» Czw lis 15, 2007 17:59
Weronika jak burza wpadła do ogrodu Kociamy, zabębniła w drzwi i, potykając się o najmniejsze kocię, wbiegła do kuchni, gdzie Kociama napełniała stojące rzędem na stole kocie miski i miseczki.
Na widok Weroniki – zdyszanej, w rozpiętej kurtce i z potarganymi włosami z hukiem upuściła puszkę z chrupkami. Kilkunastu mieszkańców domu rzuciło się aby pozbierać swoje niedoszłe śniadanie, a najmniejsze z kociąt weszło do puszki, gdzie urządziło sobie jednoosobowe przyjęcie.
- Co się stało ? – zawołała przestraszona Kociama.
Weronika oparła się o rozgrzaną od pieca ścianę i z trudem złapała oddech.
- A… bo Bajanna…Bajanna…
- Co „Bajanna” ? – Kociama aż pobladła z przerażenia.
- Bo do Bajanny przyjechał pan w niebieskim szaliku – wysapała Weronika.
Na twarz Kociamy powróciły kolory.
- Wincenty…- szepnęła. – Wincenty powrócił…
- Pan w niebieskim szaliku – powtórzyła Weronika – i Bajanna posłała mnie po ciastka.
- To co robisz TUTAJ ?
- Bo ja chciałam się dowiedzieć, ale nikt mi nie powiedział. – odparła dziewczynka.
Kociama westchnęła, podeszła do telefonu i wykręciła numer cukierni.
- Madziu – powiedziała starając się, aby jej glos brzmiał naturalnie – Bajanna ma…niezwykłego gościa. I prosi o tackę niezwykłych ciastek.
Panna Madzia rozejrzał się po cukierni.
- Bajanna ma gościa – powiedziała wsuwając głowę na zaplecze, gdzie burmistrz raczył się kremówkami i gorącą czekoladą.
- Gościa ? – zapytał burmistrz i zmarszczył brwi. – Gościa…?
I zakrztusił się cukrem-pudrem. Panna Madzia mocno poklepał go po plecach, a burmistrz odetchnął głęboko i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- No tak, no tak…osobiście go zaprosiłem, ale nie sądziłem, że przybędzie tak szybko…
Panna Madzia usiadła na krześle naprzeciw.
- Kogo ? – zapytała. – Kogo pan zaprosił ?
- Ostatniego z rodu Zlociejowskich, Wincentego. Przecież zaczynamy odnawiać dwór
A tylko on pamięta, jak wszystko było dawniej…
- Ale… - wyjąkała panna Madzia. – ale…
- Na miłość boską, co pan najlepszego zrobił ! – wykrzyknęła Pacynka, która od kilku minut stała pod drzwiami.
- Nie rozumiem…- burmistrz otarł usta serwetką. – Nie rozumiem co mogłem zrobić złego…Gdyby był to jakiś nietakt, napewno nie przyjechałby tak szybko.
… Kociama jeszcze raz z niedowierzaniem pokręciła głową.
- To Wincenty Złociejowski – powiedziała. – Jeśli naprawdę miał niebieski szalik.
- Miał ! – zawołała Weronika. – przecież mówiłam, że miał. Niebieski, zrobiony na drutach…
- …dawno, dawno temu, przez Bajannę – dokończyła Kociama. – Ach, Weroniko, naprawdę nie mogę w to uwierzyć !!!
- Dlaczego ? – zapytała Weronika. – Sama widziałam i to nie raz, jak Bajanna robiła coś na drutach…
… Panna Madzia spojrzała na p[wietrzące się na okrągłej tacce ciastka , rozejrzała się dokoła i położyła na samym wierchu marcepanową różę.
- Tak…- powiedziała i na jej twarz pojawił się dziwny, nieobecny uśmiech. – Tak, to będzie odpowiednie…
Burmistrz nerwowo sięgnął po kolejną kremówkę.
- Ja chyba oszaleje – powiedział. – Zupełnie nie rozumiem, co się stało.
Panna Madzia usiadła obok Pacynki.
- Zaraz wszystko panu wytłumaczę – powiedziała. – Otóż Wincenty Złociejowski…
Dzwonek u drzwi poderwał wszystkich na nogi.
Pacynka najpierw dostrzegła niebieską plamę szalika, a potem Bajannę i Babcię Teklę.
- Ciastka nie przyszły do nas, więc my postanowiliśmy przyjść do nich – powiedział właściciel niebieskiego szalika i podsunął krzesła swoim towarzyszkom.
Na stoliku w mgnieniu oka znalazła się stara, koronkowa serweta, delikatne, prawie przezroczyste filiżanki i tacka ciastek, zwieńczona marcepanową różą.
Starszy pan zdjął okulary, przetarł szkła i uważnie przyjrzał się pannie Madzi.
- Tak, jakbym widział pani mamę – powiedział. – A ten obrus…i te filiżanki…
- Trzymam je na specjalne okazje – powiedziała panna Madzia
- I taką okazję mamy właśnie teraz – powiedział burmistrz, a pan Wincenty kiwnął głową, choć miał na myśli zupełnie coś innego…
Za oknem nagle pociemniało i z nieba sypnął gęsty śnieg. Gdzieś za wzgórzami otaczającymi miasto – zagrzmiało. Lampa nad stolikiem zamigotała i zgasła.
- No proszę, prawdziwa śnieżna burza – uśmiechnął się pan Wincenty. – Zupełnie tak jak wtedy, gdy…
…Przed oczyma Bajanny stanął ośnieżony ogród i światło lampy załamujące się w soplach wiszących pod dachem.
Bajanna nieśmiało wsunęła w dłonie Wincentego niedużą, miękką paczuszkę.
- A to co ? – zapytał rozwijając papier.
Wiatr poderwał z ziemi świeży śnieg i cisnął nim o ścianę domu.
Błysnęło i w świetle błyskawicy Bajanna zobaczyła stojący na schodach podróżny kufer.
- Burza śnieżna – powiedziała.
Na drodze zadzwięczały dzwonki sań.
Wincenty rozłożył błękitny szalik i owinął go sobie dookoła szyi.
…na stoliku w mgnieniu oka pojawiła się naftowa lampa, płomyk zamrugał i strzelił w górę.
Burmistrz, najwyraźniej uznawszy, że atmosfera zrobiła się na tyle odpowiednia, aby wygłosić małe przemówienie, nalał czerwonego wina do kieliszków, które nagle pojawiły się na stole.
- Jest mi ogromnie miło – powiedział wznosząc kieliszek w górę – że przyjechał pan tak szybko. W pana wieku…
Pan Wincenty wypił mały łyk wina i spojrzał pytająco na burmistrza.
- Przepraszam, ale nic z tego nie rozumiem – powiedział.
Oczy burmistrza zrobiły się wielkie i okrągłe, jak oczy dużego, grubego, czarnego kota Pacynki, który właśnie wślizgnął się do cukierni z nadzieją, że ktoś poczęstuje go talerzykiem śmietanki.
- Tydzień temu wysłałem do pana list z prośbą o przyjazd…- wyjąkał burmistrz. – Zaczynamy odnawiać stary dworek i chciałem, żeby pokierował pan pracami konserwatorskimi… Pan, jako ostatni z rodu…
Pan Wincenty uśmiechnął się.
- Bardzo chętnie – odpowiedział. – Czuję się zaszczycony, ale…nie dostałem jednego listu.
Burmistrz z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Więc…jak to ? Dlaczego ? – wykrztusił.
- Przyjechałem z zupełnie innego powodu - Pan Wincenty ujął dłoń Bajanny i musnął ją wąsami. – Mam nadzieję, Aniu, że masz gdzieś jeszcze trochę tej błękitnej włóczki ? Zaszłej zimy zahaczyłem szalikiem o jakąś gałąz i urwałem frędzel…
- I…tylko z tego powodu ? – zapytała Bajnna.
- Nie tylko – odparł pan Wincenty – ale skoro ta rozmowa czekała pięćdziesiąt lat, to może poczekać jeszcze trochę, nieprawdaż ?.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!