Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro lis 07, 2007 18:11

tu Uschi_nieprzelogowana (i nie o Władziu :twisted: )

O dzieciach.

Wydałyśmy do domu Z dzieckiem (dziećmi) - nie DLA dziecka - trzy koty (jeśli mnie pamięć nie myli). Tumicę (u forumowej sylvii1), Misza i Krykieta. Tumica - nasze pierwsze tymczasy (ale dom był forumowy), Misz - adopcja podbramkowa, bo znalazł się u nas właściwie przypadkiem i w domu była jatka - vide psychiczna Mrufka) i Krykiet - wrócił z nieudanej adopcji (o której pisała wcześniej tanita)- lękliwy, nieufny, czasem przy tym agresywny.

:arrow: Bardzo ważne jest to, jak samo dziecko zachowuje się przy kocie.

Dzieci sylvii - z daleka bawiły się z Tumcią, grzecznie słuchały mamy, kiedy mówiła im, ze kotek się boi, ze trzeba się z nim łagodnie bawić. Miały już doświadczenie z kotami. Dom idealny :)

Córeczki domu Misza nie poznałyśmy (była akurat na wakacjach), ale kluczowe było dla nas nastawienie rodziców - o tym zaraz.

Synek Żaby (domku Krykieta) przeraził nas podczas wizyty - nadpobudliwy, głośny, piszczący ;), wiecznie w ruchu. Choć Żaba była domem wymarzonym, bałyśmy się, że Krykiet w życiu nie poradzi sobie z tak ekspansywną osobowością - dzieci nie znał, u nas i w pierwszym domu była cisza i spokój. Ale ale - Krykiet SAM OSOBISCIE PRZYSZEDL SIE Z NIM BAWIC :). No i wszystko było jasne.

:arrow: Stosunek do tego, że kot może zrobić dziecku krzywdę (podrapać, w obronie własnej ugryźć)
U sylvii było jasne, że po kilkuletnim doświadczeniu z kotami dzieciaki wiedzą, jak koty traktować.
U Misza - facet i jego żona poważnie zapewniali, ze dokładnie nauczą Helenkę, że nie wolno bawić się z kotem, kiedy on nie ma ochoty. Do dziś potwierdzają w mailach, ze zarówno Misz, jak i dziecko są z układu zadowoleni :)
U Żaby i Krykieta - w domu był już pies, więc dziecko znało zasady relacji ze zwierzakiem. Poza tym Żaba cały czas powtarzała swojemu adhdowcowi ;), że kotek się boi, ze trzeba z nim ostrożnie - "bo podrapie i to będzie twoja wina i ja cię ni ebędę ratować" :). Wyrabianie mądrego, podmiotowego stosunku do zwierzaka :)


Tanita mi właśnie mówi "aleś wysmażyła", więc już kończę i jedziemy z Władziem

A. Co do dzieci. PYTAĆ O CIĄŻĘ I TOXO!
Obrazek
Nie ma Sopelka :(

tanita

 
Posty: 2891
Od: Śro lip 27, 2005 22:17
Lokalizacja: Warszawa-Bródno, forpoczta Mafii Tarchomińskiej

Post » Czw lis 08, 2007 12:07

ogocha pisze:
Agalenora - jesteś bardzo radykalna.


Potraktuję to jako komplement.
Tak, jeżeli chodzi o zwierzaki, które oddaję jestem wymagająca i radykalna. A przynajmniej świadoma własnych wymagań. I jasno o nich mówię. Bo chcę mieć jak największą pewność, że dom będzie super.
Bo takie też są. I bardzo dużo mi się trafiło.

Chciałam zapewnić, że w realu jakoś nie 'straszę':wink: - spotykam się z 'domkami', trafiam na fajnych ludzi.
Po adopcji sami z siebie dzwonią, mailują i zapraszają mnie w odwiedziny.

Z tymi 'niefajnymi' po prostu nie mam ochoty ciągnąć dalej dyskusji...




ogocha pisze: Nie mnie oceniać czy to dobrze czy źle. Staram się dawać ludziom drugą szansę. Nie lubię kłamstwa i krętactwa ale wiem, ze i dobrym, porządnym osobom takowe się zdarzają. Może to wiek zrobił mnie bardziej tolerancyjną :)



Co z tym do czynienia ma wiek?

Nie mam zamiaru bawić się w samozwanczego psychologa kosztem zwierzęcia.

Za duża jest stawka. Po prostu.

Mała dygresja Bardzo OFF-TOPIC ale tak mi się nasunęło.

Moja długoletnia kolezanka szukając partnera życiowego miewa takie zezowate szczęście i co rusz trafia na facetów drani, każde ich dranstwo tłumaczy trudnym dziecinstwem, cieżkim dniem w pracy, nadzwyczajną wrażliwością?
I tak samo źle się to konczy- dla niej... jej skłonnośc do przebaczania, dawania drugiej szansy, tłumaczenia ludzkiej niegodziwości przysparza jej cierpień. Chyba zupełnie niepotrzebnych. Żali się przyjaciołom, płacze w poduszkę. Historia się powtarza.


Jak dla mnie - kłamstwo jest kłamstwem - a pod nieuczciwym działaniem - tym bardziej - nieznajomych osób nie będę na siłę dopatrywać się ukrytych dobrych intencji.



Ogocha, Mam propozycję, jak najbardziej serio.

Weź chorego, dzikiego kociaka pod swój dach. Jednego - choć ja zazwyczaj biorę kilka. Wylecz go za własne pieniądze, przekonaj nieudne zwierzę, że ludzie nie są straszni. Z pokorą znoś ciche dni w domu gdy np. TŻ ma tego wszystkiego dość. A do tego pracuj zawodowo. Zrób ogloszenia, zdjęcia, odbieraj telefony o różnych porach dnia, rozmawiaj z rożnymi ludźmi. Cały czas bądź czujna. Bo niestety, gdy ogloszenia wiszą trzeba być czujnym non stop. Bo a nuż zadzwoni 'ten telefon'...

Na podstawie tych rozmów podejmuj dobre decyzje - i zakładam ze zależeć Ci będzie (wersja A) na znalezieniu zwierzakowi domu, a nie jak najszybszym dogadaniu sprawy pozbyciu się 'ciężaru' (wersja B)

EDIT: Dodam - oczywista oczywistość - ale może nie dla wszystkich jasne. Jest jeszcze kwestia emocjonalnej więzi. Ja zawsze ryczę gdy rozstaję się ze zwierzakami, które przez kilka tygodni, miesięcy mieszkały z nami jako członkowie rodziny. Za każdym razem muszę toczyć ze sobą walkę...




***
Chciałabym jednak na tym zakończyć tę dyskusję, przynajmniej TU.
Wolałabym żeby wątek pozostał bardziej 'tematyczny'
8)
Ostatnio edytowano Czw lis 08, 2007 13:43 przez Agalenora, łącznie edytowano 1 raz

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Czw lis 08, 2007 12:26

tanita pisze:Synek Żaby (domku Krykieta) przeraził nas podczas wizyty - nadpobudliwy, głośny, piszczący ;), wiecznie w ruchu. Choć Żaba była domem wymarzonym, bałyśmy się, że Krykiet w życiu nie poradzi sobie z tak ekspansywną osobowością - dzieci nie znał, u nas i w pierwszym domu była cisza i spokój. Ale ale - Krykiet SAM OSOBISCIE PRZYSZEDL SIE Z NIM BAWIC :). No i wszystko było jasne!


O dzieciach - c.d.

Niedawno oddawałam Maszę - W odwiedziny przyszła pani z synkiem lat 4. Moj maż określił go mianem 'antydzieciak'. Biegał po całym mieszkaniu, zaczepiał koty, piszczał, wszędzie go było pełno. W dodatku, jak dowiedziałam się ' on sobie wybrał sobie kota' :roll:


Przekonało mnie jednak podejście jego mamy. Powiedziała coś bardzo śmiesznego a jednocześnie ważnego:
'Razem z Kizią uczymy go, jak postępować z kotami'
W domu jest już 7 letnia kotka. Dłużej niż dziecko. I na prawach członka rodziny. Pani zapytała synka:
Powiedz, jak Cię Kizia nauczyła, ze kot nie jest zabawką 'drapnęła mnie' 'A jak myślisz, dlaczego'. Po czym chlopiec zawstydzony schował głowę w rękaw mamy 'bo ją dręczyłem'

Poki co, z relacji wynika, że jest dobrze, koteczki zaprzyjaźniły się. Masza na razie unika chłopca (nawet u nas była dość nieufna), ale intuicja podszeptuje, że wszystko będzie dobrze.

Zgadzam się, to co mnie przekonało, to doświadczenie i rozsądne podejście rodzica.

Gdyby to miał być pierwszy kot tej pani i tego chłopca, nie zdecydowałabym się...

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Czw lis 08, 2007 12:54

Rob pisze:
Barbara Horz pisze:Rob nie bedę się nawet denerwować tym co piszesz, bo po prostu nic nie rozumiesz i pewnie bardzo długo musiałabym to opisywać.
- no wlasnie nic nie rozumiem. Jestem debilem i skonczonym dupkiem tylko dlatego ze mam inne zdanie. Przepraszam najmocniej Barbara ze moj iloraz inteligencji nie dorównuje Twojemu....
Jana- owszem pewnie Ty i inni mozecie przytoczyc sporo przykladow ze adopcja ma sens, tak samo jak ja i inni ze to jednak nie wyjscie.
Dlaczego jednak w kolko piszecie to o umieralni dla zwierzat (schroniska) ale zeby zabrac zwierzaka sa takie trudnosci?


Dlatego, że mając zwierzaka na tymczasie nawiązuje sie więź emocjonalna miedzy sierściuchem i tymczasowym opiekunem.
W związku z tym opiekun nie chce aby kotek trafił np:

- do gospodarstwa przy drodze krajowej nr 8 gdzie kilkanaście poprzedników zgineło pod kołami
- do rodzinki z dwójką sadystycznych dzieci, jako zabawka wyrzucona przed wakacjami
- do ludzi, którym koty znikają lub wypadają z okien
- do pseudohodowli rozmnażających
- do ludzi, którzy z innych względów kota mieć nie powinni (np. alergia)

Proponuję ci eksperyment. Weź kotka na tymczas z zamiarem wyadoptowania. Ciekaw jestem jak bardzo będzie ci obojętne komu go oddajesz.
Czy po kilku wspólnych dniach czy tygodniach nie bedzie cię interesowało co sie z nim dalej stanie. Pzdr.

PcimOlki

 
Posty: 10931
Od: Nie wrz 16, 2007 14:12
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lis 08, 2007 15:56

A ja myślę dziewczyny, że absolutnie nikt nie napisał w tym wątku, że powinnyśmy oddawać koty byle gdzie, tylko, że czasem można nieodpowiednim podejściem zrazić kogoś, kto mógłby być albo jest dobrym domem. (vide moja historia)
Pipsi ♡ 24 marca 2016 [']

Pipsi

Avatar użytkownika
 
Posty: 4289
Od: Pon paź 16, 2006 11:10
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw lis 08, 2007 16:26

Mysza pisze:jopop ty łapiesz dużo kociąt, stada całe, "masówka" idzie ;)
By nie ugrzęznąć jak w schronisku bierzesz też pod uwagę domki na 3 czy 4.


Nie całkiem tak - nie grozi mi ugrzęźnięcie jak w schronisku, po prostu dopóki nie oddam tego co mam - nie uratuję następnych. Nie oddaję tych co są juz u mnie po to by nie mieć tymczasów, tylko by mieć miejsce dla następnych. Liczba ich u mnie jest niezmiennie wysoka, choć zmienna:)

Poza tym - co zresztą napisałam - nie oddaję uratowanych przez siebie kotów do domków na 3. Nie potrafię, nie jestem na tyle silna psychicznie. Emocje wygrywają, choć ROZUM mówi, że byłoby to dla kotów jako populacji (a nie pojedynczych egzemplarzy) sensowniejsze. Takim domkom daję tylko (jeśli mam) namiary na koty, które jako alternatywę mają tylko śmierć i z którymi - jak bardzo brutalnie by to nie brzmiało - nikt się jeszcze nie związał emocjonalnie...

Mysza pisze:Ale są osoby które w roku mają 2-3 tymczasy i te szukają domków tylko na 6.
No i jest cała masa osób po środku mająca ok 10-15 kociąt w roku.

Różnie bywa i faktycznie selekcja domków będzie się różnić od ilości kociąt jakie nam wpadają w ręce.


Zgoda. Ale rocznie znajduję więcej niż 2-3 domki na "6". Może dlatego, że - co dużo osób w tym wątku podkreśla - staram się ludzi nie odstraszać na początku i zwykle daję im szansę wykazania się w bezpośredniej rozmowie.

Mysza pisze:Choć niektórzy po prostu nie wezma, nie zainteresują się kolejnym miotem dopóki nie oddadzą swojego do 5-6-kowego domku.
Każdy ma wybór jak prowadzi ten "interes". Taka mała dygresja ;)


I myślę, że to wytłuszczone zdanie najlepiej oddaje istotę rzeczy. To jest rzeczywiście kwestia wyboru, sumienia, odporności psychicznej i umiejętności zbudowania sobie blokady emocjonalnej osoby ratującej koty.

Ps. jakby ktoś obserwując ten wątek chciał nagle pomóc kotom, to mam pilne chyba 3 mioty małych kociąt, które nie mają żadnej szansy jeśli się ich nie weźmie zanim nie zrobi się jeszcze zimniej...
Obrazek

jopop

 
Posty: 19154
Od: Pt maja 20, 2005 20:05
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt lis 09, 2007 22:19

Pipsi, dziekuję za zachowanie zdrowego rozsądku i umiejętności wyciagania wniosków z wypowiedzi innych osób (nawet w przypadku tych indywiduuów :) z którymi sie nie zgadzasz). Z tego co widze (i co jest smutne raczej) mamy tutaj towarzystwo wzajemnej adoracji, które zamiast kulturalnie porozmawiać zacietrzewia się niepotrzebnie.
Agalenora nie znasz mnie, nie zapytałaś nawet czy mam, jakie i ile zwierzaków i czy o nie dbam i czy wydaję na nie pieniadze. Zawsze miałam zwierzaki a niedawno zaadoptowałam bardzo chorą kotkę. I wiesz, chyba szczęście dla niej, że nie brałam jej od Ciebie, bo chyba nic by z tego nie wyszło. Nie ma nic bardziej irytującego niż przesłuchiwanie na modłę KGB. Z Twoich wypowiedzi wynika, że właśnie masz taki styl.... albo może tak apodyktyczna (powiedziałam i koniec dyskusji!) i arogancka jesteś tylko w piśmie (oby!). W taki właśnie sposób można zrazić do siebie ludzi. Nie wierzyłam w opowiadania osób, które miały stycznośc z podobnymi forami a które w skrócie brzmiały: "te panie od zwierzaków to sa troche tego...". Z całym szacunkiem dla większości stąd ale po wypowiedzi Agalenory nie dziwi mnie, że niektórzy mogli się uprzedzić i wyrobić sobie, niezbyt dobre niestety, zdanie.
Agalenora a jesli chodzi o TŻ i pracę: TŻ akceptuje moje akcje bo nauczony tolerancji i szacunku dla "dziwactw" innych Homo Sapiens (pewnie też kwestia wieku :)), praca to 12h dziennie (Klinika, przychodnia), dyżury i telefony nocne od pacjentek.
A wiek - cóż - mając dwadzieścia parę lat, na zajęciach z psychiatrii mieliśmy test osobowości. Byłam radykalna prawie na 100% - od tej pory minęło całkiem sporo czasu i doświadczenia zyciowe nauczyły mnie pokory, elastyczności i nieco pobłażania dla ludzkich słabości (dystans do siebie też jest ważny - polecam Agalenora :))
Przykład koleżanki - nieudany- ewidentnie ma kłopoty ze sobą ... i, na Boga!, pisz te dygresje większą czcionką bo, pewnie ze względu na mój znacznie bardziej zaawansowany od Twojego wiek, ciężko się doczytać.

I tym kończę (więcej nic nie mam do powiedzenia) i pozdrawiam,
Gośka
pozdrawiam,
ogocha
Obrazek
Chałwa, Kitel i Thalia ['] na zawsze ze mną

ogocha

 
Posty: 1309
Od: Wto sie 07, 2007 22:03
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt lis 09, 2007 23:11

ogocha pisze:Pipsi, dziekuję za zachowanie zdrowego rozsądku i umiejętności wyciagania wniosków z wypowiedzi innych osób (nawet w przypadku tych indywiduuów :) z którymi sie nie zgadzasz). Z tego co widze (i co jest smutne raczej) mamy tutaj towarzystwo wzajemnej adoracji, które zamiast kulturalnie porozmawiać zacietrzewia się niepotrzebnie.
Agalenora nie znasz mnie, nie zapytałaś nawet czy mam, jakie i ile zwierzaków i czy o nie dbam i czy wydaję na nie pieniadze. Zawsze miałam zwierzaki a niedawno zaadoptowałam bardzo chorą kotkę. I wiesz, chyba szczęście dla niej, że nie brałam jej od Ciebie, bo chyba nic by z tego nie wyszło. Nie ma nic bardziej irytującego niż przesłuchiwanie na modłę KGB. Z Twoich wypowiedzi wynika, że właśnie masz taki styl.... albo może tak apodyktyczna (powiedziałam i koniec dyskusji!) i arogancka jesteś tylko w piśmie (oby!). W taki właśnie sposób można zrazić do siebie ludzi. Nie wierzyłam w opowiadania osób, które miały stycznośc z podobnymi forami a które w skrócie brzmiały: "te panie od zwierzaków to sa troche tego...". Z całym szacunkiem dla większości stąd ale po wypowiedzi Agalenory nie dziwi mnie, że niektórzy mogli się uprzedzić i wyrobić sobie, niezbyt dobre niestety, zdanie.
Agalenora a jesli chodzi o TŻ i pracę: TŻ akceptuje moje akcje bo nauczony tolerancji i szacunku dla "dziwactw" innych Homo Sapiens (pewnie też kwestia wieku :)), praca to 12h dziennie (Klinika, przychodnia), dyżury i telefony nocne od pacjentek.
A wiek - cóż - mając dwadzieścia parę lat, na zajęciach z psychiatrii mieliśmy test osobowości. Byłam radykalna prawie na 100% - od tej pory minęło całkiem sporo czasu i doświadczenia zyciowe nauczyły mnie pokory, elastyczności i nieco pobłażania dla ludzkich słabości (dystans do siebie też jest ważny - polecam Agalenora :))
Przykład koleżanki - nieudany- ewidentnie ma kłopoty ze sobą ... i, na Boga!, pisz te dygresje większą czcionką bo, pewnie ze względu na mój znacznie bardziej zaawansowany od Twojego wiek, ciężko się doczytać.

I tym kończę (więcej nic nie mam do powiedzenia) i pozdrawiam,
Gośka


8O
zwłaszcza chyba pokory i elastyczności...bo nad pobłażaniem pewnie jeszcze pracujesz...
I kolejna diagnoza internetowa...tym razem padło na koleżankę Agalenory.
Jeszcze raz, bardzo dokładnie przeczytałam ostatnie posty Agalenory i kompletnie nie rozumiem co wywołało taką reakcję...

8O 8O 8O

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pt lis 09, 2007 23:34

ogocha pisze:Rany :) aż cud, że koty przeżywają na wolności :)


Niestety, wiele/większość nie przeżywa. Te, które widzisz, jako pozornie szczęśliwe `wolne` koty to niewielki procent tych, które się rodzą.

ogocha pisze:A tak na poważnie - zdrowy rozsądek i wyobraźnia, w wielu przypadkach uchroni nas i nasze zwierzaki od nieszczęśliwych wypadków.


Masz rację, ale to ludzie obdarzeni są tymi cechami. Kot nie ma rozsądku i wyobraźni. Dlatego dziewczyny, które są domami tymczasowymi, tak trzęsą się na wyborem odpowiedniego domu dla swoich podopiecznych. Bo nawet niektórym ludziom brak rozsądku i wyobraźni.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Sob lis 10, 2007 1:20

Maryla pisze:dla mnie spotkanie
i rozmowa
słucham tego co mówią i jak mówia
i jak reaguja na kota
dlatego nie do wyobrazenia jest dla mnie adopcja do innego miasta - taka na odległosc
bo mail i telefon bywa ze nie odkrywaja prawdy


Pozwole sobie na sentymentalne OT :lol:
Jestem zywym przykladem - nie dostalam kota od Maryli :lol: Rowniutko 3 lata temu. To byla bardzo szczesliwa decyzja choc wtedy okropnie mnie zezloscila :lol: Dzieki temu trafilam na miau i jestem dla kotow tym czym jestem.
" (...) Ty nieuku pisowski!"
"Ale zawsze można zmądrzeć, naprawdę. Miejcie odwagę, spróbujcie! Chyba że nadal wolicie być w sekcie, w której wasz guru robi z Wami co chce i kiedy chce."
Obrazek
https://www.sklepjubilerski.com/porady- ... jubilerski, cytaty: 1.S. Niesiołowski, 2. D.Wildstein

Liwia

Avatar użytkownika
 
Posty: 15729
Od: Pt gru 03, 2004 19:58

Post » Sob lis 10, 2007 1:30

Ja też nie dostałam.Od Jany.Choć pewnie i teraz też bym się nie załapała :evil: :wink:

moka1

 
Posty: 1903
Od: Nie lut 25, 2007 15:48
Lokalizacja: warszawa

Post » Sob lis 10, 2007 1:42

no prosze :lol:
" (...) Ty nieuku pisowski!"
"Ale zawsze można zmądrzeć, naprawdę. Miejcie odwagę, spróbujcie! Chyba że nadal wolicie być w sekcie, w której wasz guru robi z Wami co chce i kiedy chce."
Obrazek
https://www.sklepjubilerski.com/porady- ... jubilerski, cytaty: 1.S. Niesiołowski, 2. D.Wildstein

Liwia

Avatar użytkownika
 
Posty: 15729
Od: Pt gru 03, 2004 19:58

Post » Sob lis 10, 2007 20:49

Liwia pisze:
Maryla pisze:dla mnie spotkanie
i rozmowa
słucham tego co mówią i jak mówia
i jak reaguja na kota
dlatego nie do wyobrazenia jest dla mnie adopcja do innego miasta - taka na odległosc
bo mail i telefon bywa ze nie odkrywaja prawdy


Pozwole sobie na sentymentalne OT :lol:
Jestem zywym przykladem - nie dostalam kota od Maryli :lol: Rowniutko 3 lata temu. To byla bardzo szczesliwa decyzja choc wtedy okropnie mnie zezloscila :lol: Dzieki temu trafilam na miau i jestem dla kotow tym czym jestem.


Liwia - Ty juz to wiesz - ale życie dopisuje nieoczekiwane pointy
Basza trafił wtedy do absolutnie cudownego domu do którego oddałabym kazdego kota
ale nie żyje :( zmarł na FIPa 2 miesiące po kastracji

a tak btw: a jednak do Krakowa oddałam innego kota, ale to była wyjątkowa adopcja
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Sob lis 10, 2007 20:55

ogocha pisze: "te panie od zwierzaków to sa troche tego...".


tak jak panie od uposledzonych dzieci
staruszków
ekologii
przemocy domowej
które nie mówia kilka razy dziennie świata nie zmienisz, w życiu już tak jest etc
bo im zależy
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Sob lis 10, 2007 21:09

Ja na przykład miałam wielkie niepowodzenie adopcyjne w przypadku MaliBu. Stawiałam tak wysokie wymagania, że w tym kraju nikt im nie był w stanie sprostać. Dlatego MaliBu została u mnie na stałe.
Wyadoptowanie kota to powierzenie życia istoty ktora jest od nas zależna, drugiej osobie. Z życiem nie można igrać, bagatelizować je, traktować lekko, szczególnie jeśli jest to życie cudze. I bez róznicy czy to człowiek czy zwierzę. Tak samo pragną ciepła, miłości i opieki.
Jesli jest się człowiekiem dojrzałym i odpowiedzialnym, a szczególnie empatycznym , to nie dziwią pytania przy adopcji, nawet bardzo niewygodne.
"Im dłużej przebywam z ludźmi, tym bardziej kocham swoje zwierzęta."
Wiem, robię błędy ortograficzne
Nie puszczone bąki powodują przesrane myśli.
[url=http://www.etovet.pl[/url]

Puchacz

 
Posty: 2013
Od: Nie lut 22, 2004 16:23
Lokalizacja: W-wa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Jura, puszatek i 60 gości