarstwa i wstać z łóżka.
Chory usiadł na łóżku .
- Mm prośbę – powiedział spoglądając to na Bajannę to na Babcię Teklę. – Trzeba zajrzeć do koni. Wczoraj chłopak był, ale dzisiaj …Siana, owsa podrzucić.
Babcia Tekla zapięła płaszcz.
- Stajnia otwarta ? – zapytała Bajanna i nie czekając na odpowiedz wyszła na zewnątrz.
Zachodzące słońce rzucało na śnieg ciepłe refleksy, suche badyle sterczące spod śniegu rysowały w jego świetle delikatne, koronkowe wzory, ostatnie, nie zebrane z drzewa jabłka świeciły na tle bieli jaskrawą czerwienią.
Poniżej, z czerwieniejącymi spod śniegu dachami leżała wieś. Z kominów unosiły się wstążki dymu, a w mroznym powietrzu daleko niosło się szczeknie psów.
Chłopiec wyszedł ze stajni i otrzepał kurtkę.
- Chce pani zobaczyć konie ? – spytał.
W stajni panował półmrok. Bajannę uderzyła fala ciepła i ostry zapach koni. Wszystkie trzy, jak na komendę odwróciły głowy. Były smukłe, białe, z delikatnym srebrno-szarym rysunkiem na zadach.
- Mój Boże – zawołała Bajanna i odwróciła się do chłopca tak gwałtownie, że najbliższy z koni drgnął i odskoczył na bok. – Szybko biegnij po panią Teklę !
Chłopiec z hukiem wpadł do izby.
- Proszę pani – wykrzyknął – ta pani od lalek woła do stajni !
Chory zerwał się z łóżka.
- Konie ? Coś z końmi ! – zawołał, ale chłopiec machnął ręką.
- Nic, tylko pani od lalek popatrzyła się na konie i zaraz kazała zawołać panią Teklę. A konie, jak konie, najedzone, wodę mają, ciepło im .Jedno co, to że jakieś obce kocisko siedzi na żłobie. Pewno myszy łowi, albo co…
Brązowy kot bezszelestnie zeskoczył na dół i otarł się o nogi Babci Tekli.
- Naprawdę, nigdy przedtem się tu nie zapuszczałem – powiedział. - Bo kto nie omijałby Złejwsi …?
Babcia Tekla najciszej jak się dało podeszła do parskających nerwowo koni.
Brązowe oczy uspokoiły się i spojrzały na nią ciepło i poważnie.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie lis 18, 2007 18:54

caty pisze:Et tu, Puma....?

:twisted: A coś myślała? Klasyczne cliffhangery produkujesz, jak w porządnym serialu: panienka otwiera drzwi, oczęta jej się gwałtownie rozszerzają - i koniec odcinka :lol: Dobrze chociaż, że odcinki nie raz na tydzień, tylko codziennie - mojej cierpliwości akurat starczy :wink: :mrgreen:
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie lis 18, 2007 19:03

I co dalej :?: Caty ty to serca dla czytelnikow nie masz.Doczytuje i wszystko bez zakonczen :roll:
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Nie lis 18, 2007 21:02

Ooo.... konie... :love: :love: :love:
Araby?? Z tą ich delikatną urodą?
Już nie mogę się doczekać...
Obrazek Bis, Ami i Księżniczka ['] Obrazek

Siean

 
Posty: 4867
Od: Pon paź 25, 2004 21:11
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 32 gości