szary ,pochmurny dzien ..niczym ja teraz...za pare godzin stane pewnie prze dylematem podac Tycinkowi surowice czy nie...nie moge spac ,jeść ,mysleć...żyć...
jeżeli surowica bedzie podam srfebrnemu i eMilce...Tyciakowi pewnie nie ..nie dam rady.....mam wrażenie że sece mi peknie...
nie pytam ile kosztuje ..nie pytam z kad i jak ..nie pytam o nic...bo teraz nie to jest wazne...ciągle zadaje sobie pytanie ....podac pędrakowi czy nie....co robić...jak dostanie wstrząsu jak znależc u niego zyłke w tej chudej pajęczej łapince...czy ja go nie zabije...
tamte kociaki duże...też się boje ale ich gabaryty są takie że bez problemu dokopiemy sie do żył..
mój mały kochany Tycinek...
koteczka u M .odeszła...w dalszym ciągu stawiam na robale...gdybym nie zajeła się sreberkiem natychmiast tez by odszedł...tak rzygał....
ten wczoraj też ale ja na przywitanie zawsze serwuje odrobaczanie...robale były martwe ,musi wydalic toksyny...
ale jeżeli się myle....
koty z tartaku nie maja kontaktu z innymi kotami ..miały kontakt z kotami z piwnicy ale tym nic nie jest ....
nie było biegunki tylko wymioty ,odwodnienie ..smierć...
nie była odrobaczana...nie robiła kupki...
łeb mi pęknie...
na dworzu zimno ...musze dobrze wymościć transporter ...flacha musi byc...zapomniałam kupić termoforu....
zle funkcjonuje......
