Dzięki, dziewczyny.
Nie jest mi z tym łatwo, gdzieś w tyle głowy ciągle mi dźwięczy uparta myśl - że chciałam pomóc, a być może zaszkodziłam.
No i mam teraz schizę, że coś się stanie Koko. Biegam więc ciągle do łazienki sprawdzać co z nią. Na szczęście wszystko wydaje się być ok - poza sraczką, no ale to odrobaczenie + zmiana diety może dawać takie efekty. Kupki zresztą ładnie lądują w kuwetce i są skrupulatnie zasypywane - cudny to widok swoją drogą, taka mała kocia pchła kopiąca z powagą wieeelki dół, a potem usypująca wieeelki kopiec
Koko ma apetyt, ładnie i całkiem sporo wczoraj zjadła. Przestała na mnie prychać i chyba ma już ochotę się zaprzyjaźniać - jak wchodzę do łazienki wygląda ze swojego pudełka i miauczy do mnie.
Zaczyna buszować po łazience, zwiedza kąty, walczy z wyimaginowanymi wrogami (np. z moim kapciami, które stały przed kabiną prysznicową w czasie, kiedy ja się kąpałam).
Reaguje na miauczenie moich kotów za drzwiami. Zaczyna wtedy piszczeć - mam wrażenie, że nawołuje i szuka (brata? mamy?).