
zaczeło się parę dni temu
najpierw chrypka - myślałam, że tak fuczała na Gucia, że aż zachrypła, tym bardziej, że humor jej dopisywał...
ale po dwóch dniach pojawiły się brzydkie kupy, trudności z przełykaniem i wreszcie całkiem straciła głos i zrobiła się osowiała, apetyt prawie żaden.
W sobotę rano popędziliśmy z footrami do weta (zabrałam i Gucia, na wszelki wypadek).
diagnoza - Maja ma zapalenie górnych dróg oddechowych (temperatura 39,2)
jeździmy teraz codziennie na zastrzyki.
I jedzonko tylko ciepłe, w małych porcyjkach, rozdziabane na drobno.
Wczoraj wieczorem Maja troszkę zaczęła odzyskiwać głos, ale rano znów jej "miau" było słabiutkie i zachrypnięte.
Przyczyna: mogła zjeść coś bardzo zimnego (mogła, bo lubi podkradać jedzenie wyjęte z lodówki...). Lubi też leżeć na zimnym - np. na terrakocie na balkonie. Maja to nie jest piecuch...
Mógł też Gucio coś "przynieść", i mimo, że sam nie zachorował, to mógł być nosicielem (pierwszego dnia pobytu tak dziwnie łykał płyny, później już normalnie).
I pytanko: czy, z powodu stresu jaki przeżyła Maja w związku z pojawieniem się Gucia, mogła spaść jej odporność na tyle, żeby złapać jakiegoś wirusa? bo przecież nie raz jadała zimne-kradzione, nie raz leżała na zimnej podłodze (ma gęste i nieco dłuższe futro).
Gucio zdrowy, został odrobaczony, ale wetka spytała mnie, czy zauważyłam, że on ma takie jakby załzawione oczy. Nie umiałam tego ocenić, powiedziałam, że chyba takie ma od początku - no to mam obserwować. Dostałam dla niego Scanumone.
No i wczoraj zaczęło Guciowi ropieć prawe oczko. Nie jakoś straszliwie, ale jednak.
Dzisiaj znów zabieramy oboje do weta.
PS. Dokociliśmy się w październiku. Nieplanowane, ale przekochane. Historia tu: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67449