» Wto lis 13, 2007 11:57
relacja królewny z sobotnio-niedzielnej akcji łapania kolejaczków:
Witajcie. W koncu mam chwile zeby w'endowa wyprawe opisac.
Na poczatek... złapałyśmy Sonie zwana Plamka i jej 3ke dzieci. 1 czarnuszek maly mial oczka ok, a 2 krówki mają takie gorsze oczka.
A to było tak...
Przyjechalam rano. Poszłysmy zobaczyc koty od razu, w drodze do Iwonki. Ale kociakow nie bylo. Przynajmniej nie Kolejaczkow. Miejsce niefajne... ale w dzien to jeszcze ujdzie. Zostawiłyśmy moja torbe, zjadłyśmy i... do kotow. Zabrałyśmy kontenerki. Łapałam juz dziczki do kontenerkow. Łatwo nie jest ale czasem sie udaje. Niestety nikt nie odpowiedział na moj apel o klatke łapke, a w Krakowskim TOZie akurat mieli 'w terenie' na w'end. Czekając pod kocim barakiem zadzwoniłam do Kamili z czestochowskiej For Animals. Okazało sie, że jest klatka łapka w czestochowskim schronisku. Niesety schron jest daleko. Kamila powiedziala ze nie ma samochodu, ani nikogo ze znajomych kto by po klatke ze mna pojechał. Moze jedynie załatwic zeby klatke nam wydano - zadzwonic do schronu. Niesety rowniez Marta z For Animals akurat nie miała auta, ani tez nikogo znajomego z transportem. Żadna nie mogłaby tez ze mna po klatke pojechac. Były juz wcześniej tego dnia w schronisku wyprowadzić psy.
Był mróz.Klatka jak mowiły ciezka i jedna osoba nie da sama rady.
Miejsce gdzie mieszkaja kociaki to barak na belkach, a one mieszkaja pod barakiem. W baraku nocuja czasem bezdomni, narkomani. Obok boczny tor, dalje stacja PKP. Od frontu jest płyta parkingu... wieje. I kiosk-ubikacja. Tam przychodziła Sonia - Plamka. Ale teraz jej nie było. Ja mogłaby Iwonka złapać w rece, bo byla na tyle oswojna.
Czekamy, nie ma kotow. Ani Soni, ani maluchow.
Marzniemy... szkoda odchodzic, ale .... idziemy na herbate do Iwnoki.
Wypijamy herbate, ubieramy sie... kurcze jak by pojechac po ta klatke lapke.... Marta z For Animals powiedziała ze mozliwe ze jej maz dojedzie na pozny wieczor i moze wtedy bedzie mogla rano (w niedziele) ze mna podjechac. Ale to nic pewnego. Ja musze o 17 w niedziele wracac juz do Krakowa, bo w poniedziałek do pracy. To nam daje niecałe 24 godziny. A to malo czasu na zlapanie 4 dzikich kotow... no 3 dzikich i jedna mniej dzika. Ale nawet wpol oswojone koty czesto czuja ze chce sie je złapac i sprawiaja duzo problemow... nie mozna liczyc na to ze sie Sonia tak latwo da. Awiec decyzja... jedziemy taksowka... pieniedzy szkoda, bo ani Iwonka, ani ja nie mamy ich duzo. A to sobota, a jutro swieto... licza sobie niemalo... ale nie mozemy czekac na niepewny transport o niekonkretnej rannej godzinie w niedziele....jedziemy.
I wracam szczesliwe... jest klatka. Teraz mamy wieksze szanse.
Iwonka została z klatka i kontenerkami pod WC gdzie byla nasza baza... tym samym do ktorego podchodzi Sonia -Plamka. Ja polecialam do Tesco po 'przynete' czyli miesko mielone. Wracam a Iwonka tanczy taniec zwycieski. W kontenerku siedzi mały czarnuszek. Złapała go do kontenerka... sama!
Ustawiamy klatke. Szczesliwe ze taki dobry poczatek. Zimno, bardzo zimno... oczekiwanie.
Łapanie dzikich kotow to super sprawa jesli chce sie cwiczyc cierpliwosc. Trzeba jakby trwac w stanie spokojnej nadzieji, nie mozna ufac ze zaraz cos bedzie, ze sie złapie, ale trzeba ufac ze w koncu sie złapie. nie mozna sie ekscytowac, ale trzeba sie cieszyc, bo nie mozna sie załamać... tego nie wolno. trzeba czekac. takie oczekiwanie ma cos z medytacji.
Czas gdy sie tak czeka płynie w swoisty sposob a wydarzenia, a raczej ich brak sprawiaja ze wszystko potem wydaje sie jakby ciagłoscia. Dodatkowo ten mróz. Nie wiem ile czasu mineło ale nie tak duzo... a w klatce łapce siedzial biały w czarne łatki - maluszek. Sierota straszna. BO to ten najmniejszy. Ten 'co mu się najmniejszy cycek dostał'. Oczka gorsze, umorusany, nosek niesety od klatki łapki miał zdarta skórke. Bieda straszna. Zabieramy cały 'mandzur' i idziemy do domu z maluchami. Nie chcemy 'przekladac' malucha z klatki do nosidelka ze strachu ze sie cwaniaczek wymsknie.
Zostawiamy maluchy w domu Iwonki i wracamy na posterunek. Jest juz ciemno. Zimno. Gdzieniegdzie snieg, ale nie pada. Wracamy z nadzieja ze przyjdzie 3ci maluch i Sonia-Plamka.
Czekamy. Najapierw jest ok, potem troche zimniej. POtem.. juz bardzo zimno. Ja mam tylko trampki, bo nie posiadam jeszcze zimowych bucikow. Stopy - sopelki... Zaczynam robic rundki dla rozgrzewki. Przy okzaji łapania dodatkowy trening (pochwale sie ze jezdze w zawodach MTBO... czyli oreintacja rowerowa w terenie:) Pajacykow robic nei mozna bo sie za duzo hałasu robi. Iwonka zaczyna sie martwic o Sonie, bo bidula powinna przyjsc, a ona nie przychodzi.
Zimno. Zimno. Znowu biegam. Kociakow nie ma. Ciemno. Zimno. Co jakis czas przychodza 'do nas' panowie szukajacy ustronnego miejsca na 'toalete'. Przechodzi przez plyte parkingu samotny rezerwista 'spiewajac' ile sil. Iwonka mu wturuje. Smiejemy sie. ALe nie jest tak wesolo. Kotow nie ma. Tak dobrze nam szlo i... Tylko te zimno. Ale nei wolno sie poddawac. Noc. Co jakis czas podjezdza radiolka. ale panowie policjanci nawet nei wychodza. 2 dziewczyny siedzace w ciemnym rogu obok torów, a oni nie spytaja o nic.... ale znaja Iwonke. Wiedza ze przyszła do kociakow.
Decydujemy sie na postawienie sobie granicy na ten wieczor. Ustalona godzina mineła. Klatka pusta. Kotow nie ma. Zmartwione idziemy do domu. Mamy jeszcze jutro rano i pol popoludnia... no i 2 kocaiki juz w domu. Wiec nie ejst tak zle.
W koncu... cieplo. Kolacja, nasza i kocaikow Iwonki. Ona jeszcze karmi te obok, piwniczaki no i swoje domowe. I w koncu idziemy spac. Budziki na 5ta.
Ja spie jak kamien, Iwonka nie moze, z nerwow.
Rano idziemy spowrotem na posterunek. Rozstawiamy klatke. Jest bardzo zimno. Ja od razu biegam. Znow czekamy. Iwonka zmartwiona, ze nadal Sonka nie przyszla. Ze to dziwne. Czekamy. Biegam. Czekamy. Siedzimy na kontenerkach juz nic nie mowiac. Ja ide co jakis czas sprawdzic okolice. Czy choc sladu nie bedzie ze gdzies łażą. Zimno. Wieje.
ok 9tej w koncu przyszedł. My w bezruchy czekamy. Czy wejdzie? Obchodzi klatke, wacha, niepewnie wchodzi. Nie zawsze klatka lapka sie zamyka... jesli sie ustawi bolec za głeboko to sie nie zamknie. Kociak wchodzi dalej. Je. Klatka nadal sie nei zamkneła. My patrzymy stojąc w bezruchu. Musi postawic łapki na platforemce. Jest!
Biore klatke. Zabieram malca do domu. Iwonka jest tak zdeterminowana by złapac Sonie - Plamke ze nie chce isc nawet na herbate, zebys sie troche rozgrzac. Zatargałam klatke. Wypuszczam malca. Robie do termosu herbate i kanapki. Wracam.
Jemy, pijemy, czekamy. Biegam. Siedzimy. Ide na druga strone torow. Moze tam jest Sonka. Znowu głodne, juz całkiem przemarżniete. Nawet bieganie juz nei pomaa a i sil na taki truchcik coraz mniej. Mało snu i czlowiek wymeczony... no i te nerwy... ta cierpliwosc duzo kosztuje. Ale Iwonka nie che opuscic nawet na chwile tego miejsca. BO moze SOnia-Plamka własnie wtedy przyjdzie na chwile i szansa prysnie. A ja trzeba złapać. Ona tak o to 'prosila'. Iwonka martwi sie, bo moze akurat teraz kiedy jest juz pomoc i domek czeka to... nie dala rady kocina. Moze juz jej nie ma. Czekamy. Czekamy. Ide na druga strone torow po zapiekanke. Wszsytko zamkniete tylko ta budka. Zanim doniosłam juz zimne. Wszstko juz jest obojetne... Tylko niech ta kocina przyjdzie. czekamy.czekamy. Niedaleko ida ludzie na Jasna Gore. Spiewaja. Iwoka tez spiewa. Czekamy. I juz nic tylko mrożny wiatr i czekamy.
Połodnie. Ja siedze na kontenerku, Iwnoka stoi. Nic juz nie mowimy. I nagle słysze... Jest. Jest Sonia. Jest. Podeszła. miałkneła i dała sie Iwonce wziaść na rece. Nawet nei robiła problemow kiedy wkłądałyśmy ja do kontenerka. My szcześliwe. Są. Są wszystkie 4.
Dotarłyśmy do domu i wtedy spadł śnieg.
***
Potem jeszcze sie działo, bo maluchy nie chcialy sie dac złąpac w pokoju a i Sonia-Plamka bała sie pewnie ze znow na ulice bedzie zabrana i nei chciala do kontenerka. ALe sie udało. I wracałąm z 4 kotami. Fajnie tak, w pociagu cały przedział sie nimi interesował.
W krakowie Sonie-Plamke zabrałą do DT moja przyjaciołka. KOcia ma sie dobrze. Musiałą być kiedyś domowym kotem. Ta przyjaciołka powiedziła ze kocina zachowuje sie jakby u nich mieszkała od zawsze. Śpi na różowej pufie... Historia jak z bajki... wczoraj pod barakiem a dzis na różowej podusi. Maluchy sa razem u Jadzi, ktora ma juz... oj ma zwierzakow w domu... ma bardzo duza gromadke. Ale znalazła miejsce dla maluchow. Sa bardzo dzikie. Trzeba im bedzie duzo cierpliwości i milości. Wyrosna na dobre kociaki. Tylko... musza miec juz stałe domki. Gdzie im sie poświeci wiele czasu.
****
Wracam jeszce po te dorosłe dzikie kolejaczki. ALe to juz nastepna historia.... I czy nie było warto?
king